O tym, czy wewnętrzny system zarządzania jakością jest bardziej szansą, czy jednak zagrożeniem dla podmiotu medycznego, gdy dojdzie do sprawy o błąd medyczny, mówił podczas swojego wystąpienia w trakcie 13. Kongresu Prawa Medycznego w Krakowie dr hab. Radosław Tymiński, adwokat. Najważniejsza konkluzja jest taka, że na szpitale czeka wiele pułapek, które wynikają również z nieprecyzyjnie sformułowanych kryteriów i kwestii organizacyjnych.
Wewnętrzny system to szansa na jakość…
Trzeba przypomnieć, że zgodnie z ustawą o jakości wewnętrzne systemy zarządzania jakością powinny być wdrożone w każdej placówce medycznej, która ma podpisany kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. Termin na realizację obowiązku minął 30 czerwca br. Sama ustawa nie definiuje tego, czym jest jakość, ale wskazuje konkretne wskaźniki, na podstawie których można ją oceniać. Podstawowym celem jest oczywiście jak najszersze wyeliminowanie zdarzeń niepożądanych i realne podniesienie jakości leczenia pacjentów. Mec. Tymiński zaznaczył, że kwestią, od której każdy podmiot powinien zacząć działania w tym obszarze, jest identyfikacja obszarów priorytetowych i ryzyka. Jak wynika z przytoczonych przez niego danych, wiele zdarzeń niepożądanych w szpitalach (szacuje się, że nawet 49 proc.) wynika z nieprawidłowej komunikacji (np. między personelem – pielęgniarka podaje po raz drugi lek temu samemu pacjentowi, bo nikt nie poinformował jej, że zlecenie zostało wykonane). Zdarza się, że błędy są wręcz czysto techniczne – w przypadku farmakoterapii średnio aż 12,5 proc. preskrypcji dokonywanych przez lekarzy jest obarczonych błędem (błędne dawkowanie, źle dobrany lek itp.). Z drugiej strony, nie bez winy są też sami pacjenci. Dane wskazują, że aż 70 proc. Polaków nie przestrzega zaleceń lekarzy (np. nie przyjmuje przepisanych leków w ogóle bądź robi to nieprawidłowo).
Nie każdy czynnik ryzyka da się wyeliminować, są jednak obszary, w których można to zrobić. Z tego punktu widzenia mec. Tymiński ocenił, że rzetelnie wdrożony wewnętrzny system może być szansą np. na szybką identyfikację problemów, usprawnienie organizacji, poznanie opinii pacjentów, monitorowanie i poprawę jakości leczenia.
… czy wyższe ryzyko przegranej w sądzie?
Z drugiej strony, wewnętrzny system to sporo zagrożeń dla placówek medycznych. Jednym z przykładów rozwiązań, które mogą być niekorzystne dla podmiotów leczniczych i, wbrew intencjom, nie przynieść odpowiedzi na pytania dotyczące tego, jak w danym miejscu wygląda jakość leczenia, są ankiety satysfakcji, które pacjent wypełnia po wizycie w przychodni, AOS (Ambulatoryjnej Opiece Specjalistycznej) czy w szpitalu. Wzory ankiet opracowało Ministerstwo Zdrowia – dla każdego podmiotu są one nieco inne, tak, by uchwycić specyfikę i różnice. Tyle teorii, w praktyce jednak nie do końca się to udało. Jak zauważył mec. Tymiński, ankieta została oparta na tzw. skali NPS (Net Promoter Score, czyli Wskaźnik Rekomendacji Netto). Pozwala ona zbadać satysfakcję klientów w odniesieniu do danej firmy czy usługi. Rezultat polega jednak przede wszystkim na stwierdzeniu, czy dany klient zdecydowałby się na jej polecenie. Ankieta przeznaczona dla pacjenta jest skonstruowana na zasadzie jedenastostopniowej skali „buziek”, gdzie 0 jest przeznaczone dla oceny „bardzo źle”, natomiast 10 – bardzo dobrze. – Istota ankiety sprowadza się do tego, że na 11 możliwych odpowiedzi 7 jest negatywnych, 2 neutralne i jedynie dwie pozytywne. Ankieta z założenia będzie więc niekorzystna dla szpitala, skoro ponad 80 proc. opcji ma negatywny wydźwięk – zaznaczył mec. Tymiński.
Cena promocyjna: 159.2 zł
|Cena regularna: 199 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 139.29 zł
Sama skala jest też niezbyt precyzyjna i bardzo szeroka – nie do końca wiadomo, czym różni się „buźka” oceny czwartej i piątej. Część pytań w ankietach zadano w formie zamkniętej (w ankiecie POZ: „Czy wizyta odbyła się w wyznaczonym czasie?”), ale nadal zastosowano do nich skalę jedenastostopniową. W jednym pytaniu znalazły się też pytanie o dwie różne kwestie (również w ankiecie dla podmiotów POZ: „Jak oceniasz zaangażowanie lekarza lub innego personelu placówki w zachęcenie Cię do skorzystania z programów profilaktycznych, szczepień ochronnych, wykonania badań okresowych lub zmiany nawyków na zdrowsze?”). – Czy to ma wyglądać tak, że pacjent ma ocenić najpierw jedno zagadnienie, potem drugie, a następnie wyciągnąć z tego średnią i zaznaczyć ocenę? – pytał mec. Tymiński.
Ankiety mogą więc nie tylko nie pomóc w identyfikowaniu problemów, ale być mocnym argumentem dla prawnika występującego przeciwko podmiotowi medycznemu w razie sprawy sądowej. – Prawnik pozywający podmiot leczniczy może zażądać wyników ankiet pacjentów, które z założenia będą negatywne, ponieważ 81 proc. ocen jest negatywna lub neutralna w skali NPS – wyjaśniał.
Czytaj również: Nad jakością w szpitalach trzeba pracować stale, nie tylko w razie "pożarów"
Zobacz wzór dokumentu w LEX: Ankieta satysfakcji kobiety w ciąży na temat opieki > >
Interpretacja wskaźników wielką niewiadomą
Sporo wątpliwości wciąż budzą wskaźniki jakości, które zostały określone w ramach rozporządzenia. Lek. Sebastian Goncerz, prezes Porozumienia Rezydentów OZZL przypomniał, że wskaźniki miały być wstępem do „płacenia za jakość”, czyli premiowanie tych podmiotów medycznych, które wykonują dane procedury lepiej. – Obecnie jakości w zasadzie się nie premiuje, stawia się na ilość – wskazywał.
A jak wyszło w praktyce? Tak sobie. Sebastian Goncerz zauważył, że, po pierwsze, w ogóle nie wzięto pod uwagę, że w medycynie nie wszystko da się w prosty sposób zmierzyć. Na leczenie i jego efekty wpływa wiele czynników – choćby to, czy dany podmiot ma do czynienia z pacjentem młodym i bez dodatkowych chorób przewlekłych, czy starszym, po przebytym zawale i z rozpoznaną cukrzycą. Zdziwienie środowiska wzbudziło też to, w jaki sposób wybierano decydujące wskaźniki. W odniesieniu do ortopedii wybrano na przykład cztery wskaźniki – i każdy z nich dotyczy endoprotez. – Czy ortopedia składa się więc tylko z tego świadczenia? – pytał retorycznie Goncerz.
Nie wiadomo, czym kierować się także przy ocenie – czy większa ilość cesarskich cięć czy wystawionych recept jest dobra, czy zła. Nie rozstrzygnięto, jak jakość ma być oceniana na oddziałach pediatrycznych (czy o opinię powinno się pytać samych małych pacjentów?), ani w jaki sposób porównać długość hospitalizacji na oddziałach psychiatrycznych, które z natury rzeczy trwają dłużej (normą jest nawet pól roku). Brakuje wskaźników pracowniczych, pozwalających ocenić ilość pracowników w odniesieniu do zapotrzebowania, poziom ich wypalenia zawodowego. – Płacenie za jakość nie jest głupie, ale można na nieskończenie wiele sposobów zrobić to źle. Może powinniśmy najpierw wybrać tylko jeden fragment, a nie próbować regulować w ten sposób całą medycynę od razu – skonkludował Goncerz.
Czytaj także w LEX: Rola samorządu terytorialnego w przekształceniach samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej w świetle ustawy o działalności leczniczej > >
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.