Tegoroczna ustawa budżetowa zakłada, że inflacja wyniesie 3,3 proc. Tymczasem już w momencie jej uchwalania wskaźnik ten wynosił ponad 6 proc., a ryzyko jej dalszego wzrostu potwierdzał nawet prezes Narodowego Banku Polskiego. Od początku było więc wiadomo, że wartości 3,3 proc. nie da się osiągnąć. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że inflacja w lutym osiągnęła już poziom 8,5 proc. W marcu i w kolejnych miesiącach – jak przewidują eksperci – ma być jeszcze wyższa, być może nawet dwucyfrowa.

 

 

Nierealne wartości w ustawie budżetowej

Po co więc przyjmować w ustawie budżetowej nierealne wartości? Inflacja nie jest tu odosobnionym przykładem – w ustawie budżetowej założono, że emerytury i renty wzrosną o 3,6 proc. Prezydent Andrzej Duda, podpisał budżet 2 lutego, dziesięć dni później Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej, poinformowało, że wskaźnik waloryzacji rent i emerytur w 2022 r. wyniesie 107 proc. Emerytury i renty od marca br. wzrosły więc nie o 3,6 proc., jak wskazywał budżet państwa, lecz o 7 proc.

Zdaniem ekspertów, nie powinno być tak, że rząd tworzy budżet, który już w momencie jego uchwalania zawiera nierealne i nieprawdziwe dane. Przez takie działania wiarygodna ocena rzeczywistego obrazu stanu finansów państwa jest niemożliwa. Dodatkowym problemem i – jak się okazuje – stałą już metodą rządu jest przenoszenie różnego rodzaju wydatków poza budżet, do tworzonych dla bieżących potrzeb różnego rodzaju funduszy. Ich środki nie zaliczają się wydatków budżetowych – w rezultacie trudno je kontrolować, a rzeczywisty obraz finansów państwa staje się jeszcze bardziej zamazany.

Czytaj też: Zadłużenie samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej oraz rola wydatków na ochronę zdrowia z budżetu państwa >

Fundusze zaciemniają prawdziwy stan finansów publicznych

W Polsce istnieją równolegle dwa standardy rachunkowości finansów publicznych: krajowy i unijny. Pierwszy jest wykorzystywany w ustawach budżetowych, w danych o wykonaniu budżetu państwa i innych jednostek finansów publicznych (np. samorządów, FUS) oraz do obliczania państwowego długu publicznego. Drugi standard  (ESA2010) powstał w europejskiej agencji statystycznej i służy do porównywania kondycji finansów publicznych pomiędzy krajami. Jest wykorzystywany m.in. na potrzeby wyliczania deficytu sektora finansów publicznych oraz długu publicznego w ramach kontroli przestrzegania tzw. kryteriów z Maastricht (państwa członkowskie powinny utrzymywać deficyt finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB a dług publiczny poniżej 60 proc. PKB). Jedno z nich zostało zaimplementowane w polskiej Konstytucji. Chodzi o zakaz uchwalania większego długu publicznego niż 60 proc. PKB. W praktyce funkcjonuje też próg ostrożnościowy (dług > 55 proc. PKB), powyżej którego nie można uchwalać budżetu z deficytem.

- Kryteria te są jednak krępujące dla rządu w swobodnym prowadzeniu polityki fiskalnej, zwłaszcza w okresach kryzysu. Dlatego polskie władze utrzymują, że kryterium długu publicznego odnosi się do długu według tzw. państwowej definicji, która jest zmieniana przez parlament (ustawa o finansach publicznych) w miarę potrzeby, najczęściej w taki sposób, aby ten dług publiczny sztucznie obniżyć – zwracał jakiś czas temu uwagę w rozmowie z Prawo.pl Karol Pogorzelski, starszy ekonomista w departamencie analiz makroekonomicznych ING Banku Śląskiego.

 

Ekspert ING podkreślał, że najczęstszą strategią jest arbitralne wyłączenie jakichś jednostek publicznych z definicji długu publicznego. Wskazywał, że podczas poprzedniego kryzysu (z lat 2008-2011) zrobiono tak z Krajowym Funduszem Drogowym, który emitował obligacje drogowe (czyli zadłużał się), z których finansowano budowę dróg. Potem taką rolę pełnił Fundusz Przeciwdziałania Covid-19. Cały czas jest on finansowany z obligacji emitowanych przez państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK). Chociaż obligacje te de facto obciążają Skarb Państwa, który jest ich gwarantem, to nie wchodzą one do długu publicznego – w rezultacie parlament nie ma nad tymi wydatkami żadnej kontroli. Podobnie rzecz ma się z Polskim Funduszem Rozwoju (PFR). Pisaliśmy o tym w artykule pt. Rząd manipuluje danymi i pokazuje tylko część prawdy o stanie finansów.

 

Wojna w Ukrainie – okazją do stworzenia dodatkowych funduszy

W tym roku poza budżetem znajdą się kolejne fundusze. W reakcji na inwazję Rosji na Ukrainę rząd tworzy dwa nowe - w państwowym Banku Gospodarstwa Krajowego, z których mają być finansowane „pomoc systemowa” oraz dodatkowe wydatki na armię. Ustawę o obronie ojczyzny w piątek, 18 marca, podpisał prezydent.

Płonka-Bielenin Katarzyna: Zadania JST w ramach pomocy cudzoziemcom >

- W tej chwili dług poza kontrolą parlamentu wynosi 260 mld zł. Do końca tego roku według planów rządu ma to być 350 mld zł, a do 2025 roku – ponad 400 mld zł, czyli około jednej czwartej długu publicznego liczonego zgodnie z metodologią unijną – ocenia dr Sławomir Dudek, główny ekonomista w Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Jego zdaniem, poważne wątpliwości budzi konstytucyjność takich działań, gdyż wydatki służące wypełnianiu funkcji i zadań publicznych powinny być ujęte w budżecie, a nie wypychane do kolejnych funduszy, z których środki można wydatkować bez ustawy budżetowej i bez parlamentarnej kontroli. Dr Sławomir Dudek zwraca uwagę, że zarówno zapewnienie „pomocy systemowej”, jak i zwiększenie wydatków na obronność, mają zostać sfinansowane nie z budżetu państwa, lecz z nowych funduszy utworzonych w państwowym Banku Gospodarstwa Krajowego: odpowiednio z Funduszu Pomocy i Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych. Fundusze te nie podlegają ustawie o finansach publicznych, a decyzję o ich wydatkowaniu podejmuje jednoosobowo premier lub – jak to ma być w przypadku Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych – minister obrony narodowej. Parlament, inaczej niż w przypadku środków budżetowych, nie ma nic do powiedzenia na temat sposobów wydatkowania pieniędzy z tych funduszy, mimo że jednym ze źródeł ich finansowania są obligacje gwarantowane przez Skarb Państwa.

 

Cena promocyjna: 179.1 zł

|

Cena regularna: 199 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 149.25 zł


- Z tego powodu wydatki i zadłużenie funduszy w BGK są przez Unię Europejską traktowane na równi z innymi instytucjami publicznymi. Nie są jednak tak traktowane przez stabilizującą regułę wydatkową i konstytucyjny limit zadłużenia. Dlatego też przy okazji kolejnych kryzysów stają się ulubionym narzędziem rządzących do realizowania dodatkowych wydatków – uważa dr Sławomir Dudek. Przypomina także, że „raje wydatkowe” w BGK zaczęły mnożyć się po wybuchu pandemii.

Zobacz również:
Prezydent podpisał ustawę budżetową na 2022 rok >>

Magiczna liczba 6 mln emerytów będzie przekraczana coraz częściej >>

 

Bank Gospodarstwa Krajowego to nie sektor finansów publicznych

Istnienie problemu potwierdza także dr Grzegorz Keler, adwokat w kancelarii SPCG. Ekspert zwraca uwagę, że na gruncie polskiego prawa Banku Gospodarstwa Krajowej nie zalicza się do sektora finansów publicznych. W konsekwencji zobowiązania wynikające z tworzonych przez BGK funduszy nie są wliczane do długu publicznego i nie prowadzą do przekroczenia progów ostrożnościowych określonych w Konstytucji.

Czytaj też: Gwarancje spłaty kredytów zaciąganych przez rolników i przetwórców produktów rolnych i nierolnych udzielane z Funduszu Gwarancji Rolnych przez Bank Gospodarstwa Krajowego >

- Jednak stosowana od lat praktyka przenoszenia w ten sposób części wydatków państwa skutkuje tym, że dane wynikające z ustawy budżetowej nie odzwierciedlają faktycznego stanu finansów publicznych. Ma to znaczenie z punktu widzenia wierzycieli, gdyż obniża wiarygodność kredytową Polski. To z kolei może zwiększać koszty obsługi długu publicznego. Zatem tego rodzaju działania nie są bynajmniej pozbawione negatywnych konsekwencji – zaznacza dr Grzegorz Keler. Gdyby więc uwzględnić tego rodzaju ukryte wydatki, a także dostosować do rzeczywistości przyjęte przy konstruowaniu budżetu wskaźniki inflacji i wzrostu gospodarczego, okazałoby się, że mamy zupełnie inną sytuację budżetową, niż wynika to z ustawy budżetowej – znacznie gorszą.