Wydawało się, że po trudnym okresie wdrożenia pracy zdalnej, pracodawców i działy HR nic złego (gorszego) już nie spotka. Jednak chaos, jaki wywołało  Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, mówiąc, że firmy mogą wprowadzać procedury dla sygnalistów do 1 stycznia 2025 r, gdy ustalą,  że  zatrudniają wymagane co najmniej 50 osób, podczas gdy wcześniej mówiono, że mają to zrobić do 25 września br., jest chyba jeszcze większy niż był przy wdrażaniu przepisów o pracy zdalnej.

Zdaniem dr Iwony Jaroszewskiej-Ignatowskiej, partnerki zarządzającej kancelarią People & Law, ustawa o ochronie sygnalistów nie jest łatwa do operacyjnego wdrożenia. Rodzi bardzo dużo wątpliwości. A szacuje się, że dotyczy ok. 30 tys. przedsiębiorstw w Polsce. Jak podkreśla, jednym z kluczowych pytań zadawanych obecnie jest to, kiedy jej przepisy realnie wchodzą w życie, wobec których podmiotów i jakie rodzi to dla nich konsekwencje. - Rynek chce wiedzieć, co konkretnie i do kiedy musi zrobić, a z czym może zaczekać, tym bardziej, że pracy w firmach i tak jest dużo. Tymczasem panuje obecnie duży chaos interpretacyjny. Ścierają się różne poglądy. A ministerstwo dolewa oliwy do tego ognia, choć jego ostatnia interpretacja jest korzystna dla pracodawców - dodaje.

Czytaj również: Termin na przyjęcie procedury zgłoszeń wewnętrznych i sposób jej publikacji>>

1 lipca, 25 września, czy 1 stycznia? Mści się brak przepisów przejściowych

Wszystko przez art. 23 ust. 1 ustawy o ochronie sygnalistów. Jak tłumaczy dr Jaroszewska-Ignatowska, według tego przepisu, który wchodzi w życie 25 września br., liczbę osób wykonujących pracę zarobkową na rzecz podmiotu, który musi wprowadzić procedurę dla sygnalistów, ustala się na dzień 1 stycznia lub 1 lipca danego roku kalendarzowego. - Powstaje więc pytanie, czy stan „zatrudnienia” obligujący do ustanowienia tej procedury trzeba ustalić na 1 lipca br., kiedy przepisy były już ogłoszone w Dzienniku Ustaw, choć jeszcze nie obowiązywały, na 25 września br., kiedy przepis regulujący właśnie tę kwestię wchodzi w życie, czy też na 1 stycznia 2025 r., skoro dopiero wtedy przypadnie jeden z dwóch podanych terminów, w którym ustala się stan liczbowy „zatrudnionych”. Pomijam fakt, że nie do końca wiadomo też kogo konkretnie wliczać do tej liczby - mówi.

Zdaniem prof. dr hab. Arkadiusza Sobczyka, radcy prawnego, partnera zarządzającego kancelarii Sobczyk & Współpracownicy, wykładowcy w Katedrze Prawa Pracy i Polityki Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego, nie ma argumentów, żeby stosować wykładnię w sposób zróżnicowany. Wobec tego, tak naprawdę są tylko dwie możliwości: albo przyjmiemy, że z uwagi na to, iż 1 lipca ustawa nie obowiązywała, to nikt nie wprowadza procedur przed 1 stycznia 2025 r., albo przyjmujemy, że wszyscy wprowadzają procedury z chwilą wejścia ustawy w życie. Przyznaje też, że trudno jest mu cokolwiek w tej sytuacji komentować, albowiem nie jest mu znana argumentacja prawna. – Moim zdaniem 1 stycznia lub 1 lipca należy jedynie rozpocząć efektywny proces stanowienia procedur, a nie ich ogłoszenie. Z przepisów ustawy nie wynika, że w tych konkretnych dniach musi być ogłoszona procedura. Jak miałem to już okazję publicznie wywodzić, wdrożenie procedury wymaga procesu jej stanowienia, a proces ten może mieć miejsce dopiero wtedy, gdy konkretne przepisy ustawy mają do pracodawcy zastosowanie. Wymaga on bowiem, aby organy pracodawców i załogi były wyposażone w tzw. normy kompetencyjne do stanowienia prawa oraz wyłaniania przedstawicielstw. A takich norm nie wolno domniemywać. Przed 1 stycznia i 1 lipca nie można z nich korzystać. Pomijam już to, że pracodawca ma prawo nie wiedzieć, czy 1 stycznia lub 1 lipca będzie miał więcej czy mniej pracowników. Trzeba niestety wytknąć ustawie wadę, ponieważ powinna wprowadzać terminy wdrożenia procedur, uzależniając to od jakiegoś faktu, np. sześć tygodni od 1 stycznia lub 1 lipca – wskazuje prof. Arkadiusz Sobczyk. I podkreśla, że przyjmowanie zgłoszeń naruszeń prawa w sektorze prywatnym to tzw. nałożenie zadań publicznych i jako takie nie może być wykładane rozszerzająco. - Ja oczywiście rozumiem, a nawet podzielam, intencję ustawodawcy, żeby przepisy o przyjmowaniu zgłoszeń weszły w życie szybko. Jednak wraz z uchwaleniem ustawy nasze intencje nie mają znaczenia. Musimy interpretować ustawę „na chłodno”. 

Zobacz w LEX: Wewnętrzna procedura zgłoszenia przez sygnalistę naruszenia prawa (ogólna) >

Zobacz w LEX: Postępowanie wyjaśniające wynikające ze zgłoszenia przez sygnalistę naruszenia prawa >

 

Robert Lisicki, dyrektor Departamentu Pracy Konfederacji Lewiatan, twierdzi, że kwestia terminu, w jakim powinna zostać przyjęta w podmiotach prawnych procedura zgłoszeń wewnętrznych budziła kontrowersje, a Konfederacja Lewiatan zwracała uwagę na te problemy jeszcze w trakcie Rządowego Procesu Legislacyjnego, jak i w Sejmie.  - Wynikają one niestety z braku odpowiedniego przepisu przejściowego - mówi wprost. I przypomina, że w projekcie ustawy jeszcze z kwietnia 2022 r., kwestia realizacji przez przedsiębiorców obowiązków wynikających z ustawy była jasno określona. Ustawa miała wejść w życie po upływie dwóch miesięcy od dnia ogłoszenia. Natomiast odrębny przepis stanowił, iż realizacja obowiązku ustalenia procedury wewnętrznej miała nastąpić w terminie jednego miesiąca od dnia wejścia w życie ustawy. - Czyli mieliśmy jasno rozgraniczoną kwestię wejścia w życie ustawy od terminu realizacji obowiązków z niej wynikających – zauważa Lisicki. I dodaje: - Od początku uważaliśmy, iż 25 września nie może być datą, do której przedsiębiorcy mają przyjąć procedurę zgłoszeń wewnętrznych skoro przepisy regulujące opracowywanie tej procedury wchodzą w życie dopiero w tym dniu.

Zdaniem Lisickiego obecnie nagłośnione stanowisko ministerstwa nie powinno być zaskoczeniem. - Uważamy, iż takie podejście ma oparcie w przepisach i zdroworozsądkowo daje firmom czas na spokojne opracowanie procedury. To ważne, ponieważ szereg przepisów, zagadnień wciąż budzi kontrowersje - dodaje.

Wzory dokumentów w LEX:

 

Przedsprzedaż
Przedsprzedaż

Ewelina Rutkowska, Damian Tokarczyk

Sprawdź  

Zmiana stanowiska ministerstwa i jego konsekwencje

Szkopuł jednak w tym, że - jak zauważa dr Iwona Jaroszewska-Ignatowska - do tej pory, podczas webinarów i sesji Q&A organizowanych przez resort pracy podawano informację, że wewnętrzna procedura ma być wdrożona z dniem upływu vacatio legis. - Wskazywano, że przez okres trzech miesięcy przypadających między ogłoszeniem a wejściem w życie przepisów, czyli do 25 września br. należy nad nią pracować i wdrożyć. Pojawiały się wątpliwości, czy do tego dnia należy wykonać rzeczywiście wszystkie czynności związane z wdrożeniem, czy tylko część z nich. Dr Iwona Jaroszewska-Ignatowska przypomina, że procedura wymaga konsultacji z organizacjami związkowymi. Jeśli nie ma ich w firmie, konieczne są wybory przedstawicieli, nie tylko pracowników, ale również innych osób świadczących pracę na rzecz podmiotu prawnego. - Po raz pierwszy w historii będziemy wybierać takie przedstawicielstwo i to jest bardzo duże wyzwanie, komunikacyjne i organizacyjne dla firm, na które należy zwrócić mocno uwagę - uważa. Podkreśla, że nie zgadzała się ze stanowiskiem, że procedura musi zostać wdrożona do 25 września br. Dopiero w tej dacie wchodzą bowiem przepisy i dopiero wtedy jest podstawa prawna, by działać. Nie można wydać i ogłosić, jej zdaniem, procedury na podstawie przepisu, który jeszcze nie obowiązuje. Wskazuje, że obecne stanowisko resortu jest wprawdzie korzystne dla pracodawców, ale jest niespójne. Jeśli nawet przyjąć, że przedsiębiorcy mają czas do 1 stycznia 2025 r., to nie ma – według niej - podstawy prawnej, by nakładać kary za brak procedury już od następnego dnia. Dopiero 1 stycznia 2025 r. będzie bowiem wiadomo, czy podmiot ma wymaganą liczbę osób wykonujących pracę zarobkową i dopiero od tego dnia, znając tę liczbę można uruchamiać całą machinę wdrażania procedury.

Czytaj w LEX: Wdrożenie przepisów o sygnalistach w biurach rachunkowych >

Czytaj w LEX: Ochrona sygnalistów w kancelarii prawnej (kancelaria jako przedsiębiorstwo) >

Jak zauważa dr Iwona Jaroszewska-Ignatowska, są podmioty, do których nie stosuje się przepisu dotyczącego badania liczebności osób wykonujących pracę zarobkową 1 stycznia i 1 lipca. Należą do nich podmioty prawne wykonujące działalność w zakresie usług, produktów i rynków finansowych oraz przeciwdziałaniu praniu brudnych pieniędzy i finansowaniu terroryzmu, bezpieczeństwa transportu i ochrony środowiska. Wobec tych podmiotów stosuje się zatem przepisy rozdziału 3 w dniu, w którym wchodzą one w życie, tj. od 25 września br. Tego dnia wchodzi w życie też przepis, który jednostkom organizacyjnym gmin i powiatów, liczącym mniej niż 10 tys. mieszkańców pozwala nie tworzyć procedury wewnętrznej. Także wobec nich bada się liczbę mieszkańców według stanu na 25 września br.

- Przyjmując stanowisko ministerialne, mielibyśmy zatem dualizm podmiotów prawnych. Jedne wdrażałyby procedury dużo wcześniej, drugie od nowego roku. Zapewne nie taki był zamysł ustawodawcy. Cierpią na tym sygnaliści – mówi dr Jaroszewska-Ignatowska.

Zdaniem Marcina Frąckowiaka, radcy prawnego z kancelarii Sadkowski i Wspólnicy, specjalisty z zakresu zbiorowego oraz indywidualnego prawa pracy, stanowisko ministerstwa bazuje na formalizmie, że skoro mamy analizować liczbę osób zatrudnionych i współpracowników według stanu na dzień 1 stycznia lub 1 lipca danego roku, to udajemy, że niby nie wiemy, z iloma osobami współpracujemy czy mamy zatrudnionych obecnie. To jest strategia przedłużania vacatio legis za pomocą wykładni przepisu. Ja do tego stanowiska ministerstwa się nie przychylam – mówi mec. Frąckowiak. I dodaje: - Uważam, że wszystkie podmioty, które powierzają pracę zarobkową co najmniej 50 osobom powinny wdrożyć procedurę zgłoszeń wewnętrznych, tak aby funkcjonowała od 25 września 2024 r. Obecnie trwający okres vacatio legis to jest czas na przygotowywanie procedur i konsultowanie ich ze związkami zawodowymi – podkreśla mec. Marcin Frąckowiak.

 

Sprawdź również książkę: Ochrona sygnalistów. Komentarz [PRZEDSPRZEDAŻ] >>


Czytaj w LEX: Integracja różnych kanałów zgłaszania naruszeń prawa na podstawie ustawy o ochronie sygnalistów oraz innych instytucji analogicznych do niej >

Nie ma procedur, nie ma sygnalistów?

Jednak wątpliwości z terminem wdrożenia procedur przyjmowania zgłoszeń od sygnalistów rodzą kolejną wątpliwość, czy od 25 września będą w ogóle mogły być zgłaszane naruszenia prawa.

W opinii prof. Arkadiusza Sobczyka w okresie między wejściem ustawy w życie a dniem 1 stycznia, w Polsce sygnalistów co do zasady nie będzie.Sygnalista to jest ten, kto składa zawiadomienie w trybie procedury, a skoro nie będzie procedur, to co do zasady nie będzie sygnalistów – mówi krótko. Co więcej, jak twierdzi, sygnaliści co do zasady nie będą mogli dokonywać ujawnienia publicznego, publikując posiadane informacje w swoich mediach społecznościowych, bo poza jednym przypadkiem ogłoszenie publiczne wymaga najpierw skorzystania z procedury wewnętrznej lub zewnętrznej. Jak nie ma procedur, to nie ma sygnalistów – zauważa. Według niego pamiętać jednak należy o wspomnianym wyjątku, jak i o tym, że w niektórych zakładach pracy procedury mogą być jednak wdrożone na zasadzie tzw. dobrowolności. Zwłaszcza, że część zakładów ma obowiązek je wdrożyć niezależnie od wielkości zatrudnienia. - To, że przepisy dotyczące zgłoszeń zewnętrznych, które ma obsługiwać Rzecznik Praw Obywatelskich, wchodzą później jest już przejawem niespójności tej ustawy, bo sygnaliści powinni mieć prawo wyboru: dokonać zgłoszenia zewnętrznego czy wewnętrznego. Mało tego, dyrektywa w swoich motywach wyraźnie wskazuje, że niektóre ze zgłoszeń powinny trafiać wyłącznie do trybu zewnętrznego, z uwagi na pozycję formalną sprawców naruszeń prawa. Tym bardziej więc trudno zrozumieć presję na podmioty prywatne, skoro państwo przyznało samo sobie dłuższe vacatio legis - dodaje.

Czytaj w LEX: Sygnaliści a obowiązki przedsiębiorców - porównanie unijnej dyrektywy i polskiej ustawy >

Innego zdania jest dr hab. Grzegorz Makowski z Fundacji im. Stefana Batorego i SGH. – To, że pracodawcy dostali, niechcąco, taką furtkę, żeby nie wdrażać procedur po wejściu ustawy w życie a przed 1 stycznia 2025 r., nie oznacza, że sygnaliści nie mogą dokonywać zgłoszeń. Zgodnie z art. 2 pkt 15 zgłoszeniem jest „zgłoszenie wewnętrzne lub zgłoszenie zewnętrzne, przekazane zgodnie z wymogami określonymi w ustawie”. Z kolei pkt 16 i 17 mówią tylko tyle, że zgłoszenia wewnętrzne i zewnętrzne to są każde informacje o naruszeniach prawa przekazywane podmiotom prawnym lub właściwym organom, ustnie lub pisemnie. Zgłoszenia są zgłoszeniami niezależnie od tego, czy procedury istnieją, czy nie. Ale brak wewnętrznej procedury czy procedur po stronie właściwych organów będzie oznaczać, że sygnaliści nie otrzymają efektywnej ochrony. Będą musieli korzystać bezpośrednio z przepisów ustawy, a być może odwoływać się wprost do dyrektywy, a ich sprawy będę rozstrzygane przez sądy – mówi dr hab. Grzegorz Makowski. I podkreśla, że przepisy dotyczące zakazu retorsji nie są związane żadnymi terminami. Oznacza to, że nie wolno wyrzucić sygnalisty z pracy czy stosować wobec niego innych form odwetu. Ale bez tych procedur dużo trudniej będzie uzyskać realną ochronę w miejscu pracy. - Bez procedur będzie można dokonywać zgłoszeń wewnętrznych i zewnętrznych, ale cytując klasyka, niejako "bez żadnego trybu". Jeszcze większym ryzykiem dla sygnalisty będzie dokonywanie zgłoszeń publicznych. W tym przypadku ochronę będzie możne uzyskać jedynie w sytuacjach wyjątkowych przewidzianych w prawie, np. gdy w grę będzie wchodzić bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia i życia – tłumaczy Makowski.

- Popatrzmy w sposób praktyczny na zaistniała sytuację, czyli brak przepisów przejściowych. Jeśli 25 września pracodawcy nie będą dysponowali tą procedurą i opierając się na odpowiedzi ministerstwa na pytanie dziennikarskie, nie będą przyjmowali zgłoszeń, to co będzie mógł zrobić sygnalista? Zgodnie z prawem mógłby dokonać zgłoszenia zewnętrznego, tyle tylko, że przepisy o Rzeczniku Praw Obywatelskich, który ma przyjmować te zgłoszenia, wejdą w życie za sześć miesięcy. W tej sytuacji brak procedury zgłoszeń wewnętrznych może się odbić czkawką, bo sygnaliście pozostanie tylko opcja zgłoszenia publicznego, np. w swoich mediach społecznościowych – uważa z kolei mec. Marcin Frąckowiak.

- Myślę, że za jakiś czas dotrą do szerszej świadomości dwie rzeczy. Po pierwsze, że skala zgłoszeń będzie nieznaczna. Po drugie, że tzw. ochrona sygnalistów jest w gruncie rzeczy słaba, i że interpretacja obecnie obowiązującego prawa pozwala osiągnąć bardzo porównywalny stan ochrony osób, nie będących sygnalistami. W moim przekonaniu, w zakresie ochrony sygnalistów zarówno dyrektywa, jak i ustawa okaże się dla wielu osób sporym rozczarowaniem – podsumowuje prof. Sobczyk.