Monika Sewastianowicz: Panie Profesorze, projekt zmian ustawy o Polskiej Akademii Nauk wywołuje spore kontrowersje. Wskazuje się nawet, że przypomina styl i podejście do nauki reprezentowane przez poprzedniego ministra. Jak ocenia Pan proponowane przez resort zmiany?

Profesor Hubert Izdebski: Określenie „spore kontrowersje” warto zestawić z jednoznacznie krytycznym stanowiskiem Zgromadzenia Ogólnego PAN, wyrażonym na nadzwyczajnym posiedzeniu 5 września b.r. Istotnie, wiele osób wskazuje, że zaproponowane zmiany są zgodne z duchem, jaki promował minister Czarnek. Projekt prezentują, przy tym tylko werbalnie wykazując wolę dialogu, obecne władze MNiSW, natomiast nie wiadomo do końca, kto jest autorem już nie więcej niż wątpliwych politycznych założeń, ale samego projektu. Będę zatem mówił dalej: „Ministerstwo”. Głosy w rodzaju, że „sam Czarnek by się tej noweli nie powstydził”, wynikają przede wszystkim ze znacznego wzmocnienia nadzoru ministra nad Polską Akademią Nauk. Moim zdaniem projekt uderza w istotę Akademii, którą jest korporacja uczonych - wspólnota naukowców, do której również należę, i może nie jestem w tej kwestii obiektywny. Akurat zresztą osobiście nie uważam, by utrata prawa głosu przez najstarszych członków PAN, do których już należę, była najbardziej destrukcyjną z proponowanych zmian – choć nie ma też ona uzasadnienia, jak i nie ma w ogóle wskazania, po co w ogóle przedstawia się tak radykalny projekt ustawy. Istotniejsze jest to, że propozycja podważa fundamenty Akademii jako miejsca, gdzie zasiadają osoby uznane za autorytety w nauce, które mają istotny wkład w jej rozwój – i które powinny mieć prawo głosu w tej sprawie, a tymczasem, w razie realizacji projektu, mogłyby być w Prezydium i w Zgromadzeniu Ogólnym przegłosowane przez osoby do korporacji nienależące.

 

MNiSW dopracuje projekt zmian w ustroju Polskiej Akademii Nauk>>

 

Krytykuje się też zmiany w zarządzaniu instytutami, choć w uzasadnieniu autorzy wskazują, że dążą do demokratyzacji struktur, to zarzuca się im wręcz odwrotne intencje…

Co do instytutów, chodzi w istocie o upodobnienie ich statusu do nie tyle wyższych uczelni, te bowiem mają konstytucyjnie zapewnioną autonomię, ile instytutów badawczych. Przede wszystkim jednak problem dotyczy trzeciego po korporacji i instytutach naukowych filaru PAN - komitetów naukowych, które od lat stanowią najbardziej demokratyczną formę funkcjonowania w ramach Akademii. Członkowie tych kilkudziesięciu, bo to się zmienia, komitetów naukowych reprezentujących poszczególne dyscypliny czy specjalności w obrębie dyscyplin są bezpośrednio wybierani przez wszystkich samodzielnych pracowników naukowych, a więc dzięki wyborcom reprezentują całość nauki polskiej. Tymczasem w imię demokratyzacji ustawa ma wprowadzić model całkowicie niedemokratyczny – delegowanie do komitetów osób wskazanych przez Radę Główną Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich i Krajową Reprezentację Doktorantów. Nie dziwię się, że to wywołuje sprzeciw środowiska naukowego.

 


Nie uważa Pan jednak, że potrzebne jest większe zaangażowanie młodych naukowców, o czym mówią autorzy projektu, w procesy decyzyjne PAN?

Ależ to się dzieje – odmłodzenie, a do tego feminizacja (o tej w projekcie jakby zapomniano) struktur Akademii, te wszystkie procesy zachodzą bez konieczności narzucania w sztuczny sposób przez MNiSW. Wiek czy płeć nie powinny być decydującym kryterium. Członkami Akademii mają być osoby wybitne, uznane przez grono naukowe, ale korporacja, jestem przekonany, jest świadoma tego, co określa się jako dyskryminację wyrównawczą. Kiedyś – muszę przyznać – procedura zgłaszania kandydatur nie była otwarta, miała charakter, można powiedzieć, gabinetowy i to nie było dobre, natomiast dziś ten proces jest o wiele bardziej transparentny, a w jego ramach stara się zwiększyć udział kobiet i tzw. młodych uczonych (z których zresztą część to kobiety). I jeżeli jest w tym zakresie coś jeszcze do zrobienia, to powinniśmy dyskutować właśnie o tym, jak to poprawić, a nie wywracać cały system do góry nogami pod hasłem odmłodzenia – w istocie nie tyle Akademii, bo ta i tak nie może nie być instytucją elitarną (do tego akademikiem jest się dożywotnio), ile zarządzania Akademią.

 

Minister uważa, że nadzór nad Akademią był nieefektywny, stąd zmiany w zasadach dysponowania jej majątkiem i finansami. Jak ta kwestia powinna się Pana zdaniem zmienić?

Przede wszystkim problemem PAN, jak i całej polskiej nauki, jest brak odpowiedniego finansowania. I żadna zmiana dotycząca dysponowania pieniędzmi tego nie zmieni, bo od mieszania herbaty cukru w niej nie przybędzie. Jestem na swój sposób nawet ciekawy, jak nowy kanclerz o nowym urzędniczym statusie, z nowymi uprawnieniami poradziłby sobie z dysponowaniem pieniędzmi, których stale brakuje. Myślę, że Ministerstwo, pchając się tak bardzo do pełnej odpowiedzialności za tę kwestię, nie wie do końca, na co się pisze. Co do samych instytutów, wątpię, czy wyjęcie ich spod zarządu korporacji jakoś przyczyni się do rozkwitu polskiej nauki, jeżeli przyjąć, co nie jest bynajmniej łatwe, że w projekcie chodzi właśnie o rozkwit. Nie widać rozkwitu w przypadku sieci Łukasiewicz, do której wzięto dobrze funkcjonujące instytuty badawcze, nie wiem więc dlaczego w przypadku instytutów naukowych PAN miałoby być inaczej. Z propozycji Ministerstwa nie przebija jakiś konkretny zamysł w tym zakresie, widać natomiast cień konfliktu, który, trzeba przyznać, od dawna toczy Akademię. Konfliktu pomiędzy dyrektorami dobrze prosperujących instytutów a korporacją, lecz także częścią tych, którym tak dobrze nie idzie, bo w ogóle nie idzie – i to niekoniecznie z powodu wadliwego zarządzania. Nie wydaje się, by tak drastyczna zmiana ustrojowa mogła przynieść rozkwit instytutów – wszystkich instytutów. Jeszcze raz podkreślę – PAN, tak jak większość uczelni, tak jak cała nauka polska, ma za mało pieniędzy na badania. Instytuty mogące realizować badania aplikacyjne mają łatwiej, bo nie muszą polegać na środkach publicznych, robiąc choćby ekspertyzy i wdrożenia, prowadząc działalność gospodarczą. Gorzej mają te humanistyczne, bo, jak się okazuje, nie stać ich nawet na ustawowe podwyżki niezbędnych wynagrodzeń.

 

Ale z uzasadnienia projektu przebija myśl – Akademii potrzebny jest niezależny kanclerz, bo Akademia źle gospodaruje finansami...

Tyle że Akademia jako korporacja nie finansuje instytutów, robi to Ministerstwo i ono za to odpowiada. Od dawna mówiło się, że trzeba to zmienić – właśnie w odwrotnym kierunku, poprzez wskazanie, że skoro instytuty wchodzą w skład Akademii, to korporacja poprzez swoje organy powinna mieć kontrolę nad ich finansami. Tymczasem Ministerstwo chce w pełni nadzorować gospodarowanie i finansami, i majątkiem samej korporacji i całości Akademii. Podsumowując: z projektu przebijają centralistyczne i etatystyczne tendencje, których wdrożenie sprawiłoby, że PAN bliżej byłoby do kolejnej ministerialnej agendy niż do zinstytucjonalizowanej w oparciu o tradycję wspólnoty uczonych.