Poniedziałek był dla posiadaczy akcji amerykańskich spółek najgorszym dniem od krachu z jesieni 2008 roku. Walory Bank of America – największego banku w USA – przeceniono aż o 20%! Średnia przemysłowa Dow Jonesa odnotowała spadek o 5,5%. S&P500 oddał szatańskie 6,66%, zaś Nasdaq zanurkował o 6,9%. Trzy główne nowojorskie indeksy wróciły do poziomu z ubiegłego września i października, w kilka dni wymazując całą falę wzrostów wywołaną dodrukiem pustego pieniądza.
Dziś inwestorów nie uspokoił nawet prezydent Barack Obama, który z uporem godnym lepszej sprawy usiłował negować rzeczywistość. Jeśli waszyngtońscy politycy nadal będą tkwić w przeświadczeniu, że rating AAA jest przynależny Ameryce niejako z urzędu, to kryzys wiarygodności USA będzie się tylko pogłębiał.
Niemniej tłumaczenie poniedziałkowych spadków wyłącznie obniżką ratingu Stanów Zjednoczonych w jednej tylko agencji jest sporym uproszczeniem. Przeczy temu zachowanie rynku długu, gdzie drożały amerykańskie obligacje skarbowe: rentowność papierów 10-letnich spadła aż o 22 punkty bazowe (czyli o 8,6%), do poziomu 2,34% - czyli nawet poniżej oficjalnej inflacji CPI w Stanach Zjednoczonych. Inwestorzy godzą się nawet na 0,26% przychodu z obligacji 2-letnich, akceptując realną stratę na papierach dłużnych Wujka Sama. Tak więc Ameryka w umysłach finansistów pozostaje ostoją bezpieczeństwa w niepewnych czasach.
Tylko skąd tak silna przecena akcji?
Wydaje się, że jedyną rozsądną odpowiedzią jest jak najbardziej realne zagrożenie nawrotem recesji w USA, zaś obniżka ratingu jest tylko pretekstem mogącym wystraszyć co najwyżej początkujących inwestorów. Zaś profesjonaliści zarządzający funduszami boją się łapać spadającego noża i włączyli skrajną wersję trybu „awersji do ryzyka”, automatycznie pozbywając się akcji oraz surowców i kupując postrzegane za bezpieczne obligacje skarbowe USA. I to mimo postępującej erozji wiarygodności Waszyngtonu.
Dzieła zniszczenia wirtualnego bogactwa amerykańskich inwestorów dokończyła sama agencja Standard & Poor’s obniżając rating Fannie Mae i Freddie Mac – czyli sponsorowanym przez rząd USA agencjom finansującym rynek kredytów hipotecznych. Oznacza to automatyczną degradację ratingu dla obligacji hipotecznych o wartości nominalnej rzędu kilku bilionów dolarów. Sentyment inwestycyjny dodatkowo pogorszyło obniżenie perspektywy ratingu dla Berkshire Hathaway – czyli inwestycyjnego wehikułu Warrena Buffetta, co srodze zirytowało legendarnego weterana giełdowych parkietów.
Widząc drżące filary współczesnego systemu finansowego inwestorzy zaczęli uciekać do jedynej pewnej lokaty kapitału: kurs złota wystrzelił w górę o ponad 3% i po raz pierwszy w dziejach dolara zameldował się powyżej poziomu 1.700 USD za uncję. Zyskiwało także srebro, którego cena powróciła rejon 40 USD/oz.
Jedyną dobrą wiadomością dla gospodarki i konsumentów był dziś spadek notowań ropy naftowej i innych podstawowych surowców przemysłowych. Kurs czarnego złota w Nowym Jorku spadł o 7,5%, do „zaledwie” 80 dolarów za baryłkę. Europejska ropa Brent potaniała o ponad 5%, lecz utrzymała się na trzycyfrowym pułapie.
Krzysztof Kolany, Bankier
Dziś inwestorów nie uspokoił nawet prezydent Barack Obama, który z uporem godnym lepszej sprawy usiłował negować rzeczywistość. Jeśli waszyngtońscy politycy nadal będą tkwić w przeświadczeniu, że rating AAA jest przynależny Ameryce niejako z urzędu, to kryzys wiarygodności USA będzie się tylko pogłębiał.
Niemniej tłumaczenie poniedziałkowych spadków wyłącznie obniżką ratingu Stanów Zjednoczonych w jednej tylko agencji jest sporym uproszczeniem. Przeczy temu zachowanie rynku długu, gdzie drożały amerykańskie obligacje skarbowe: rentowność papierów 10-letnich spadła aż o 22 punkty bazowe (czyli o 8,6%), do poziomu 2,34% - czyli nawet poniżej oficjalnej inflacji CPI w Stanach Zjednoczonych. Inwestorzy godzą się nawet na 0,26% przychodu z obligacji 2-letnich, akceptując realną stratę na papierach dłużnych Wujka Sama. Tak więc Ameryka w umysłach finansistów pozostaje ostoją bezpieczeństwa w niepewnych czasach.
Tylko skąd tak silna przecena akcji?
Wydaje się, że jedyną rozsądną odpowiedzią jest jak najbardziej realne zagrożenie nawrotem recesji w USA, zaś obniżka ratingu jest tylko pretekstem mogącym wystraszyć co najwyżej początkujących inwestorów. Zaś profesjonaliści zarządzający funduszami boją się łapać spadającego noża i włączyli skrajną wersję trybu „awersji do ryzyka”, automatycznie pozbywając się akcji oraz surowców i kupując postrzegane za bezpieczne obligacje skarbowe USA. I to mimo postępującej erozji wiarygodności Waszyngtonu.
Dzieła zniszczenia wirtualnego bogactwa amerykańskich inwestorów dokończyła sama agencja Standard & Poor’s obniżając rating Fannie Mae i Freddie Mac – czyli sponsorowanym przez rząd USA agencjom finansującym rynek kredytów hipotecznych. Oznacza to automatyczną degradację ratingu dla obligacji hipotecznych o wartości nominalnej rzędu kilku bilionów dolarów. Sentyment inwestycyjny dodatkowo pogorszyło obniżenie perspektywy ratingu dla Berkshire Hathaway – czyli inwestycyjnego wehikułu Warrena Buffetta, co srodze zirytowało legendarnego weterana giełdowych parkietów.
Widząc drżące filary współczesnego systemu finansowego inwestorzy zaczęli uciekać do jedynej pewnej lokaty kapitału: kurs złota wystrzelił w górę o ponad 3% i po raz pierwszy w dziejach dolara zameldował się powyżej poziomu 1.700 USD za uncję. Zyskiwało także srebro, którego cena powróciła rejon 40 USD/oz.
Jedyną dobrą wiadomością dla gospodarki i konsumentów był dziś spadek notowań ropy naftowej i innych podstawowych surowców przemysłowych. Kurs czarnego złota w Nowym Jorku spadł o 7,5%, do „zaledwie” 80 dolarów za baryłkę. Europejska ropa Brent potaniała o ponad 5%, lecz utrzymała się na trzycyfrowym pułapie.
Krzysztof Kolany, Bankier