Jak to możliwe? Przecież wszyscy mieli zyskać, a oni stracili? Czy nie znaleźli się w grupie tych 18 milionów szczęśliwców z billboardów, którzy zarobią krocie na Polskim Ładzie?
Odpowiedź na te pytania jest bardzo prosta - otóż wcale nie jest powiedziane, że osoby te na nowych przepisach stracą (część z nich zapewne tak, ale na pewno nie wszyscy), ale winę za obecny stan rzeczy należy zrzucić (wcale nie na „niedouczonych” księgowych – jak chciałoby tego Ministerstwo Finansów), ale na dwa elementy leżące po stronie rządu, tj.:
- fatalną konstrukcję przepisów oraz
- kompletny brak kampanii informacyjnej (szkoda komentować te ulotki za 4 mln zł z pięknymi zdjęciami i zupełnym brakiem treści merytorycznej)
Zacznijmy od samych regulacji ustawowych.
Po pierwsze, przepisy Polskiego Ładu wprowadzają nowe zasady obliczania składki zdrowotnej – tutaj nie wdając się przesadnie w szczegóły, nowa składka zdrowotna (bez jej odliczenia od podatku) sprawia, że realnie zarabiamy mniej „na rękę”.
Po drugie, nowe regulacje przewidują pewne mechanizmy ochronne, które mają ograniczyć negatywne skutki nowej składki zdrowotnej.
Podstawowym mechanizmem w tym zakresie są nowe zasady ustalania kwoty wolnej od podatku, która w obecnie jest zdecydowanie wyższa niż w 2021 r. (425 zł miesięcznie vs 43,76 zł w roku poprzednim).
Zobacz również: PIT-2 obniża zaliczkę, ale jest chaos w sprawie jego składania >>
Czytaj w LEX: Ulga dla klasy średniej - zasady obliczania na przykładach >
Ulga dla klasy średniej w Polskim Ładzie
Dodatkowo, wprowadzono tzw. ulgę dla klasy średniej (kwestia konstrukcji przepisów w tym zakresie jest tematem na osobne opracowanie), która z założenia ma powodować, że część pracowników i przedsiębiorców osiągających przychody w odpowiednim przedziale będzie mogła pomniejszyć swój podatek, a w zasadzie podstawę opodatkowania.
Uwzględnienie obu tych mechanizmów w naszych rozliczeniach mogłoby spowodować, że nie część pracowników nie odczułaby zmian w swoich portfelach, albo odczułaby je nieznacznie.
Co więc poszło nie tak? W zasadzie wszystko:
- przepisy o nowej składce zdrowotnej skonstruowano tak, aby w zasadzie stracili wszyscy
- przepisy o kwocie wolnej, co prawda są, ale aby z nich skorzystać w trakcie roku (co wypłynie na miesięczne wynagrodzenia) trzeba złożyć PIT-2 (swoją drogą ciekawe ile ta fraza ma w google w ostatnich dniach), a nie wszyscy o tym wiedzieli, albo nie wszyscy mogli to zrobić.
- przepisy o uldze dla klasy średniej zmieniały się w zasadzie do ostatniego dnia (a nie, przepraszam, w sumie to nadal są zmieniane) i wciąż w sumie nie wiemy jak tą ulgę rozliczać – rezygnować z niej czy nie – oto jest pytanie…
A to tylko wierzchołek góry lodowej.
Brak informacji i brak konsultacji
I tak płynnie przechodzimy do drugiego elementu czyli braku kampanii informacyjnej.
Tutaj należy wyraźnie podkreślić, że przed wejściem w życie nowych przepisów, ze strony rządu i Ministerstwa Finansów nie otrzymaliśmy praktycznie żadnych konkretnych informacji - ile wyniesie nasze wynagrodzenie, co powinniśmy zrobić, jakie formularze czy dokumenty mamy złożyć…. NIC, albo prawie nic.
Wielu zadaje sobie więc pytanie – czy to możliwe, aby największa w ostatnich latach reforma podatkowa, która ma zmienić wysokość świadczeń zdecydowanej większości Polaków, w tym – co warto jeszcze raz podkreślić – „18 milinów in plus”… mogła zostać wprowadzona w takim pośpiechu, bez odpowiedniego poinformowania w zasadzie wszystkich – pracowników, pracodawców, przedsiębiorców czy nawet urzędników.
Otóż okazuje się, że może.
Cena promocyjna: 135.2 zł
|Cena regularna: 169 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 152.09 zł
Konkrety? Zero Wyliczenia? Zero
Jedyne co otrzymaliśmy to kalkulator na stronach rządowych, który od obciążeń podatkowych odejmuje 500+….
I właśnie te dwa czynniki doprowadziły do sytuacji, w której jesteśmy obecnie – chaosu w przepisach, chaosu w rozliczeniach i wreszcie chaosu informacyjnego.
Rozwiązań tej sytuacji było co najmniej kilka, w tym jedno najprostsze – przesunąć te przepisy o rok, przemyśleć, przygotować się, poinformować ludzi, dodrukować ulotek (tym razem sensownych) i faktycznie zrobić to jak należy.
Tak się niestety nie stało…
Niestety po raz kolejny postanowiono zadziałać według dobrze znanej nam w ostatnich latach dewizy „jakoś to będzie”, więc wprowadzono przepisy z założeniem, że jak będzie coś nie tak to wydamy objaśnienia, wyjaśnienia, twittera i się uda. Udawało się bowiem już wielokrotnie w innych sytuacjach dotyczących VATu, CITu itd.
Ale tutaj okazało się, że o ile przedsiębiorcy znosili taki sposób tworzenia prawa (w sumie jaki mieli wybór?), to jednak „zwykli obywatele” już nie są do tego przyzwyczajeni - dostają pieniądze na konto i nie zawsze interesuje ich, ile jest w tym podatku, ile ZUSu, ile VATu płacą w sklepie…
Czytaj w LEX: Zaliczka na podatek obliczona zgodnie z przepisami rozporządzenia z 7.01.2022 r. >
Ministerstwo wydaje rozporządzenie
Wobec szumu medialnego, Minister Finansów i rząd postanawiają wydać rozporządzenie, które mówiąc delikatnie budzi poważne wątpliwości.
I tak przechodzimy do daty 7 stycznia 2022 r. – w późnych godzinach wieczornych w końcu jest -mamy rozporządzenie – bez konsultacji, bez uzasadnienia, bez oceny skutków regulacji..
Rozporządzenie dotyczy formalnie przesunięcia terminów w zakresie zaliczek na podatek, ale de facto wprowadza nowy alternatywny sposób ich liczenia.
Co wynika z rozporządzenia?
W skrócie:
Termin na wpłatę zaliczki od umów o pracę, umów zlecenie oraz emerytur, rent i zasiłków ZUS jest „odroczony w czasie”.
Owe „odroczenie” polega na tym, że tworzymy dwie listy płac – jedną według nowych przepisów i drugą według przepisów z 2021 r. Porównujemy, co wychodzi lepiej dla pracownika (po staremu czy po nowemu) i te zasady stosujemy aż do momentu, kiedy nowe zasady będą równe, bądź bardziej korzystne od starych i wówczas przechodzimy na zasady nowe.
Jeżeli pobraliśmy już zaliczki a nie wpłaciliśmy do US to musimy je „niezwłocznie zwrócić”.
Wszystkie te zasady dotyczą tylko osób, których przychody nie przekraczają 12.800 zł
Rozporządzenie weszło w życie 8 stycznia (w sobotę) czyli kilka godzin po opublikowaniu.
Czy rozporządzenie jest bezprawne?
I tutaj pojawia się szereg wątpliwości natury prawnej i faktycznej. W oparciu o liczne wypowiedzi i opinie ekspertów, nasuwają się następujące pytania:
Czy w ogóle istniała podstawa prawna do wydania rozporządzenia? Jako podstawę prawną podano bowiem art. 50 Ordynacji podatkowej, czyli przepis upoważniający Ministra Finansów do przedłużania niektórych terminów.
Idąc dalej - czy przedmiotowe rozporządzenie przedłuża jakieś terminy? W opinii wielu ekspertów – w tym także mojej – rozporządzenie to wprowadza nowy system (nowe zasady) poboru zaliczek, a nie dotyczy realnie przedłużenia terminów.
Czy na gruncie ww. art. 50 Ordynacji możliwe jest wydanie rozporządzenia w stosunku do płatników, podczas gdy przepis mówi o podatnikach. Nie.
Już same te dwa argumenty wskazują na wątpliwą skuteczność tego aktu prawnego, ale to nie koniec.
Skoro rozporządzenie dotyczy przedłużenia terminu poboru zaliczki, to powinno oznaczać tyle, że nadal obowiązują przepisu ustawy o PIT, a jedynie termin wpłaty zaliczki ulega zmianie, a nie powinno (i w zasadzie nie może) nakładać innych obowiązków niezgodnych z ustawą.
Szkolenia w LEX: Polski Ład pod lupą ekspertów - cykl szkoleń online >
Czy można skutecznie w drodze rozporządzenia nakazać zwrotu pobranej zaliczki skoro ustawa takiej możliwości nie przewiduje? W tym zakresie odpowiedź również powinna być przecząca.
Czy wydawanie rozporządzenia, które wchodzi w życie następnego dnia, bez uzasadnienia, bez konsultacji i bez jakiegokolwiek vacatio legis pozwala realnie na zastosowanie się do nowych przepisów i buduje zaufanie obywateli do państwa i stanowionego prawa? Kolejny raz należy odpowiedzieć negatywnie.
Wszystkie powyższe argumenty prowadzą do jednego prostego wniosku – mamy do czynienia z niebywałym bublem prawnym, który powinien zostać jak najszybciej naprawiony (a przez naprawiony należy rozumieć usunięty z porządku prawnego).
Jednocześnie, podzielam w tym zakresie wszystkie opinie, że każdy kto zastosuje się do przepisów ustawy i obliczy oraz wpłaci zaliczki na bazie przepisów ustawowych, a nie przepisów rozporządzenia nie powinien ponosić z tego tytułu negatywnych konsekwencji zarówno natury podatkowej jak i karnej skarbowej.
Co więcej, można nawet stwierdzić, że naruszeniem przepisów będzie sytuacja odwrotna, czyli zastosowanie się do przepisów rozporządzenia wbrew regulacjom ustawowym.
Nie można zgodzić się na taki sposób stanowienia prawa. Nie można tworzyć prawa z pominięciem Konstytucji, ustaw, zasad legislacji, konsultacji. Nie można tworzyć prawa w oparciu o słupki poparcia. Nie można tworzyć prawa w oparciu o twittera.
Po prostu nie.
Marcin Zarzycki, adwokat, doradca podatkowy, partner w kancelarii LTCA
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.