Wieloletnia i konsekwentna polityka irlandzkiego rządu w sprawach podatkowych sprowadziła na Zieloną Wyspę setki globalnych korporacji i coraz więcej firm z Polski. Czym przyciąga Irlandia i dlaczego coraz mniej podoba się to Brukseli?
Lista międzynarodowych korporacji mających swoją europejską siedzibę w Irlandii jest imponująca i nic nie wskazuje na to, aby szybko zaczęła się kurczyć . Wystarczy wspomnieć, że w ulokowało się tam 9 z 10 największych światowych marek rynku ICT, 8 z 10 największych producentów gier, również 8 z 10 czołowych koncernów farmaceutycznych, 6 spośród 7 największych firm diagnostycznych i 15 z 20 najpoważniejszych producentów sprzętu medycznego.
Według Enterprise Ireland – rządowej agencji odpowiedzialnej za rozwój irlandzkich firm na rynkach międzynarodowych, w Irlandii obecna jest także połowa spośród wszystkich liczących się przedsiębiorstw świadczących usługi finansowe. Irlandia może pochwalić się także bardzo korzystną strukturą demograficzną (aż 33 proc. populacji nie przekroczyło jeszcze 25-go roku życia) oraz wysoko wykwalifikowanymi kadrami (ponad 30 proc. studiujących skupia się wokół kierunków związanych z technologią, inżynierią i matematyką). Wielkość i prestiż obecnych w Irlandii firm przekłada się oczywiście na wysokość zarobków i taka kombinacja bez wątpienia zachęca nie tylko firmy do poszukiwania kadr, ale i kusi pracowników, także tych z Polski.
Do Irlandii przenosi się coraz więcej Polaków i ich firm
To właśnie wysokość zarobków, a w tym podatki, są głównymi czynnikami decydującymi o wyborze kraju emigracji, zwłaszcza indywidualnej, a ta w Polsce wciąż rośnie. Z opublikowanych w październiku danych GUS wynika, że w końcu zeszłego roku na emigracji dłuższej niż 3 miesiące przebywało ponad 2,515 mln Polaków, czyli 118 tys. więcej niż rok wcześniej. Mimo Brexitu wciąż największa grupa wyjeżdzających wybiera Wielką Brytanią, a emigracja na Wyspy w porównaniu z rokiem poprzednim wzrosła o 9,4 proc. Według informacji GUS w Zjednoczonym Królestwie mieszka już 778 tys. naszych rodaków. Na dalszych miejscach zmazały się Niemcy 687 tys., Holandia 116 tys. i właśnie Irlandia 112 tys., która w obliczu Brexitu może przyciągać coraz więcej Polaków i polskich firm.
Powody emigracji z Polski, zarówno tej indywidualnej, jak i biznesowej są w większości przypadków te same, liczy się rachunek ekonomiczny. Proszę choćby spojrzeć na popularny ostatnio temat kwoty wolnej od podatku. W Irlandii próg, od którego podatnik jest zobowiązany zapłacić podatek wynosi 16,5 tys. EUR, czyli prawie 70 tys. złotych. Dotyczy to zarówno dyrektorów zatrudnionych np. w spółce Ltd., jak i wszystkich pracowników danej firmy. W Polsce natomiast osoba przeciętnie zarabiająca od lat tkwi na poziomie 3091 zł. Różnica jest ogromna, a to przecież niemała kwota. Analogiczna sytuacja dotyczy firm, tylko że tu pod uwagę bierze się wysokość podatku CIT, który w Irlandii wynosi 12,5 proc., w Polsce 19 proc. Dla przedsiębiorców mających możliwość przeniesienia rezydencji podatkowej do bardziej przyjaznej jurysdykcji to decyzja czysto ekonomiczna, dlatego coraz więcej firm decyduje się na taki krok. W Irlandii biznes prowadzi się po postu łatwiej – mówi Agnieszka Moryc z Admiral Tax, polsko-brytyjskiej firmy doradztwa podatkowego.
Potwierdza to najnowszy raport „Doing Business 2018” opublikowany właśnie przez Bank Światowy. W globalnym rankingu oceniającym warunki prowadzenia biznesu Irlandia znała się na 17. miejscu spośród 190 gospodarek biorących udział w badaniu. To awans o jedno oczko w porównaniu z rokiem poprzednim. W tym samym zestawieniu Polska uplasowała się na 27. miejscu spadając o 3 pozycje. W ocenie Banku Światowego w Irlandii znacznie łatwiej niż w Polsce zakłada się spółkę – 8. miejsce na świecie w porównaniu z 120. lokatą Polski. Warto także zwróć uwagę na wysokie 4. miejsce Zielonej Wyspy w kategorii „Płacenie podatków”, oceniającej ilość danin, ich wysokość i czas potrzebny na wywiązanie się firmy z obowiązków podatkowych. W tej samej kategorii Polska uplasowała się na 51. pozycji. Według Banku Światowego, tak jak w roku poprzednim, biznes najlepiej prowadzi się w Nowej Zelandii, Singapurze i Danii.
Przychylność irlandzkiego systemu podatkowego dostrzegł także Eurostat przyznając mu pierwsze miejsce w Unii Europejskiej pod względem najmniejszego udziału podatków w PKB. Z danych za rok 2016 wynika, że jest to 26,4 proc. i od 2007 roku wskaźnik ten stopniał z 36,2 proc. Niewielki wzrost udziału podatków w PKB odnotowano jedynie w latach 2011-13 i wynosił on 1,1 proc. Irlandia wypada nie tylko znacznie lepiej niż Polska, która od swoich obywateli oczekuje aż 38,7 proc. wypracowanego dochodu (8. miejsce), ale znacząco wyprzedza także kolejne w rankingu Rumunię (31 proc.) i Litwę (34,5 proc.).
Irlandia nie pali się do ściągania podatków od zarejestrowanych tam firm
Irlandia przyciąga firmy z całego świata nie tylko niskim CIT-em, bo obok racjonalnych obciążeń fiskalnych dla przedsiębiorców słynie także z głęboko zakorzenionego myślenia pro-biznesowego, a ostatnio spory rozgłos zyskała dzięki amerykańskiemu gigantowi technologicznemu. Wszystko za sprawą Komisji Europejskiej, która poinformowała niedawno, że pozywa Irlandię do Trybunału Sprawiedliwości UE za nieodzyskanie od Apple 13 mld euro rzekomo niezapłaconego podatku, który Bruksela uznała za bezprawną pomoc publiczną. Dla Paschala Donohoe, ministra finansów Irlandii, unijny pozew stał się jednak świetną okazją do zareklamowania kraju, jako przyjaznego i bezpiecznego miejsca prowadzenia biznesu. Nazywając zarzuty godnymi ubolewania Donohoe mówił, że przepisy podatkowe w Irlandii nie powstały po to, aby zadowolić jakieś konkretne podmioty, ale obowiązują tak samo wszystkich podatników prowadzących legalny biznes. Minister finansów podkreślił ponadto, że irlandzkie regulacje nie są sprzeczne z prawem Unii, a Irlandia nie jest globalnym poborcą podatkowym.
Wypowiedź Paschala Donohoe nie została dobrze przyjęta przez Komisję Europejską, zwłaszcza, że jej głównym adresatem byli raczej inwestorzy już obecni lub planujący ekspansję w Irlandii, a nie sama Komisja. Donohoe dał bowiem do zrozumienia, że firmy prowadzące biznes w Irlandii mogą liczyć na wsparcie, nawet ze strony rządu, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Rząd w Dublinie pokazuje, że jest wyjątkowo zdeterminowany, aby chronić interesy firm obecnych w kraju i jest to działanie bardzo dobrze przemyślane, zwłaszcza w perspektywie Brexitu. Irlandia jest bowiem naturalną alternatywą dla firm przenoszących się z Wielkiej Brytanii, które zarejestrowały się tam ze względów podatkowych. Oba kraje dysponują bowiem bardzo podobnym systemem prawno-podatkowym, czytelnymi przepisami, a co ważniejsze wysoką kulturą biznesową, szanowaną i pożądaną nie tylko przez globalnych graczy, ale także mniejsze firmy. Taka reakcja na szczeblu rządowym zachęca przedsiębiorców, także tych z Polski, do wzięcia pod uwagę Irlandii, jako miejsca rejestracji biznesu w Unii Europejskiej – dodaje Agnieszka Moryc z Admiral Tax.
W perspektywie krucjaty prowadzonej przez ministra Morawieckiego, zmierzającej do wprowadzania, także na szczeblu unijnym, kolejnych ograniczeń w wykorzystaniu legalnych mechanizmów optymalizacyjnych, podejście prezentowane przez irlandzki rząd może wręcz zachęcać do zwrócenia się w stronę tamtejszego systemu podatkowego.
Podczas gdy minister Morawiecki przekonuje kolegów po fachu z innych krajów, że takie ograniczenia są konieczne, Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wytyka Polsce nadgorliwość w zakresie prawa utrudniającego przenoszenie spółek do innych krajów Unii. W wyroku z końca października br. dotyczącym polskiej firmy TS wyjaśnia, że przeniesienie statutowej siedziby spółki, nawet gdy ta rzeczywista pozostaje w kraju macierzystym, jest chronione przez unijne prawo odnoszące się do swobody przedsiębiorczości, a sam fakt, że głównym motywem jest chęć korzystania z lepszych dla firmy przepisów nie jest nadużyciem. Za to regulacje prawne w zakresie likwidacji spółki w Polsce znacznie utrudniają, a czasem nawet uniemożliwiają przeprowadzenie takiego procesu i to stanowi nadużycie w postaci ograniczenia swobody przedsiębiorczości.
Przed ministrem stoi zatem nie lada wyzwanie, bo nie można zapomnieć o tym, że do wprowadzenia kolejnych obostrzeń potrzebna jest zgoda także tych państw członkowskich, dla których zjawisko optymalizacji jest źródłem zysku, a do nich bez wątpienia należy Irlandia. Do pomocy nie będą rwać się także Holandia, Cypr czy Malta. Bruksela powinna także pamiętać o Wielkiej Brytanii i jej zapowiedziom radykalnego obniżenia CIT, które ma być receptą na utrzymanie konkurencyjności Zjednoczonego Królestwa po Brexicie. Może się bowiem okazać, że to właśnie Brytyjczycy ugrają najwięcej na optymalizacyjnym konflikcie w Unii.
Krzysztof Oflakowski