Jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, w 2023 roku liczba urodzeń w Polsce wyniosła 272 tys., co oznacza spadek o 33 tys. (11 proc.) względem roku poprzedniego. Dane za pierwsze półrocze 2024 r. są jeszcze mniej optymistyczne, a będzie gorzej. Jak wynika z opracowania „Prognoza ludności na lata 2023–2060” GUS, prognozowany jest wyraźny spadek liczby urodzeń, co związane będzie przede wszystkim ze spadkiem liczby kobiet w wieku prokreacyjnym. Przewiduje się, że pomiędzy 2022 r. a 2060 r. ich liczba spadnie z 8,7 do 6,3 mln w scenariuszu wysokim (wariant bardziej optymistyczny) i do 4,8 mln w niskim. Wpływa to oczywiście na zapotrzebowanie tworzenia oddziałów porodowych, choć problem jest bardziej złożony.

Czytaj również: Zamiast porodówek oddziały geriatryczne - demografia wymusza reformę

 

Coraz więcej oddziałów z mniejszą liczbą porodów

O aktualną sytuację dotyczącą oddziałów ginekologiczno-położniczych resort zdrowia pytała w interpelacji grupa posłów Lewicy. Jak wynika z danych opracowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia (NFZ), w Polsce w ostatnich latach można zaobserwować wzrost liczby oddziałów, które przyjmują mniej niż 400 porodów rocznie. Przykładowo, w 2021 r. takich placówek było 91, w 2022 r. - 106, a w 2023 r. - 114. Można się spodziewać, że w tym roku statystyki znów wzrosną – przez pierwszych pięć miesięcy br. były już 102 takie oddziały.

Pytania zawarte w interpelacji miały związek z planowaną reformą szpitalnictwa, nad którą pracuje obecnie resort zdrowia (projekt ustawy o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw). Jak szacuje NFZ, o włączenie do sieci szpitali przy utrzymaniu projektowanych założeń będzie mogło ubiegać się 640 placówek (przypomnijmy, że przystąpienie do struktur będzie dobrowolne). Szpital będzie musiał wykazać, że posiada co najmniej jeden tzw. profil kwalifikujący (czyli określony profil w zakresie leczenia szpitalnego zawarty w ustawie o świadczeniach i realizowany w ramach umowy z NFZ). Resort zakłada, że w przypadku profili zabiegowych dodatkowym kryterium kwalifikacji będzie określony minimalny udział świadczeń zabiegowych udzielonych w ramach umowy z Narodowym Funduszem Zdrowia, a w przypadku profilu położnictwo i ginekologia – minimalna liczba odebranych porodów. Konkretne liczby mają zostać doprecyzowane w ramach rozporządzenia wykonawczego. - Należy podkreślić, że w dalszym ciągu, również w odniesieniu do zakresu leczenia szpitalnego, pozostaną w mocy regulacje przewidujące możliwość zawierania umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej w trybie konkursowym, co oznacza, iż niezakwalifikowanie do PSZ danych oddziałów szpitalnych o profilach zabiegowych nie wiąże się z ryzykiem powstania tzw. „białych plam” – zaznacza resort.

 


Ogromne różnice między województwami

Wyznaczanie konkretnych liczb wzbudziło jednak niepokój ekspertów. Problem związany z tzw. porodówkami jest bowiem złożony. Z jednej strony chodzi tu o malejącą liczbę urodzeń w danych placówkach, ale z drugiej strony - pojawiają się obawy, że pacjentki będą musiały pokonywać dziesiątki kilometrów, gdy w danym województwie i powiecie większość oddziałów zostanie uznana za nierentowne. - Część szpitali ma kłopot ze spełnianiem kryteriów bezpieczeństwa w związku z niedostateczną liczbą pacjentów i idącą za tym niedostateczną liczbą procedur, np. porodów. W różnych regionach mamy różną sytuację, demograficzną, jak i geograficzną. Specyficzną sytuację mają szpitale w powiatach okalających duże miasta, specyficzną – w powiatach przygranicznych czy też w znacznej odległości od większych miast – zauważa Polska Federacja Szpitali w uwagach przedstawionych do projektu.

Dobrze widać to zresztą w danych dotyczących urodzeń i porodów według województw gromadzonych przez GUS. Według statystyk za 2023 r. w miastach odnotowano ponad 15,7 tys. porodów, na wsiach – 11,3 tys. Jeśli chodzi o województwa, zdecydowanie najwięcej porodów miało miejsce w województwie mazowieckim (ponad 44,5 tys.) i małopolskim (ponad 28 tys.). Na drugim końcu znajduje się województwo lubuskie i świętokrzyskie – tam porodów było odpowiednio 6,1 tys. i 7,2 tys. Porównując najwyższe i najniższe wskaźniki dotyczące liczby porodów, różnica jest ponad siedmiokrotna. 

Jak podkreśla Bernadeta Skóbel, radczyni prawna, ekspertka Związku Powiatów Polskich, Polska nie jest państwem jednolitym pod względem demograficznym czy sieci transportowych. Chociaż niewątpliwie istnieje potrzeba racjonalizacji liczby niektórych oddziałów, to brak uwzględnienia przy przyjmowaniu rozporządzenia specyfiki poszczególnych regionów Polski może przyczynić się do braku faktycznej dostępności do świadczeń. - Z przykładu porodówek (bazując na danych przekazanych do projektu przez MZ) wynika, że przyjęcie limitu czterystu porodów spowoduje, że dostęp na obszarze Polski północno i południowo - wschodniej, ścianie zachodniej oraz województwie świętokrzyskim do świadczeń w ujęciu terytorialnym będzie ograniczony w porównaniu do reszty kraju. W przypadku województwa świętokrzyskiego na dwanaście istniejących porodówek siedem ma zostać zlikwidowanych, z pozostałych pięciu aż trzy działają w Kielcach, nie będzie porodówki w Ostrowcu Świętokrzyskim (miasto liczące przeszło 60 tys. mieszkańców i siedziba 100 tys. powiatu). Nie uwzględniono przypadków, gdy po wprowadzeniu minimalnej liczby porodów zostaną zlikwidowane oddziały w sąsiadujących obok siebie powiatach, bez możliwości przejęcia przez jeden z nich potencjalnych pacjentów - wylicza ekspertka. 

 

Nie można dojeżdżać kilkadziesiąt kilometrów do porodu

Jest jednak duże prawdopodobieństwo, że projekt będzie jeszcze precyzowany pod kątem przepisów o przekształceniach. Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych (OZPSP), zaznaczał, że o obawach środowiska był mowa na spotkaniu w resorcie zdrowia, które odbyło się na początku tygodnia. - Pani minister zapewniła, że najważniejsze będzie jednak bezpieczeństwo pacjentów i dostępność, i że decyzje związane z przekształceniami będą podejmowane indywidualnie, po przeanalizowaniu takich czynników, jak to, czy jest to jedyna porodówka w dużej odległości. Tak samo ma wyglądać kwestia zabiegów – w projekcie pojawiła się sztywna liczba, ale w rzeczywistości ma być to poprzedzone regionalnymi analizami – relacjonował prezes Malinowski.

Również ministra zdrowia Izabela Leszczyna w marcu br., podczas otwarcia IX Kongresu Wyzwań Zdrowotnych, zapewniała, że nie zgodzi się na likwidację szpitali powiatowych, nawet tych, które są nierentowne. Podobnie w przypadku porodówek – nawet te, które nie będą opłacalne w utrzymaniu, mają co do zasady pozostać. - One muszą się utrzymać. Kobieta nie może dojeżdżać 100 kilometrów do porodu – podkreślała Leszczyna.