Około 4,5 mln osób w Polsce po 40 roku życia jest ciężko chorych na nerki, ale nie są zdiagnozowani. Tylko 5 proc. z nich ma diagnozę. – Co drugi pacjent, który trafia na dializy, nie miał nigdy zdiagnozowanej choroby nerek. I to nie jest kwestia małej liczby nefrologów, bo aby do niego trafić, trzeba mieć najpierw zdiagnozowaną chorobę nerek – mówił prof. Ryszard Gellert, konsultant krajowy w dziedzinie nefrologii na pierwszym posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds. Nefrologii.

 

Brakuje koordynacji w leczeniu chorób nerek

Jak dodał, do nefrologa, pacjenci trafiają dopiero na 3-4 miesiące przed rozpoczęciem dializ i dopiero wtedy można pacjenta przygotować do podjęcia leczenia. Tymczasem np. co trzeci pacjent ze świeżo rozpoznaną cukrzycą ma uszkodzone nerki. Dlatego, w opinii prof. Gellerta, należy mówić o całym systemie ochrony zdrowia, bo pacjent nefrologiczny jest odzwierciedleniem jego jakości. – Fundujemy pacjentom piekło dializ tylko dlatego, że nie rozpoznajemy właściwie wcześniej, nie leczymy, nie kierujemy na badania. Brakuje koordynacji – podkreślił konsultant krajowy.

Czytaj też: Pacjenci ze stwardnieniem rozsianym chcą kompleksowej opieki specjalistów

Dlatego tak istotny jest program koordynowanej opieki nefrologicznej w podstawowej opiece zdrowotnej, który działa od 1 listopada 2023 r. Ma pomóc wychwycić pacjentów z chorobami nerek. Michał Dzięgielewski, dyrektor Departamentu Lecznictwa w Ministerstwie Zdrowia, podkreśla, że konieczne jest uchwycenie całego systemu opieki w kontekście nefrologii wcześniej. – Problem w tym, że choroby takie jak cukrzyca czy nadciśnienie tętnicze nie dają jednoznacznych, ewidentnych objawów, mogą trwać latami nieleczone, uszkadzając narządy wewnętrzne, w tym nerki. Tymczasem ok. 80 – 100 tys. osób rocznie w Polsce umiera na nerki – jak podaje prof. Rajmund Michalski, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Moje Nerki (OSMN).

Sprawdź w LEX: Czy szpital może odmówić dializowania czternastolatki z uwagi na brak pediatry? >

 

Dostęp do opieki nefrologicznej ograniczony

Zdiagnozowani pacjenci nefrologiczni także nie mają obecnie łatwo, jeśli chodzi o dostęp do leczenia i specjalistów. Spośród 407 pacjentów, którzy odpowiedzieli na ankietę przeprowadzoną w mediach społecznościowych na profilu OSMN (skupia on 5,5 tys. pacjentów), 2/3 z nich oceniło, że mają średni lub zły dostęp do poradni specjalistycznej na swoim terenie. 60 proc. z nich zbyt długo czeka na wizytę u specjalisty. Chorobom nerek często towarzyszą choroby współistniejące, jednak w stacjach dializ tylko 6 proc. pacjentów ma możliwość konsultacji z innymi specjalistami np. dietetykiem, kardiologiem czy psychologiem. Aż 65 proc. chorych nie ma dostępu do wsparcia psychologicznego. Problem jest także z dostępem do badań przed przeszczepem już przewidywanym. – Dostęp ma 41 proc. pacjentów, większość jednak go nie ma lub ma częściowo. Badania przedawniają się po pół roku, często pacjenci nie zdążą w tym czasie wykonać wszystkich potrzebnych, wtedy wypadają z listy oczekujących na przeszczep i czekają od nowa – zauważa prof. Rajmund Michalski.

Jak dodaje, rodzi to także większy koszt dla państwa. Potwierdza to Andrzej Dołżyński, pacjent nefrologiczny, który zaznacza, że na badania do przeszczepu trzeba czekać w zwykłej kolejce. – Między pierwszym a ostatnim badaniem mija rok, więc te pierwsze są już przeterminowane – dodaje.

Czytaj też w LEX: Ryzyka w placówce medycznej dot. praw pacjenta >

 

Zamykają się oddziały nefrologiczne

Pacjenci obawiają się także likwidacji oddziałów nefrologicznych, co zdarza się coraz częściej, tymczasem to tam właśnie mogą w pełni otrzymać specjalistyczną pomoc dostosowaną do ich potrzeb i choroby. – Jeśli pacjent po przeszczepie trafi na inny oddział, nie będzie właściwie zaopiekowany. Dla przykładu, po podaniu złego antybiotyku może nawet stracić nerkę – mówi Dorota Ligęza z OSMN. Sama doświadczyła podobnych problemów, gdy trafiła na inny oddział pół roku po przeszczepie. Potem konieczne było przeniesienie na oddział intensywnej terapii, aż po konsultacji medyków z jej lekarzem prowadzącym nefrologiem, stan zaczął się poprawiać.

Prof. Gellert dodaje, że często nie ma dializy otrzewnowej dla pacjenta, która jest dla niego korzystniejsza, bo nie ma łóżek nefrologicznych w szpitalach. – Oddziały są zamykane nie dlatego, że tak chcą konsultanci czy pacjenci, ale dlatego, że dyrektorowi nie opłaca się prowadzić oddziału nefrologicznego, bo jest deficytowy. A to dlatego, że nefrolodzy walczą o to, żeby pacjenci nie trafiali na dializy. Walczą z magiczną liczbą 22 proc., czyli liczbą pacjentów, którzy bez rozpoznania choroby nerek trafiają na dializy – mówi dr Marzena Janas, kierownik Kliniki Nefrologii w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznych w Rzeszowie i wojewódzki konsultant w dziedzinie nefrologii.

Nie ma zatem w takiej sytuacji choroby nerek, nie wiadomo, czy jest to choroba polietiologiczna, wywodząca się z cukrzycy czy nadciśnienia lub otyłości. Medycy walczą więc z nią nowoczesnymi metodami, czyli nowymi lekami i metodami leczenia, badaniami inwazyjnymi czy badaniami genetycznymi, które mogą uchronić pacjentów przed zbędną terapią. – My to robimy, ale kończy się to niestety deficytem dla danego oddziału – dodaje dr Janas.

Zaznacza, jak istotna jest profilaktyka, bez niej nie zmniejszy się liczba pacjentów, którzy np. wcześniej nie byli u lekarza, nie badali się, a nagle muszą być pilnie dializowani, bo są np. kierowcami TIR-ów.

Bądź na bieżąco ze zmianami w ochronie zdrowia z LEX! >

 

Magdalena Bogdan, Sabina Karczmarz, Anna Owczarczyk

Sprawdź