Józef Kielar: Jak Pan ocenia tempo zmian w ochronie zdrowia po przejęciu władzy przez nową koalicję?

Mariusz Jędrzejczak: Minęło pół roku od zmiany władzy w Polsce i mam wrażenie, że nowa minister przyszła niestety do resortu zdrowia bez koniecznej, pogłębionej wiedzy o problemach systemu opieki zdrowotnej. Uważam, że nie miała pomysłu na niezbędne i głębokie reformy jego funkcjonowania. Dotychczas władze Ministerstwa Zdrowia skoncentrowały się głównie na spełnieniu oczywistych oczekiwań wyborców większości koalicji rządzącej w zakresie dostępności do zabiegów in vitro, większej dostępności awaryjnej antykoncepcji, czy walce o przynajmniej dekryminalizację aborcji. Z punktu widzenia odbioru społecznego to bardzo ważne i od dawna oczekiwane działania cywilizujące nasz system opieki zdrowotnej. Nie zmieniają one jednak istoty funkcjonowania niewydolnego systemu jako takiego. W tym zakresie, przynajmniej jak dotąd, zapowiedzi są, w moim przekonaniu, albo niewystarczające (skracanie kolejek), albo zbyt enigmatyczne (konsolidacja szpitali), aby móc konkretnie się do nich odnieść. Przyznam jednak, że ten kierunek zmian jest zdecydowanie właściwy.

Zainteresowany doskonaleniem jakości? Przeczytaj artykuł o wskaźnikach jakości w ochronie zdrowia >>​ 

W ciągu ostatnich dwóch lat rezerwa finansowa Narodowego Funduszu Zdrowia została niemal całkowicie zlikwidowana. Dlaczego tak się stało i jakie są tego reperkusje?

Jak wiadomo, po pandemii Covid-19 odziedziczyliśmy ogromny tzw. dług zdrowotny. Polacy nie leczyli wielu schorzeń. Stało się tak m. in. ze względu na mniejszą mobilność. Więcej bowiem czasu przebywaliśmy w domach w obawie przed zarażeniem się wirusem. Dostęp do lekarzy i świadczeń zdrowotnych był znacznie ograniczony. Wiele szpitali zamieniało oddziały szpitalne na covidowe. W oczywisty sposób zmniejszało to możliwości hospitalizowania pacjentów z innymi schorzeniami, odkładano zabiegi i hospitalizacje. Podstawą leczenia w podstawowej opiece zdrowotnej (POZ) były teleporady. Po pandemii większość tych pacjentów zgłosiła się do placówek ochrony zdrowia, żeby móc normalnie się leczyć.

Z raportu „Luka finansowa systemu ochrony zdrowia w Polsce” wynika, że w latach 2025 2027 system będzie wymagał dofinansowania w wysokości od 92,5 mld zł do 158,9 mld zł. Skąd wziąć pieniądze na ten cel?

Kwota ta faktycznie robi wrażenie. Źródła tej luki finansowej są w zasadzie dwa. Teoretycznie mamy system składkowy, wydaje się jednak, że z konieczności coraz bardziej będzie on ewoluował w kierunku systemu składkowo-budżetowego. Skoro bowiem nadal konsekwentnie wykluczamy, bez względu na to jaka koalicja rządzi, możliwość wprowadzenia na poważnie prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych, finansowanie ochrony zdrowia może się dokonywać ze składek ubezpieczonych i/lub z budżetu. W tym drugim przypadku państwo ma do dyspozycji różne narzędzia fiskalne, które zresztą już obecnie wykorzystuje, np. poprzez szczególne opodatkowanie niezdrowej żywności, alkoholu czy wyrobów tytoniowych. Pewnym rozwiązaniem, mogłoby być również wyodrębnienie do osobnego finansowania opieki długoterminowej. Moim zdaniem, należy uznać za mało odpowiedzialne wszelkie pomysły zmierzające do zmniejszania wpływu środków do NFZ. Mam na myśli propozycję zmniejszania składek płaconych przez przedsiębiorców. Sposób ich poboru powinien być zdecydowanie bardziej jednolity, oparty na spójnych zasadach takich samych dla wszystkich grup zawodowych. Oczywiście, z pewnymi możliwymi, uzasadnionymi wyjątkami, np. służb mundurowych. Dziś główny ciężar utrzymania publicznej ochrony zdrowia spoczywa na relatywnie najsłabszych grupach zawodowych i społecznych. Mam na myśli pracowników zatrudnionych na umowy o pracę, głównie w jednostkach państwowych i samorządowych, emerytach i rencistach. To płatnicy, którzy nie mają żadnych możliwości manewru, jeśli chodzi o określanie podstawy poboru składki, a tym samym kwoty jej poboru. W kontekście zwiększenia wpływów do NFZ, sprawą absolutnie konieczną do rozwiązania jest kwestia radykalnej zmiany sposobu poboru składek zdrowotnych od rolników i objęcia ich powszechnie obowiązującymi zasadami, a mówiąc wprost likwidacji lub głębokiej reformy Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Zdrowotnego (KRUS). W moim przekonaniu brak jednolitego, powszechnie obowiązującego systemu składkowego, to jeden, choć nie jedyny, z głównych powodów konieczności dofinansowywania NFZ z budżetu centralnego, czyli w istocie dodatkowo z naszych podatków.

 

Od lipca 2022 roku obowiązuje nowelizacja ustawy o wzroście minimalnych wynagrodzeń w ochronie zdrowia, ale zwiększenie wyceny świadczeń nie zrekompensowała podmiotom leczniczym wydatków z tym związanych. Dyrektorzy szpitali zaciągają kredyty, zadłużając je coraz bardziej. Czy jest jakiś sposób, żeby zlikwidować to błędne koło?

Z przytoczonej przez Pana kwoty, blisko 160 mld zł deficytu NFZ, przewidywanej na najbliższe lata, około 60 mld zł, 38 proc., stanowią koszty wzrostu wynagrodzeń w ochronie zdrowia. Nie ukrywam, że jestem przeciwnikiem tego typu rozwiązań. Uważam, że nie stać nas na takie rozwiązanie. Byłoby to możliwe, gdybyśmy podwyższyli składkę zdrowotną do 11-12 proc., ale na to raczej się nie zanosi. Chcę jednak przypomnieć, że są kraje, w których składka ta jest nawet wyższa. Trzeba zauważyć jednocześnie, że w latach 2018 – 2024, niezbędne koszty podniesienia wynagrodzeń personelu stanowiły aż 69 proc. ogólnego wzrostu nakładów na system opieki zdrowotnej. Przy istniejącym poziomie finansowania zjada on praktycznie własny ogon. Wyceny świadczeń nie nadążają za dynamiką zmian kosztów funkcjonowania lecznic, które w dużej mierze powodują sami zarządzający ochroną zdrowia swoimi decyzjami. Beneficjentami wzrostu nakładów nie stają się niestety pacjenci. To oczywiste truizmy. Z jednej strony poszkodowane są same lecznice nie mogące sprostać narzuconym im wymogom wzrostu wynagrodzeń. Z drugiej zaś, rosnącym inflacyjnie i rynkowo innym składnikom kosztów funkcjonowania placówek, jak choćby koszty energii, utylizacji odpadów, ubezpieczeń itp. Nie ma prostych rozwiązań. Odpowiedź na ten stan rzeczy tylko poprzez wzrost finansowania to warunek konieczny, ale niewystarczający. Powtórzę zatem po raz kolejny, konieczna jest zmiana w podejściu do organizacji i sposobów finansowania systemu jako całości. Moim zdaniem, należałoby powrócić do sprawdzonego w wielu innych krajach i niestety zarzuconego u nas, systemu kas chorych.

 


Zdaniem wielu ekspertów system ochrony zdrowia jest skrajnie niewydolny. Trzeba go stopniowo wygaszać i tworzyć nowy, niezależny od wpływu polityków. Czy w Polsce jest to realne?

Niezależny od polityków system opieki zdrowotnej to u nas nieosiągalny ideał. Postawa ta wynika oczywiście z fatalnych na ogół doświadczeń związanych z pomysłami politycznymi i wszystkim sposobami ich realizacji. Trzeba pamiętać, że nie wszyscy na świecie dążą do takiego celu. Skandynawowie np. jako społeczeństwa zdecydowanie mające lepsze doświadczenia i w konsekwencji obdarzające swoje rządy większym niż my zaufaniem, nie zgłaszają tak dużych zastrzeżeń. No ale, jak wiadomo, ich systemy opieki zdrowotnej, finansowane głównie z budżetu, są zdecydowanie bardziej wydolne, niż nasz. Jak już sygnalizowałem, a mówiłem to już wielokrotnie, uważam, że naszego publicznego systemu ochrony zdrowia nie da się poprawić „po kawałku”, czyli reformując jego poszczególne elementy. Wymagana jest reforma całości. Posłużę się być może znamiennym, ostatnim przykładem związanym z próbami poprawienia funkcjonowania szpitalnych oddziałów ratunkowych (SOR). Jest projekt zmiany ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym. Wiadomo, że oddziały te są często skrajnie niewydolne, bo brakuje specjalistów. Mamy tylko około 1200 tzw. lekarzy systemu. Brakuje środków, ale nie brakuje pacjentów, którzy w ogóle nie powinni tam trafiać. Są to przecież oddziały mające ratować życie w przypadkach jego zagrożenia. Nie sądzę jednak, aby przygotowywane zmiany ustawowe ograniczyły napływ pacjentów do SOR-ów. Skoro kierują ich tam sami lekarze POZ i NPL (nocna pomoc lekarska), bo u nich głównie z powodu długiego oczekiwania na badania diagnostyczne, nie mogą otrzymać właściwej pomocy. Reasumując, pożądana reforma nie przyniesie oczekiwanych efektów jeżeli zostanie zmieniony tylko jeden element systemu, bez zmiany pozostałych. Są to bowiem naczynia połączone.

Czytaj też: Problemów na SOR-ach nie rozwiąże sama ustawa

Jakie pilne przedsięwzięcia powinno podjąć Ministerstwo Zdrowia, żeby poprawić np. dostęp do świadczeń zdrowotnych, czy tańsze leki?

W obszarze ochrony zdrowia pilna jest reforma samej ochrony zdrowia. i systemowy plan jej naprawy. Jednak jedną kwestie chciałbym szczególnie poruszyć, bo mam wrażenie, że umyka z głównego pola dyskusji. Moim zdaniem konieczna jest strategia uniezależniania się Polski od importu substancji czynnych, głównie z Azji, Chin, Indii, czy Tajwanu. Jak ważny to problem dla rodzimej produkcji leków, pokazały doświadczenia pandemii. Dążenie do większej samodzielności naszego przemysłu farmaceutycznego powinno być jednym z najważniejszych strategicznych celów Ministerstwa Zdrowia i państwa. Nawet, czego nie można wykluczyć, gdyby miałoby to spowodować czasowy wzrost cen niektórych medykamentów na naszym rynku.

Zainteresowany doskonaleniem jakości? Przeczytaj artykuł o wskaźnikach jakości w ochronie zdrowia >>​