W czwartek, 29 sierpnia, Państwowa Komisja Wyborcza nie jednogłośnie odrzuciła sprawozdanie finansowe Komitetu Wyborczego Prawa i Sprawiedliwość z ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych. Powodem decyzji jest naruszenie art. 132 par. 5 kodeksu wyborczego (przyjmowanie niedozwolonych korzyści majątkowych o charakterze niepieniężnym) oraz  art. 135 par. 1 k.w. (przekroczenie limitów wydatków na kampanię wyborczą). W uzasadnieniu uchwały PKW wytknęła sześć działań komitetu wyborczego, które spowodowały taką decyzję.

W konsekwencji organ wyborczy zakwestionował ponad 3,6 mln zł dotacji. Taką kwotę komitet powinien dobrowolnie wpłacić do Skarbu Państwa w ciągu 14 dni od doręczenia mu uchwały PKW, a w przypadku złożenia skargi do Sądu Najwyższego, w terminie 14 dni od dnia uprawomocnienia się orzeczenia. Jeśli nie, pieniądze wyegzekwuje komornik.

Ale konsekwencje uchwały PKW nr 316/2024 są dalej idące. Jeśli zostanie utrzymana w mocy, to komitet otrzyma dotacje wyborczą mniejszą o 10,8 mln zł. Grozi mu też pozbawienie subwencji partyjnej do końca kadencji Sejmu. Przeczytaj więcej: Odrzucenie sprawozdania wyborczego PiS to droga do dalszych kłopotów

Niby prosta droga sądowa

Komitet wyborczy PiS nie zamierza z tego boju wracać na tarczy.  Zgodnie z art. 145 Kodeksu Wyborczego, w przypadku odrzucenia sprawozdania finansowego komitetu wyborczego przez PKW, pełnomocnik finansowy ma prawo, w terminie 14 dni od dnia doręczenia postanowienia o odrzuceniu sprawozdania, wnieść do Sądu Najwyższego skargę na postanowienie PKW.  Z tej możliwości komitet skorzysta. Sąd Najwyższy rozpatruje skargę i wydaje w tej sprawie orzeczenie w terminie 60 dni od dnia doręczenia skargi.

- Termin ten ma charakter instrukcyjny – podkreśla Wiesław Kozielewicz, były przewodniczący PKW. 

Kodeks wyborczy wskazuje, że skarga jest rozpatrywana przez SN w składzie 7 sędziów, w postępowaniu nieprocesowym. Od orzeczenia Sądu Najwyższego nie przysługuje środek prawny. Orzeczenie doręcza się pełnomocnikowi finansowemu i Państwowej Komisji Wyborczej.

W przypadku, gdy SN uznał skargę pełnomocnika finansowego za zasadną, wówczas Państwowa Komisja Wyborcza niezwłocznie postanawia o przyjęciu sprawozdania finansowego.

- Stan prawny w Polsce jest taki, że jeżeli Sąd Najwyższy uchyli tę uchwałę, to PKW musi przyjąć sprawozdanie, koniec kropka. A jeżeli Sąd Najwyższy oddali odwołanie komitetu, to zadziałają konsekwencje wynikające z uchwały PKW. Tak mówi prawo, a prawo nie zostało na razie w tej kwestii zmienione – mówi sędzia Wiesław Kozielewicz. Przypomina, że procedura obowiązuje od ponad 20 lat i SN niejednokrotnie utrzymywał lub uchylał decyzje PKW w sprawie przyjęcia sprawozdań finansowych komitetów wyborczych. 

 

Skargę rozpozna nieuznawana Izba

Tyle tylko, że rząd Zjednoczonej Prawnicy postanowił w międzyczasie reformować sądownictwo i w 2017 r. utworzył Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Zgodnie ze zmienionym art. 26 ustawy o Sądzie Najwyższym to w jej kompetencji znalazło się m.in. m.in. rozpoznawanie skarg nadzwyczajnych, protestów wyborczych i protestów przeciwko ważności referendum ogólnokrajowego i referendum konstytucyjnego oraz stwierdzanie ważności wyborów i referendum, a także spraw, w których złożono środki odwoławcze od uchwał Państwowej Komisji Wyborczej. I tu pojawia się problem, bo Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych nie jest - zgodnie z orzecznictwem międzynarodowym i ze stanowiskiem większości przedstawicieli doktryny prawa - sądem. Przedstawiciele rządu w publicznych wypowiedziach już zadeklarowali, że w przypadku odrzucenia uchwały PKW nie uznają wyroku Izby.

-  Z wypowiedzi medialnych wynika, że minister tryb odwoławczy uznaje, bo on wynika z ustawy,  ale nie uznaje organu, który  wyda to orzeczenie. Czyli właściwie on nie ma zakończonego postępowania skargowego, bo jest w zawieszeniu. A skoro nie ma zakończonego postępowania skargowego, to nie ma możliwości wypłaty dotacji, bo nie wiadomo, jaka ona ma być w rzeczywistości  – mówi Dariusz Lasocki, były członek PKW.

Dr hab. Mariusz Bidziński, prof. Uniwersytetu SWPS, partner w kancelarii Chmaj i Partnerzy wskazuje, że sytuacja z punktu widzenia systemu prawnego jest mało komfortowa.

- Mamy do czynienia z wadliwą procedurą. To z kolei oznacza, że nawet jeśli będzie skarga do tego sądu i on wyda rozstrzygnięcie, to i tak nie będzie ono miało żadnego znaczenia dla systemu prawnego. Krótko mówiąc, nie będzie stanowiło podstawy do dalszego działania. Dlatego powinny zostać w końcu wprowadzone zmiany na zasadzie konsensusu ponadpartyjnego, które pozbawią tę izbę dalszego funkcjonowania i przekażą jej kompetencję do tej izby, która posiada status sądu i może rozstrzygać - mówi dr hab. Mariusz Bidziński.

Przeczytaj także: Czy akurat PKW powinna kontrolować finansowanie kampanii wyborczych?

Sprawa PiS w międzynarodowych trybunałach

W ocenie prof. Bidzińskiego fakt, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej nie jest sądem, a ma w swoich kompetencjach szereg spraw, także np. skargi nadzwyczajne, powoduje, że jest w zasadzie legitymacja do tego, by występować do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Co oznacza, że z tej możliwości może też skorzystać komitet wyborczy PiS. Dlaczego?

-  Ponieważ polski system nie zapewnia możliwości instancyjnego rozpatrzenia postępowań z racji tego, że w systemie funkcjonuje podmiot, który nie posiada kompetencji do rozstrzygania spraw m.in. obywateli - wskazuje. Dodaje, że w tej sprawie, nawet jeśli Izba przychyli się do odwołania PiS, to minister finansów będzie związany tylko i wyłącznie decyzją PKW. Trudno, by był związany decyzją tej Izby, która nie jest uznawana za organ posiadający kompetencje do rozstrzygania jakichkolwiek sporów – wskazuje mec. Bidziński.

-  Z prawnego punktu widzenia pewnie ciężko byłoby wykazać w sposób przekonujący, że wyrok Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych po prostu nie istnieje. Trudno jednak nie dostrzegać problemów związanych z tą Izbą: o tym, że nie spełnia ona standardów niezależności i ustanowienia ustawą orzekały już europejskie trybunały. W praktyce mamy chaos prawny, o czym najlepiej świadczy sytuacja z mandatami posłów Wąsika i Kamińskiego - mówi dr Marcin Szwed, prawnik Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.  Jego zdaniem w sytuacji gdy Izba Kontroli Nadzwyczajnej przychyliła się do odwołania PiS, a wyrok nie zostanie wykonany, partia może teoretycznie rozważyć złożenie skargi do Europejskiej Trybunału Praw Człowieka. Podkreśla jednak że sam ETPC kwestionował przecież status Izby.

- Przez ostatnie lata doprowadzono do takiego stanu, że nie ma prawnego rozwiązania, które by nie budziło jakichś wątpliwości - mówi prof. Hubert Izdebski z Uniwersytetu SWPS. Uważa, że trafny pogląd, że nawet gdyby sprawa trafiła do międzynarodowych trybunałów, to nikt nie uzna, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych jest właściwa do działania jako sąd.

- Uznane zostanie, że jest to jakaś agenda sądowa, niemająca cech sądu - podkreśla profesor. Wskazuje, że niezależnie od tego, to nie minister będzie decydował o niewypłaceniu subwencji, bo jeżeli sąd uzna skargę, to przekaże sprawę do PKW. A PKW, nawet, jeżeli będzie miało wytyczne od SN, zapewne podejmie taką samą decyzję. - I teraz jestem ciekawy, jak partia, która przez lata ignorowała postanowienia Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i w zasadzie doprowadziła do orzeczenia przez upolityczniony TK, że nie musimy się stosować do jej postanowień, będzie twierdziła przed ETPCz, że jest wręcz przeciwnie - podkreśla profesor. Wskazuje, że PiS sam doprowadził do tego, że Państwowej Komisji Wyborczej zasiadają politycy, a nie sędziowie. - Polska miała przed 2019 r. dobry i doceniany w innych krajach system, który gwarantował jak największą niezależność komisji od politycznych wpływów. Prawo i Sprawiedliwość samo doprowadziło do zmiany i poniosło tego konsekwencje - podkreśla prof. Hubert Izdebski.

Właściwa izba, a spór ma charakter polityczny

Prof. Ryszard Piotrowski konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego inaczej spogląda na spór.

- Mamy w Polsce obowiązujące prawo i ono przewiduje, że właściwa w tych kwestiach, które dotyczą rozpoznawania odwołań jest Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. O tym kto jest sądem w Polsce decydują polskie ustawy i polska Konstytucyjna. Owszem Trybunał Sprawiedliwości UE wskazał, że sądy polskie są sądami europejskimi, ale w sprawach z komponentem europejskim, a nie w polskich sprawach. Stanowisko Trybunału było jednym z elementów, które miały wpływ na wynik wyborów w Polsce. Jeżeli mamy trzymać się Konstytucji i porządku prawnego, to jest oczywiste, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych jest w tym przypadku właściwa – uważa prof. Piotrowski.

Wskazuje, że obecny spór ma oczywisty podtekst polityczny, stąd zapowiedzi polityków, że decyzja dotacji pozostanie w gestii ministra finansów. Tyle, że - jak mówi - jest to wyjątkowo destrukcyjne i zgubne dla państwa prawa.

- A to dlatego, że jeśli kolejny raz stawiamy politykę ponad prawem, to oznacza to, że działania Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, w odniesieniu do zbliżających się wyborów prezydenckich będą tyle samo warto, co w odniesieniu do odwołania od rozstrzygnięcia PKW. Co więcej w składzie PKW jest przecież sędzia obecnego TK, rząd nie uznaje tego Trybunału. Jakże więc minister finansów mógłby kierować się uchwałą organu, która jest dotknięta nieważnością, skoro mamy tam członka Trybunału, któremu odmawia się uznania? Albo trzymamy się rzeczywistości, rozsądku, Konstytucji albo każdy robi to, co chce - mówi profesor Piotrowski.

W jego ocenie to, co obecnie się dzieje odpowiada zasadzie - albo my ich albo oni nas. - To jest czysto polityczna reguła, która z Konstytucją nie ma nic wspólnego - zaznacza.

Może inna Izba?

Wśród części ekspertów pojawiają się głosy, aby przenieść rozpatrzenie tej skargi do innej Izby SN np. Izby Pracy i Polityki Społecznej.

Profesor prof. Ryszard Piotrowski nie uważa, aby to było dobre rozwiązanie. Zaznacza, że nie ma do tego żadnych podstaw prawnych.

Jeśli będziemy tak postępować, to niezależnie od tego, kto zostanie następnym prezydentem, jego wybór będzie kwestionowany. A to np. dlatego, że wybór nie został oparty na zasadzie równości, bo jednej z partii politycznych odebrano pieniądze niezgodnie z prawem. A tak będzie, jeśli minister finansów powie, że odwołania nie rozpatrywał sąd, bo Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych to według niego nie jest sąd i sam podejmie decyzję o nieprzekazaniu środków. Nie wiem, jaki werdykt w takiej sytuacji przy badaniu ważności wyborów prezydenckich wyda Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Chyba, że do tej pory jej już nie będzie – kwituje prof. Piotrowski