Jak podało radio France Info, 63-letni gwiazdor kina, należący do najlepiej opłacanych aktorów w kraju, jest od niedawna zameldowany w belgijskiej wiosce Nechin tuż przy granicy z Francją. Informację to potwierdził Daniel Senesael, burmistrz gminy Estaimpuis, w której leży wspomniana miejscowość.
"Francja bez Depardieu nie jest już taka sama, ale Depardieu bez Francji to także już nie to samo. Mam ochotę powiedzieć Gerardowi: wracaj szybko!" - powiedział rzecznik rządzącej Partii Socjalistycznej Frederique Espagnac. Dodał, że żałuje, że aktor podjął decyzję o przeprowadzce.
Z kolei lider do niedawna rządzącej centroprawicowej partii UMP Jean-Francois Cope uznał, że wyjazd Depardieu szkodzi Francji i jej wizerunkowi. Uznał, że jest to dobra okazja, by od socjalistycznego rządu domagać się "postępowej polityki podatkowej". "W przeciwnym przypadku będziemy mieli permanentne przeprowadzki fortun za granicę ze szkodą dla tych, którzy tu zostają, czyli dla klasy średniej" - powiedział.
"Za to wszystkie takie osoby od razu wracają, kiedy tylko mają jakieś problemy ze zdrowiem" - ironizowała z kolei szefowa skrajnie prawicowego Frontu Narodowego Marine Le Pen, również bardzo krytycznie nastawiona do tego rodzaju przeprowadzek bogaczy za granicę.
Jednak według burmistrza Senesaela, cytowanego przez belgijskie media, aktor przeniósł się na belgijską wieś nie tylko z powodów podatkowych, ale także w poszukiwaniu spokoju.
"Pragnął znaleźć rezydencję w Belgii, aby uciec przed francuskim fiskusem, ale mógł przecież równie dobrze zamieszkać w Brukseli. Chciał jednak opuścić Paryż, jego często hałaśliwe życie i odzyskać ciszę, spokój i pogodę ducha" - wyjaśnił burmistrz w rozmowie z belgijskim radiem RTBF.
Według France Info, Francuzi stanowią ponad jedną czwartą mieszkańców Nechin, położonego zaledwie kilometr od francuskiego miasta Roubaix. Wśród mieszkańców belgijskiej wioski nie brak milionerów, m.in. członków rodziny Mulliez, będącej właścicielem sieci supermarketów Auchan.
Jak zauważają francuskie media, przypadek Depardieu wpisuje się w "exodus" francuskich krezusów, wywołany nowymi obciążeniami podatkowymi wprowadzonymi przez socjalistyczny rząd Jean-Marca Ayrault.
Ogromny rozgłos nad Sekwaną wzbudziła sprawa najbogatszego Francuza, Bernarda Arnault, czyli szefa koncernu towarów luksusowych LVMH, który we wrześniu poprosił o belgijskie obywatelstwo. Prasa komentowała ten fakt jako przykład ucieczki przed fiskusem, choć Arnault zaprzeczał temu i twierdził, że będzie nadal płacił podatki we Francji.
Belgia - podobnie jak Szwajcaria i Wielka Brytania - należy od wielu lat do ulubionych miejsc azylu podatkowego dla francuskich milionerów.
Parlament Francji uchwalił w październiku podatek w wysokości 75 proc. od najwyższych dochodów, zapowiadany w kampanii wyborczej przez obecnego prezydenta Francois Hollande'a. Ma zapłacić go około 1500 osób, dzięki czemu do budżetu będzie wpływać rocznie 210 mln euro.
Nowe obciążenie, dotyczące osób zarabiających ponad milion euro rocznie, ma obowiązywać przez dwa lata.
szl/ kot/ mc/
Czytaj także:
Gerard Depardieu ucieka przed fiskusem do Belgii