Opowiedzenie się Szkocji za niepodległością oznaczać będzie konieczność wytyczenia granicy morskich stref ekonomicznych z Wielką Brytanią. Według ekspertów z Wood Mackenzie można jednak przyjąć, że około 85 proc. potwierdzonych brytyjskich rezerw ropy i gazu może znaleźć się w szkockiej strefie Morza Północnego. Edynburg objąłby wówczas kontrolę zarówno nad znaczącą większością obecnie eksploatowanych złóż, jak również nad najbardziej perspektywicznymi rejonami występowania węglowodorów.
Dla szkockich liderów politycznych pokusa jest więc duża, ale trzeba pamiętać, że sektor naftowy to nie tylko potencjalne profity z opodatkowania wydobycia, ale także szereg wyzwań związanych choćby ze spadającą produkcją czy problemem wyłączania poszczególnych złóż i działającej na nich infrastruktury eksploatacyjno-przesyłowej.
Zdaniem Wood Mackenzie potencjalny niepodległy szkocki rząd będzie musiał znaleźć złoty środek pomiędzy przychodami z sektora, które stanowić będą jeden z fundamentów krajowego budżetu, a motywowaniem branży do utrzymania inwestycji, od których zależy utrzymanie tych przychodów w dłuższym horyzoncie czasowym.
Co ważne, nawet wewnątrz szkockiej debaty politycznej nie ma wciąż zgody co do kształtu polityki wobec sektora naftowego. Politycy Scottish National Party (SNP), głównej proniepodległościowej siły na szkockiej scenie politycznej, nie zgadzają się z opinią, że gospodarka Szkocji będzie w zbyt dużym stopniu uzależniona od przychodów z wydobycia ropy i gazu. Na potwierdzenie swojej tezy przedstawiają dane z ostatniej dekady pokazujące, że sektor ten dostarczał nieco ponad 21 proc. dochodu narodowego, gdy np. w Norwegii udział ten przekraczał 36 proc. Ich zdaniem obala to argument unionistów o niebezpieczeństwie uzależnienia szkockiej gospodarki od jednego sektora.
Zwolennicy pozostania w ramach Wielkiej Brytanii zauważają jednak istotną różnicę pomiędzy dystrybucją tych przychodów w Szkocji i Norwegii. Ten drugi kraj większość swoich przychodów z sektora naftowego odkłada bowiem w ramach specjalnego funduszu i nie finansuje z tego źródła znaczącej części swoich wydatków publicznych, jak ma to miejsce w Szkocji. Szef Scottish National Party Alex Salmond odpowiada uzależniając powołanie podobnego do norweskiego funduszu, gdy tylko pozwolą na to „okoliczności fiskalne”. Przeciwnicy polityczni SNP zauważają jednak, że powołanie takiego funduszu nie będzie możliwe bez znaczącego uszczuplenia wydatków publicznych.
Na jeszcze inny problem zwrócił ostatnio uwagę Institute of Fiscal Studies, który twierdzi, że przychody z opodatkowania wydobycia ropy i gazu nie zagwarantują szkockiej gospodarce stabilności w przypadku decyzji o niepodległości. Według IFS niepodległy szkocki rząd czekają bowiem większe cięcia wydatków publicznych niż ma to miejsce w całej Wielkiej Brytanii. Obecnie wydatki publiczne na osobę w Szkocji są bowiem o 1200 funtów wyższe niż średnia brytyjska przy zbliżonych dochodach gospodarstw domowych.
„Wyższe wydatki publiczne mogłyby zostać co prawda pokryte przez wyższe przychody z wydobycia ropy i gazu, ale jeśli w przyszłości te przychody zmniejszyłyby się istotnie, mogłoby to skutkować bardzo trudnymi decyzjami ekonomicznymi” – przestrzega David Phillips, jeden z autorów raportu IFS. Zauważa przy tym, że przychody z tego sektora są historycznie niestabilne, a w dodatku wszystkie istniejące prognozy przewidują zmniejszenie wielkości wydobycia na Morzu Północnym w perspektywie kilkudziesięciu lat.
Co gorsza, niepodległy szkocki rząd odziedziczy dług w wysokości około dwóch trzecich dochodu narodowego. „Konieczne będzie więc uchwalenie rozsądnej polityki podatkowej, która pozwoli ograniczać zadłużenie. Jedną z kluczowych decyzji będzie z pewnością ta o opodatkowaniu sektora naftowo-gazowego by - z jednej strony zagwarantować wpływy do budżetu - ale z drugiej, nie zahamować inwestycji, które pozwoliłyby korzystać z tego źródła przychodów w dłuższym okresie czasu” – twierdzą eksperci z Institute od Fiscal Studies.
Innym wyzwaniem pozostaje także rozwiązanie kwestii tzw. decommissioning, czyli wyłączania z użytku instalacji naftowych na wyczerpanych lub wyczerpujących się złożach. Niektóre szacunki mówią, że w latach 2012-2017 na ten cel spółki działające na brytyjskim szelfie kontynentalnym przeznaczą nawet 4,5 mld funtów. Do 2040 roku wydatki te mają osiągnąć 28,7 mld funtów i to tylko odnośnie już istniejącej infrastruktury. Nowe projekty powiększą tę kwotę o kolejne 4,3 mld funtów.
Pomiędzy branżą a rządem brytyjskim trwa obecnie dialog mający wypracować ostateczny kształt zaangażowania sektora publicznego w ten proces. Branża liczy, że rząd wesprze spółki w procesie likwidacji wyłączanej infrastruktury, uzależniając od tego potencjalne nowe inwestycje na brytyjskim szelfie. W momencie powstania niepodległej Szkocji znacząca część tych zobowiązań musiałaby zostać przejęta przez rząd w Edynburgu.
Branża naftowa jest rzecz jasna mocno zainteresowana zarówno trwającą między szkockimi politykami dyskusją o przyszłości sektora, jak i losami referendum. Nie ulega też wątpliwości, że na pewnym etapie będzie ona musiała zabrać głos we wszystkich tych kwestiach. Może więc stać się tak, że o szkockiej niepodległości zdecydują w dużym stopniu koncerny naftowe, które bądź co bądź, finansować będą istotną część krajowych wydatków publicznych.
mas/ drag/