Rezolucja, która określi stanowisko negocjacyjne Parlamentu Europejskiego ws. proponowanego przez przywódców UE budżetu na lata 2014-2020, ma być głosowana w środę w Strasburgu. Projekt datowany na 8 marca, do którego dotarła PAP, podpisali szefowie pięciu z siedmiu frakcji w PE, w tym trzech największych: chadeków, socjalistów i liberałów.
Eurodeputowani mają zagrozić, że nie rozpoczną negocjacji, dopóki Komisja Europejska nie przedstawi propozycji nowelizacji tegorocznego budżetu UE oraz że ich nie zakończą do czasu przyjęcia tej nowelizacji przez rządy i PE. Chodzi o nowelizację, która zapewni pokrycie w tym roku wszystkich niezrealizowanych płatności z 2012 r.
Ponadto "(PE) jest zdeterminowany, by zapobiec jakimkolwiek dalszym przeniesieniom płatności z 2013 r. do następnego budżetu wieloletniego" - czytamy w projekcie rezolucji. Według szefa PE Martina Schulza różnica między założonymi zobowiązaniami a płatnościami w tegorocznym budżecie UE wynosi 16-17 mld euro. Jego zdaniem różnica oznacza w praktyce deficyt unijnej kasy, który jest niedopuszczalny w świetle traktatu UE.
Eurodeputowani mają też w środę upomnieć się o prawo do rewizji budżetu dla PE i KE przyszłej kadencji (po wyborach do PE w 2014 r.). Rewizja taka miałaby być obowiązkowa i zapisana w rozporządzeniu, a nawet - w miarę możliwości - wymuszona specjalną klauzulą, zgodnie z którą budżet traci ważność w razie braku rewizji.
Ponadto PE ma zwrócić się o "maksymalną" elastyczność budżetu, by zaradzić założonej przez przywódców różnicy między zobowiązaniami a rzeczywistymi płatnościami z budżetu UE (to odpowiednio: 960 oraz 908 mld euro). Chodzi o przenoszenie niewykorzystanych środków między poszczególnymi liniami budżetowymi oraz z roku na rok. Niewykorzystane środki miałyby być przenoszone automatycznie na kolejne lata; teraz wracają do krajów członkowskich.
PE ma się też upomnieć w rezolucji o "dogłębną reformę" systemu zasobów własnych budżetu UE, która zmniejszyłaby udział wpłat krajów UE opartych na dochodzie narodowym do 40 proc. do 2020 r. Reszta miałaby pochodzić z zasobów własnych, np. z przychodów z podatku od transakcji finansowych (FTT). Do wdrożenia FTT przymierza się 11 krajów UE. PE chce, by przychody z FTT chociaż częściowo trafiały do unijnej kasy. Ponadto reforma miałaby doprowadzić do wygaszenia rabatów we wpłatach do budżetu UE.
PE ma też w środę podkreślić wagę "znaczącego wzrostu inwestycji (z budżetu UE-PAP) w innowacje, badania i rozwój, infrastrukturę i młodzież", a także konieczność realizowania przy pomocy środków unijnych celów klimatycznych i energetycznych UE.
Uzgodniony przez przywódców na lutowym szczycie UE budżet na lata 2014-20 po raz pierwszy będzie realnie mniejszy od poprzedniego i po raz pierwszy wymaga zgody Parlamentu Europejskiego.
Zaraz po szczycie szefowie czterech największych frakcji w PE, w tym największej grupy chadeków i trzeciej co do wielkości frakcji liberałów (w której nie ma Polaków), wydali wspólne oświadczenie, w którym zapowiedzieli, że nie mogą zaakceptować budżetu w przyjętej formie, bo nie wzmacnia on unijnej gospodarki. Szef PE wielokrotnie podkreślał, że eurodeputowani nie przyjmą budżetu w obecnej formie, choć są gotowi do negocjacji.
Z Brukseli Julita Żylińska
jzi/ stk/ awl/ itm/