Wstępny projekt budżetu na 2018 r.: 355,7 mld zł dochodów i 397,2 mld zł wydatków>>
Ponadto, założono, że PKB wzrośnie w ujęciu realnym o 3,8 proc., a średnioroczna inflacja wyniesie 2,3 proc. Rząd założył też wzrost przeciętnego rocznego funduszu wynagrodzeń w gospodarce narodowej oraz emerytur i rent w wysokości 6,3 proc., wzrost spożycia prywatnego w ujęciu nominalnym o 5,9 proc.
Borowski poinformował, że nie ma specjalnych zastrzeżeń, jeśli chodzi o założenia makroekonomiczne do przyszłorocznego budżetu, są one realne. "Co do zasady, uznaję ten scenariusz, który rząd przedstawił, za dość prawdopodobny. Nie spodziewam się jakichś znaczących odchyleń, jeśli chodzi o wzrost gospodarczy, inflację mamy trochę niżej niż to, co ma rząd - 1,4 proc. na przyszły rok" - powiedział.
Zaznaczył, że ewentualnie niższa inflacja generuje ryzyko niższego wzrostu dochodów budżetu, ale nie jest ono znaczące. Borowski zastrzegł, że póki co najważniejszą miarą w budżecie podaną oficjalnie przez rząd jest deficyt centralny i deficyt sektora finansów publicznych. Borowski uważa, że rząd przewiduje znaczący wzrost w przyszłym roku tego ostatniego wskaźnika - w stosunku do prawdopodobnego, tegorocznego wykonania. Ekonomista spodziewa się bowiem, że w tym roku deficyt finansów publicznych spadnie do 1,4 proc. PKB, wobec zakładanego 2,7 proc. PKB w 2018 r.
Jego zdaniem można przyjąć scenariusz, że deficyt będzie niższy, ale jeśli tak się stanie, nie będzie niewiele niższy. "Czynników ryzyka jest sporo" - ocenił. Wskazał na wydatki samorządów, bowiem w przyszłym roku mamy wybory samorządowe, co oznacza, że deficyt samorządów może być większy niż oczekiwano.
"Pojawiają się nowe znaczące wydatki sztywne (...), mówię przede wszystkim o kosztach podniesienia wieku emerytalnego. To jest czynnik, który trwale podbija deficyt i jest też impulsem fiskalnym. Ostatecznie mamy więc do czynienia z sytuacją, w której deficyt sektora finansów publicznych jest znacząco wyższy niż tegoroczny, w sytuacji w której spodziewamy się utrzymania bardzo dobrej koniunktury w polskiej gospodarce, w zasadzie utrzymania równowagi makroekonomicznej" - powiedział.
Wyjaśnił, że chodzi o sytuację, w której moce wytwórcze w gospodarce są w pełni wykorzystane. Jego zdaniem właśnie w tej chwili mamy z tym do czynienia, bezrobocie jest bowiem na poziomie, poniżej którego bardzo trudno zejść.
"Jeśli równowaga makroekonomiczna się utrzymuje, a deficyt znacząco rośnie, to mamy do czynienia z rozluźnieniem polityki fiskalnej i to rozluźnieniem znaczącym. To rozluźnienie znaczące będzie oczywiście impulsem popytowym w sytuacji, w której gospodarka jest już i tak w bardzo dobrej kondycji" - powiedział.
Według ekonomisty takie rozluźnienie fiskalne podnosi trwale deficyt i tworzy zagrożenia. "Związane z tym, że jeśli przyjdzie jakieś znaczące spowolnienie, to szybko będziemy dobijać do granicy deficytu w wysokości 3 proc. PKB i tę granicę będziemy przekraczać" - powiedział. "Raczej powinniśmy się starać, aby dobre czasy, dobrą koniunkturę wykorzystywać do ograniczania deficytu" - radzi Borowski.
Autor: Marcin Musiał, Katarzyna Fiuk(PAP)