W latach 2006-11 przychody Google w Wielkiej Brytanii wyniosły 18 mld funtów – wynika z rozliczenia przedłożonego nowojorskiej giełdzie. W tym samym czasie korporacja zapłaciła brytyjskiemu fiskusowi podatek w wys. 10 mln funtów - donosi "Sunday Times", który rozmawiał z Jonesem.
34-letni Jones, który pracował dla Google w latach 2002-2006, twierdzi, że ma ok. 100 tys. maili dowodzących, że firma stosowała "niemoralny", jak go nazwał, system obchodzenia zobowiązań podatkowych, polegający na tym, że transakcje zawarte w Wielkiej Brytanii dla pozoru finalizowano w Irlandii.
Podstawowa stawka podatku korporacyjnego w Irlandii wynosi 12,5 proc. w porównaniu z 23 proc. w Wielkiej Brytanii. Według Jonesa Irlandia jest "zasłoną dymną". Z Irlandii zyski Google trafiały do raju podatkowego na Bermudach z tytułu rozliczania praw autorskich. Krajowe oddziały Google miały status filii wobec rzekomej bermudzkiej "centrali".
Jones powiedział "Sunday Timesowi", że pracując dla Google, zdobywał zamówienia na reklamę od dużych firm brytyjskich, negocjował umowy i podpisywał je.
Należność wpływała na konto brytyjskiej filii Google UK, ale "technicznie", dla zminimalizowania obciążeń podatkowych, transakcje były zatwierdzane w Dublinie.
"Google posługuje się wyszukanym systemem uchylania się od podatków. To zasłona dymna mająca na celu zamaskowanie, gdzie faktycznie jest działalność generująca przychód" – zaznaczył.
Jones zdecydował się wypowiedzieć w sprawie praktyk podatkowych Google, ponieważ oburzyło go niedawne wystąpienie szefa Google na Europę północną Matta Brittina przed parlamentarną komisją ds. finansów publicznych.
asw/ klm/ mc/