Zapomniana już nieco teoria decouplingu, która zakładała możliwość rozjazdu zachowań rynków wschodzących i rozwiniętych, przybiera nową formę. Na naszych oczach powstaje przepaść między zachowaniem giełdy w USA i rynków w Europie, co można wytłumaczyć odmiennym podejściem do walki z tym samym kryzysem.
Podczas gdy Fed zastosował metodę drukarską, Europa wybrała bardziej ascetyczną drogę wyrzeczeń, by dziś z odrobiną zazdrości patrzeć na dane o wzroście sprzedaży kredytów konsumenckich o 20,4 mld USD w listopadzie (zakładano 7,5 mld USD), czego podstawą są oznaki poprawy na rynku nieruchomości. W Europie tego rodzaju pozytywne wydarzenia - które dały podstawę do wczorajszej zwyżki na Wall Street - są dziś trudne do wyobrażenia, choćby ze względu na olbrzymią podaż niesprzedanych domów w wielu krajach Unii.
Jednak i rynki Starego Kontynentu mogą dziś liczyć na zwyżki, zarażone optymizmem z Azji. Na Dalekim Wschodzie giełdy rosły nawet mimo rozczarowujących danych o tempie wzrostu chińskiego importu (11,8 proc. - to najmniej od dwóch lat). Nikkei zyskał 0,4 proc., a Kospi 1,5 proc., a Shanghai Composite wystrzelił o 2,4 proc. (na kwadrans przed końcem sesji). Ten optymizm to właśnie wyraz nadziei na zażegnanie recesji w USA (co jeszcze kilka tygodni temu wydawało się mało prawdopodobnym scenariuszem). Warto też wspomnieć, że pierwsze w tym roku wyniki kwartalne - w nocy opublikował je amerykański producent aluminium Alcoa - przekroczyły prognozy analityków po stronie przychodów, co w pewnym stopniu mogło podnieść ducha inwestorów.
W Europie inwestorzy wciąż żyją nie ożywieniem, lecz działaniami polityków. Po wczorajszym spotkaniu duetu Merkel-Sarkozy, dziś kanclerz Niemiec spotka się z Christine Lagarde, szefową MFW. Na tapecie oczywiście pomoc dla Grecji. Do spotkania dojdzie dopiero o 19:00, więc jego wynik na rynki nie wpłynie, wcześniej Lagarde zobaczy się z ministrem finansów Niemiec i być może konferencja po tym spotkaniu zmieni nastroje. Na otwarciu będą one pozytywne, sentyment może ewentualnie odwrócić się po aukcjach długu, zwłaszcza węgierskiego.
W przypadku GPW poprawa nastrojów musiałaby być radykalna, żeby móc zmienić układ sił. WIG20, który poza pierwszą sesją nowego roku, nie daje żadnych pozytywnych zachowań, musi przekroczyć 2208 pkt (szczyt z 3 stycznia), żeby dać przekonujący dowód poprawy. Prawdziwy Rubikon przebiega jednak dopiero 200 pkt wyżej (w okolicach 2400).
Emil Szweda, Open Finance
Podczas gdy Fed zastosował metodę drukarską, Europa wybrała bardziej ascetyczną drogę wyrzeczeń, by dziś z odrobiną zazdrości patrzeć na dane o wzroście sprzedaży kredytów konsumenckich o 20,4 mld USD w listopadzie (zakładano 7,5 mld USD), czego podstawą są oznaki poprawy na rynku nieruchomości. W Europie tego rodzaju pozytywne wydarzenia - które dały podstawę do wczorajszej zwyżki na Wall Street - są dziś trudne do wyobrażenia, choćby ze względu na olbrzymią podaż niesprzedanych domów w wielu krajach Unii.
Jednak i rynki Starego Kontynentu mogą dziś liczyć na zwyżki, zarażone optymizmem z Azji. Na Dalekim Wschodzie giełdy rosły nawet mimo rozczarowujących danych o tempie wzrostu chińskiego importu (11,8 proc. - to najmniej od dwóch lat). Nikkei zyskał 0,4 proc., a Kospi 1,5 proc., a Shanghai Composite wystrzelił o 2,4 proc. (na kwadrans przed końcem sesji). Ten optymizm to właśnie wyraz nadziei na zażegnanie recesji w USA (co jeszcze kilka tygodni temu wydawało się mało prawdopodobnym scenariuszem). Warto też wspomnieć, że pierwsze w tym roku wyniki kwartalne - w nocy opublikował je amerykański producent aluminium Alcoa - przekroczyły prognozy analityków po stronie przychodów, co w pewnym stopniu mogło podnieść ducha inwestorów.
W Europie inwestorzy wciąż żyją nie ożywieniem, lecz działaniami polityków. Po wczorajszym spotkaniu duetu Merkel-Sarkozy, dziś kanclerz Niemiec spotka się z Christine Lagarde, szefową MFW. Na tapecie oczywiście pomoc dla Grecji. Do spotkania dojdzie dopiero o 19:00, więc jego wynik na rynki nie wpłynie, wcześniej Lagarde zobaczy się z ministrem finansów Niemiec i być może konferencja po tym spotkaniu zmieni nastroje. Na otwarciu będą one pozytywne, sentyment może ewentualnie odwrócić się po aukcjach długu, zwłaszcza węgierskiego.
W przypadku GPW poprawa nastrojów musiałaby być radykalna, żeby móc zmienić układ sił. WIG20, który poza pierwszą sesją nowego roku, nie daje żadnych pozytywnych zachowań, musi przekroczyć 2208 pkt (szczyt z 3 stycznia), żeby dać przekonujący dowód poprawy. Prawdziwy Rubikon przebiega jednak dopiero 200 pkt wyżej (w okolicach 2400).
Emil Szweda, Open Finance