Konsumenci na masową skalę unieważniają kredyty we frankach. W ich przypadku sądy nie mają zwykle wątpliwości, na czyją korzyść orzekać. Przedsiębiorcy-frankowicze mają trudniej, ale odkąd uchwałą z 28 kwietnia 2022 r. Sąd Najwyższy rozszerzył możliwość uznawania za nieważne zapisów umów kredytowych pozwalających bankom na dowolne kształtowanie kursów walutowych także na umowy zawarte z przedsiębiorcami, sytuacja zaczęła się zmieniać. Na kanwie tego orzeczenia zapadają już wyroki sądów powszechnych unieważniające w całości stosunek zobowiązaniowy z bankami.

Gdy kredyt jest na różne cele

Stwierdzenie nieważności tzw. kredytów prywatnych, na przykład na cele mieszkaniowe, nie budzi wątpliwości w przypadku przedsiębiorców. Zdarza się jednak, że punktem newralgicznym jest zarejestrowanie działalności pod adresem domowym lub przeznaczenie części kredytu na cele prywatne, a części na cele związane z działalnością gospodarczą.

- Istnieje już ugruntowane orzecznictwo, iż znalezienie się w takiej sytuacji faktycznej nie pozbawia kredytobiorcy statusu konsumenta, zwłaszcza jeżeli niewielka część kredytu została przeznaczona na cele firmowe. Z kolei rejestracja działalności jednoosobowej pod adresem kredytowanej nieruchomości jest częstą praktyką, zwłaszcza w czasach kontraktów B2B i rzeczywistego świadczenia usług u klienta. Taki stan nie podważa statusu konsumenta i możliwości stwierdzenia nieważności umowy kredytu frankowego w oparciu o klauzule abuzywne – mówi Oskar Miłoń, adwokat, z kancelarii Kieler-Miłoń.

Także różna może być sytuacja osób, które kupują nieruchomości na wynajem.

- Jeżeli skala takiej działalności na to pozwala i dodatkowo osoba taka nie prowadzi działalności gospodarczej w zakresie wynajmu i obrotu nieruchomościami, to można uznać taka osobę jako „konsumenta – inwestora”. Czyli de facto osoba taka powinna zachować status konsumenta w procesie sądowym. Jeżeli najem nieruchomości oraz ich obrót odbywa się w ramach prowadzonej działalności gospodarczej – to mamy już do czynienia z klasycznym przedsiębiorcą -tłumaczy Emil Mędrecki, radca prawny w Mędrecki&Partners Law Office.

Czytaj też: Niekorzystny dla frankowiczów wyrok SN nie zaszkodzi innym kredytobiorcom

Wyższe koszty postępowania

Nie w każdej sytuacji jednak przedsiębiorca ma status konsumenta w relacji z bankiem.

W przypadku wytaczania powództwa na rzecz „frankowego przedsiębiorcy” zmianie ulega wysokość opłaty od wniesionego pozwu – w takim wypadku przedsiębiorca zobowiązany jest do uiszczenia wpisu w wysokości 5 proc. od wartości dochodzonego roszczenia, a nie - jak ma to miejsce w przypadku umów konsumenckich - zryczałtowanej opłaty w wysokości 1000 złotych.

- Ustalenie opłaty na powyżej wskazanym poziomie w zdecydowanej większości przypadków czyni niemożliwym wytoczenie powództwa „o ustalenie nieważności zawartej umowy”, gdyż w takim wypadku zdecydowana większość sądów ustala wysokość opłaty sądowej na poziomie 5 proc., licząc od wartości udzielonego kredytu – czyli w wypadku kredytu udzielonego na kwotę 1 mln zł opata taka wynosiłaby 50 tys. zł – mówi Mikołaj Baczyński, radca prawny z Kancelarii Radcy Prawnego Beata Strzyżowska.

Z tego względu, przystępując do sporządzania pozwu, przedsiębiorcy mogą rozważyć zastąpienie typowego dla spraw frankowych roszczenia o ustalenie wyłącznie roszczeniem o zapłatę.

 

- W takim wypadku, w przypadku wygrania postępowania, efektem również będzie stwierdzenie nieważności zawartej umowy kredytu, z tym że przesłankowe. Korzyść w postaci korzystnego wyroku zostanie osiągnięta zdecydowanie mniejszym kosztem, nadto przystępując do wytaczania powództwa przedsiębiorca od razu wie, o jaką kwotę „toczy się gra”, co pozwala na bardziej efektywną dywersyfikację ewentualnego ryzyka procesowego w zakresie kosztów procesu – tłumaczy Mikołaj Baczyński.

Inna droga przedsiębiorcy do unieważnienia umowy z bankiem

Jak przypomina Mikołaj Baczyński, fakt, iż przy zawieraniu umowy kredytu kredytobiorca funkcjonował jako przedsiębiorca, nie pozbawia go możliwości dochodzenia unieważnienia zawartej umowy kredytu – nie ma przy tym znaczenia, czy kredytobiorcą jest jednoosobowy przedsiębiorca finansujący z kredytu np. leasing służbowego auta, czy spółka prawa handlowego zaciągająca kredyt na sfinansowanie zakupu hali produkcyjnej.

- Kredytobiorca frankowy będący konsumentem może w sporze z bankiem powoływać się na znacznie szerszy zakres argumentacji zmierzający do unieważnienia zawartej umowy kredytu - w przypadku takiego kredytobiorcy można powołać się zarówno na nieważność zawartej umowy, jak i abuzywność jej zapisów odnoszących się do tabel kursowych banku. Natomiast w przypadku kredytobiorcy będącym przedsiębiorcą możliwość argumentacji prawnej w zasadzie ograniczona jest wyłącznie do nieważności umowy kredytu – brak konsumenckiego charakteru takiej umowy pozbawia możliwości powołania się na abuzywność zapisów umowy kredytu – tłumaczy Mikołaj Baczyński.

Postępowanie w przypadku przedsiębiorcy-frankowicza różni się od sprawy wytoczonej przez konsumenta. Przede wszystkim toczy się przed wydziałem gospodarczym (a nie cywilnym), gdzie nakładane są rygory dotyczące składania nowych wniosków dowodowych i podnoszenia twierdzeń. Już na samym początku wnoszenia sprawy do sądu należy powołać wszelkie wnioski dowodowe. Z punktu widzenia kredytobiorcy sprawa wygląda jednak bardzo podobnie - w obu przypadkach zachodzi potrzeba przeprowadzenia dowodu z przesłuchania strony.

Zdaniem Oskara Miłonia, klaruje się jednak wyraźnie orzecznictwo wskazujące na możliwość podważania umów związanych z działalnością gospodarczą w oparciu o ogólne przepisy prawa cywilnego.

- W tego typu sprawach powołuję się na naruszenie zasady równowagi kontraktowej. W relacjach między przedsiębiorcami musi zostać zachowana równość i swoboda kontraktowania, czego brakuje w umowach kredytu denominowanego/indeksowanego do waluty obcej – tłumaczy Oskar Miłoń.

 


W grę wchodzą też inne przepisy niż w przypadku, gdy kredytobiorcą jest konsument.

- Z uwagi na nierównomierne rozłożenie praw i obowiązków z tytułu zawieranych umów, istnieje podstawa do ich podważania w art. 353 (1) k.c. w zw. z art. 58 k.c. – dodaje Oskar Miłoń.

Jak tłumaczy z kolei Mikołaj Baczyński, wadliwość umów kredytów waloryzowanych zawartych z kredytobiorcą będącym przedsiębiorcą w głównej mierze opiera się na sprzeczności zawartych w nich postanowień z podstawowymi przepisami prawa oraz niedookreśloności świadczenia. Wymaganie dokładnego określenia w umowie kwoty kredytu podlegającej zwrotowi mieści się w szerszym kontekście prawa zobowiązań, które wymaga dla powstania zobowiązania dokładnego oznaczenia świadczenia. Świadczenie w łączącym strony stosunku zobowiązaniowym powinno być oznaczone w chwili zawarcia umowy lub nadawać się do oznaczenia w okresie późniejszym. Tym niemniej kryteria, według których nastąpić ma ustalenie świadczenia, powinny być oznaczone już w chwili powstania danego stosunku zobowiązaniowego.

- Pozostawienie jednej ze stron oznaczenia świadczenia jest dopuszczalne, jeżeli ma ona tego dokonać w sposób obiektywny. Gdyby bowiem oznaczenie świadczenia pozostawione zostało jednej ze stron, bez jakichkolwiek ograniczeń w tym zakresie, takie postanowienie umowne - jako sprzeczne z art. 353(1) k.c. - byłoby nieważne, co pociągałoby zazwyczaj za sobą nieważność całego zobowiązania. W obowiązującej na gruncie prawa polskiego konstrukcji zobowiązania umownego jako stosunku prawnego pomiędzy formalnie równorzędnymi podmiotami nie ma więc miejsca na przyznanie jednej ze stron zobowiązania możliwości jednostronnego, władczego oddziaływania na pozycję drugiej strony, a w szczególności na wysokość świadczenia albo kształt zobowiązania jednej ze stron – podkreśla Mikołaj Baczyński.

Bankowi przedawnia się wcześniej

Wskazana w uchwale składu siedmiu sędziów Sądu Najwyższego (sygn. akt: III CZP 6/21) „sankcja bezskuteczności zawieszonej” oraz wynikający z niej początek biegu terminu przedawnienia dotyczy tylko sytuacji, w której kredytobiorca był konsumentem.

- Oznacza to, iż wszelkie poczynione w treści uchwały rozważania na temat wymagalności roszczeń restytucyjnych banku w przypadku kredytu zaciągniętego przez przedsiębiorcę tracą na znaczeniu. Tym samym w zakresie przedawnienia roszczeń stron zastosowanie znajdą ogólne przepisy, wedle brzmienia których roszczenie banku o zwrot kwoty udostępnionego kapitału ulegnie przedawnieniu w terminie trzech lat, licząc od daty uruchomienia kredytu lub jego poszczególnych transz, co w wielu wypadkach będzie oznaczało, iż bank nie otrzyma zwrotu kapitału kredytu, zaś kredytobiorca otrzyma jedynie niewielką część dokonanych spłat, ograniczoną do maksymalnie trzech lat wstecz – wyjaśnia Mikołaj Baczyński.

W przypadku konsumentów w zdecydowanej większości przypadków zwrotowi na rzecz kredytobiorcy podlega całość spłaconych rat, wydaje się to więc bardziej korzystne, niż to ma miejsce z przedsiębiorcami.

Jak tłumaczy Mikołaj Baczyński, jest to jednak tylko pozorne, bowiem nie można tracić z pola widzenia, iż kredytobiorca będący konsumentem najczęściej zobowiązany jest do zwrotu bankowi kwoty otrzymanego kapitału (w kredycie niekonsumenckim nie ma takiego obowiązku, z uwagi na przedawnienie), a zatem ostateczna korzyć obu rodzajów kredytobiorców – konsumenta i przedsiębiorcy – jest w zasadzie porównywalna, co powinno stanowić dodatkowy bodziec dla dochodzenia roszczeń przez kredytobiorców będących przedsiębiorcami.