Inga Stawicka: Mniej więcej w połowie czerwca br. wydano pierwsze decyzje w sprawie przyznania pacjentom świadczeń w ramach Funduszu Kompensacyjnego Zdarzeń Medycznych. Przypomnijmy, że zapewnia on szybką, pozasądową drogę do uzyskania rekompensat dla osób, które podczas pobytu w szpitalu doznały uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia albo uległy zakażeniu szpitalnemu, a w przypadku śmierci pacjenta – również dla jego bliskich. Jak obecnie kształtuje się zainteresowanie Funduszem?

Bartłomiej Chmielowiec, Rzecznik Praw Pacjenta: Do Biura Rzecznika Praw Pacjenta trafiło już ponad 650 wniosków, przy czym, zwłaszcza w czerwcu i w lipcu, obserwujemy duży trend wzrostowy. W czerwcu mieliśmy ponad 100 wniosków, a do połowy lipca wpłynęło ich już ponad 100. Myślę, że pacjentów może zachęcać to, że opłata za złożenie wniosku o rekompensatę w ramach Funduszu nie jest wysoka – wynosi 300 zł. Przy czym możemy z tej opłaty pacjenta zwolnić, jeśli jego sytuacja finansowa jest trudna, np. ma małą emeryturę albo jest osobą bezrobotną. Opłata jest również zwracana w przypadku przyznania świadczenia. Zaletą procedury jest również czas. Średni okres trwania postępowania to trzy miesiące, może być on trochę dłuższy z uwagi na to, że w niektórych przypadkach trzeba ponownie wezwać szpital do uzupełnienia dokumentacji. Terminy bywają też krótsze - na przykład jedną ze spraw udało nam się zakończyć w ciągu trzech tygodni, co jest niewykonalne w przypadku postępowań sądowych, a wynika to m.in. z braku biegłych. Natomiast w postępowaniach w ramach Funduszu funkcjonuje zespół składający się z ponad 100 ekspertów – doświadczonych praktyków i wybitnych profesorów. 

Dowiedz się, jak działa Fundusz Kompensacyjny zdarzeń medycznych – przeczytaj więcej o zasadach, według których działa, w artykule >> 

Rozumiem więc, że jest Pan zadowolony z działania Funduszu?

Powiem to ostrożnie, ale tak, jestem bardzo zadowolony z dotychczasowych wyników działań. Cieszy nas przede wszystkim to, że dzięki Funduszowi Kompensacyjnemu pacjenci mogą szybko otrzymać kwotę należnego świadczenia, zamiast uczestniczyć w wieloletnim procesie, którego wynik jest niepewny, a który wiąże się z dużymi kosztami.  Na początek jest to przecież 5 proc. opłaty sądowej, do tego dochodzą koszty zastępstwa procesowego, koszty związane z opiniami biegłych, a w przypadku przegranej trzeba zapłacić stronie wygranej i jej pełnomocnikom. W przypadku Funduszu mamy szybką ścieżkę dochodzenia roszczeń, a pacjentom oszczędza się traumy uczestniczenia w procesie. Nie muszą stawiać się jako świadkowie, nie ma przesłuchań przed sądem.

A jak to wygląda z punktu widzenia placówki medycznej?

Fundusz Kompensacyjny nie skupia się na winie, a jak wiadomo, proces sądowy czy proces karny z reguły na tym się koncentruje. W sądzie są dwie strony sporu, które nawzajem starają się udowodnić swoje racje. To jest trudne doświadczenie dla pacjentów i ich rodzin. My zrobiliśmy wszystko, aby do takiego starcia nie dochodziło, wprost przeciwnie - mamy obiektywny organ, który analizuje zdarzenie niepożądane. To bardzo dobre rozwiązanie dla promowania kultury uczenia się na błędach, czyli poprawiania bezpieczeństwa pacjenta w placówkach szpitalnych. Pragnę też podkreślić, że instytucjonalnie, merytorycznie i organizacyjnie jesteśmy bardzo dobrze przygotowani do prowadzenia Funduszu Kompensacyjnego i jestem przekonany, że te działania dobrze przysłużą się pacjentom. Poza tym, po każdej wydanej decyzji informujemy placówkę o danym zdarzeniu i dajemy wytyczne, co należy poprawić w przyszłości. Myślę, że na początku 2025 roku będziemy też mogli przestawić wnioski o charakterze generalnym, to znaczy propozycje ewentualnych zmian: w ustawodawstwie, w procedurach, propozycji dobrych praktyk, po to, aby starać się wyeliminować szczególnie te najpoważniejsze zdarzenia niepożądane.

Skoro mówimy o zdarzeniach niepożądanych – pod koniec czerwca weszły w życie kolejne przepisy ustawy o jakości i bezpieczeństwie pacjenta, które nałożyły na placówki medyczne obowiązek stworzenia wewnętrznych systemów jakości. Celem jest generalnie poprawa jakości udzielanych świadczeń, jednak zwłaszcza mniejsze podmioty sygnalizowały, że będą to tak naprawdę kolejne biurokratyczne obowiązki. Czy Pana zdaniem jest szansa, że ustawa spełni swój cel, czy raczej przepisy pozostaną stosowane tylko „na papierze”?

Moim zdaniem ustawa o jakości zdecydowanie wymaga jeszcze dalej idących zmian. Obecne przepisy nie tworzą jeszcze odpowiedniego modelu w zakresie zbierania informacji na temat zdarzeń niepożądanych. Z mojego punktu widzenia ważniejsze jest jednak to, że zaczęliśmy w Polsce dyskutować na temat jakości. Mam nadzieję, że dzięki temu pacjenci nie będą bali się wymagać od placówek medycznych nie tylko tego, by się nimi zajmowały, ale  też tego, aby robiły to dobrze. Nasza inicjatywa przyznawania placówkom wyróżnień w ramach inicjatywy „Wymagaj jakości”, którą podjęliśmy wspólnie z Dyrektor Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia, dotyczy właśnie takiego podejścia do pacjentów ze strony placówek medycznych. W tym momencie w Polsce jesteśmy tak naprawdę na początku drogi w dyskusji o jakości. Moim zdaniem ważne jest także to, byśmy mogli w przyszłości stworzyć wieloletnią strategię na rzecz bezpieczeństwa pacjenta. W jej ramach powinniśmy wyznaczyć długoterminowe, realistyczne cele, wskaźniki i instytucje, które powinny włączyć się w ten proces. Z pewnością kluczowa tu będzie nasza współpraca z Ministerstwem Zdrowia i Narodowym Funduszem Zdrowia.

Czytaj również: Jakość w ochronie zdrowia nie ma definicji - resort zapowiada zmiany w ustawie

Aktualną kwestią pozostaje nadal problem tzw. receptomatów i wydawania recept, również na leki opioidowe, bez kontroli. Ministerstwo Zdrowia podjęło już inicjatywy w tym zakresie, ale chciałabym zapytać, jak to wygląda obecnie z Pana perspektywy i sygnałów, które Pan otrzymuje?

Jeśli chodzi o leki opioidowe, sytuacja w Polsce nie jest na szczęście nawet zbliżona do tego, co dzieje się np. w Stanach Zjednoczonych. Jednak uważam, że bardzo słusznie resort zdrowia reaguje na problemy w tym zakresie, ważne jest bowiem to, by działać jak najszybciej, aby problem się nie rozprzestrzeniał. Obecnie prowadzimy prawie 20 postępowań w sprawie tzw. receptomatów, wcześniej zakończyliśmy 14 spraw. Koncentrujemy się teraz głównie na tych podmiotach, które specjalizują się - i tak reklamują się w mediach społecznościowych - w wydawaniu recept na medyczną marihuanę. Chcemy bardzo dokładnie przyjrzeć się, badając indywidualne przypadki, jak faktycznie te recepty są wystawiane. Chciałbym podkreślić, że nie chodzi nam to, żeby tego typu możliwość wystawiania recept całkowicie zlikwidować. Zależy nam na tym, aby nie dochodziło do patologicznych sytuacji, które, niestety, występowały, a polegały na tym, że pacjent sam sobie stawiał diagnozę w formularzu i wypisywał zapotrzebowanie na dany lek.

Czytaj też: Więcej uprawnień dla Rzecznika Praw Pacjenta, bez e-recept na część leków

W rozmowie z Prawo.pl minister zdrowia Izabela Leszczyna zapowiedziała, że zamierza podjąć działania w kierunku zmiany przepisów i przyznania Rzecznikowi Praw Pacjenta analogicznych uprawnień, które obecnie ma prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Na jakich zmianach najbardziej Panu zależy?

Przede wszystkim chciałbym zaznaczyć, że Rzecznik Praw Pacjenta jest tak naprawdę odpowiednikiem prezesa UOKiK, ale w obszarze dotyczącym relacji pacjentów z podmiotami medycznymi, a nie przedsiębiorcami i konsumentami, jak to się dzieje w przypadku prezesa UOKiK. Myślę, że w 2009 r., kiedy był tworzony urząd Rzecznika Praw Pacjenta, ustawodawca nie mógł sobie nawet wyobrazić, do jak patologicznych sytuacji będzie w przyszłości dochodziło w relacji podmiotów medycznych z pacjentem. Wydawało się, że jest to tak wrażliwa sfera, że nikt nie będzie chciał oszukiwać pacjenta, człowieka leczącego się, walczącego o swoje zdrowie, często życie. A jednak mamy placówki medyczne z wykształconą kadrą, które oferują wlewy witaminowe czy biorezonanse, które mają wyleczyć z choroby nowotworowej. To wyjątkowo okrutne, że wykorzystuje się pacjenta, który jest zdesperowany i próbuje wszystkiego, aby się wyleczyć, tylko po to, aby zwyczajnie na nim zarobić. Jest to oczywiście także bardzo groźne dla jego zdrowia i życia. Dlatego uważam, że Rzecznik Praw Pacjenta powinien mieć analogiczne uprawnienia do prezesa UOKiK po to, aby móc skutecznie i szybko reagować. Bardzo doceniam przytoczoną opinię minister Izabeli Leszczyny, która zapowiada kroki wzmacniające kompetencje Rzecznika Praw Pacjenta. Szczególnie ważna byłaby możliwość nakładania kary przy wydaniu decyzji, tak jak dzieje się w przypadku decyzji prezesa UOKiK. Tak, abyśmy mogli nałożyć karę finansową, czy to na placówkę medyczną, czy na prezesa danej placówki, oczywiście z pełną gwarancją niezależności i możliwości odwołania się do sądu. Obecnie pozostaje nam możliwość zgłoszenia podejrzenia popełnienia przestępstwa na policję lub do prokuratury, co sprawia, że postępowania się przedłużają i nie zawsze są skuteczne. Tym bardziej, że tego typu sprawy wymagają też znajomości specyfiki działań podmiotów leczniczych. Powiedzmy sobie szczerze, policja i prokuratura mają już wystarczająco dużo pracy, a Rzecznik Praw Pacjenta jako stosowny organ mógłby skutecznie działać w tym obszarze na rzecz pacjentów.

Dowiedz się, jak działa Fundusz Kompensacyjny zdarzeń medycznych – przeczytaj więcej o zasadach, według których działa, w artykule >>