Autorką satyry „Metoda na siema” pokazanej w 2019 r. w programie Michała Rachonia w Telewizji Polskiej przed finałem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy jest artystka Barbara Piela. Przygotowuje ona plastelinowe figurki znanych postaci i nagrywa z nimi filmiki. Oburzenie Hanny Gronkiewicz-Waltz, ówczesnej prezydent stolicy, wzbudziła końcówka klipu - można go bez problemów znaleźć w internecie i obejrzeć - w którym figurka ją naśladująca sama sobie „wypłaca prowizję” z zebranych przez WOŚP pieniędzy. Gronkiewicz-Waltz uznała to za zniesławienie i skierowała do Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście prywatny akt oskarżenia na podstawie art. 212 kodeksu karnego. Sąd kilkukrotnie zajmował się sprawą - najpierw uchylił umorzenie postępowania ze względu na to, że spełnia przesłanki przestępstwa, potem uchylił orzeczenie uznając, że czyn miał znikomą szkodliwość społeczną. Po pięciu latach zwrotów akcji sąd orzekł, że doszło do przestępstwa i skazał artystkę, redaktora prowadzącego program oraz wydawcę Krystiana Krawiela na pięciomiesięczne prace społeczne (po 20 godzin miesięcznie) i obowiązek wpłaty na WOŚP po 25.000 złotych. - Emitując materiał animowany, dopuścili się przestępstwa zniesławienia na szkodę osoby pokrzywdzonej. Czyn ten sprowadzał się do przedstawienia oskarżycielki jako kradnącej, zagrabiającej pieniądze zebrane w wyniku publicznej zbiórki pieniędzy — tłumaczył sąd. Piela już zapowiedziała apelację od tego wyroku. 

Czytaj w LEX: Breguła Łukasz, Dekryminalizacja zniesławienia. Analiza krytyczna >

Długa polska tradycja

Sąd musiał ocenić, co wolno satyrze. Satyra to według definicji słownikowej – aktualny utwór (głównie literacki, ale nie tylko), wyszydzający, chłoszczący, ośmieszający indywidualne albo społeczne wady i przywary albo zło i bezprawie. Swoistą dyrektywę wykładni, czego twórcom jednak nie wypada w satyrze, dał już 250 lat temu biskup Ignacy Krasicki pisząc: „Satyra prawdę mówi, względów się wyrzeka. Wielbi urząd, czci króla, lecz sądzi człowieka”. Książę poetów akceptował więc nawet dosadne formy – choć sam od nich raczej stronił – ale w granicach trzymania się konkretów i faktów. Z analizy spraw sądowych wynika, że jednym z kryteriów oceny, że satyra nie jest bezprawna, jest jej zakotwiczenie w rzeczywistości. - Satyra jako ujemna ocena choć przejaskrawiona, to powinna być wnioskiem wyprowadzonym z faktów, czyli powinna być krzywym zwierciadłem właśnie rzeczywistości (a nie kłamstwem) – piszą adwokatki Magdalena Stasiak i Anna Trocka na blogu fotoprawo.pl.

Prawne granice satyry to wdzięczny temat dla Temidy i ekspertów. Podstawy prawne do weryfikacji satyry znajdziemy zarówno w prawie prasowym, cywilnym, jak i karnym. Prawo prasowe (w art. 41 i 54b) wymaga od materiałów dziennikarskich rzetelności i zgodnych z zasadami współżycia społecznego. W kodeksie cywilnym to art. 23-24 dotyczące ochrony dób osobistych. – Zapisy prawa cywilnego nie są represyjne, ale wykorzystują je osoby publiczne, by zniechęcić wydawców do publikowania krytycznych treści, a w rezultacie ograniczyć działalność misyjną dziennikarzy, polegająca na „patrzeniu władzy na ręce” i wyrażaniu krytyki także przy użyciu narzędzi satyrycznych – pisze Magdalena Hodak w artykule „Prawne konsekwencje stosowania stylu satyrycznego” (Acta Universitatis Lodzensis 2/2016, s. 21-30). Co prawda z orzeczeń Sądu Najwyższego wynika, że satyrze wolno więcej (por. wyrok SN z 5 listopada 2008 r., I CSK 164/08), ale to nie oznacza, że nie istnieją żadne granice. Jedna z lokalnych redakcji w okolicach Łodzi musiała opublikować przeprosiny i zapłacić 12.000 zł zadośćuczynienia dyrektorce miejscowego szpitala za to, że – po zwolnieniu przez nią kilku anestezjologów - opublikowała jej karykaturę z dymkiem „koko, koko, k**wa spoko, w d***e chłopów mam głęboko”. Jarosław Kaczyński wygrał natomiast proces z jednym z użytkowników Twittera (publikacja przeprosin przypiętych na profilu w tym serwisie oraz 10 tys. zł na cel społeczny), który wrzucił karykaturę porównującą przemawiającego na mównicy sejmowej prezesa PiS z Adolfem Hitlerem. - Wpis pozwanego nie nawiązywał do sposobu wygłaszania przemówień przez powoda, nie wskazywał na cechy osobowości powoda, które miałyby być podstawą oceny, że przemawia podobnie do Hitlera, a jego wystąpienia publiczne są równie ekspresyjne. Nie sposób przyjąć, że głos pozwanego w debacie publicznej miał charakter merytoryczny, a tym samym, że uchylona jest bezprawność działania pozwanego. Sama chęć działania w interesie społecznym nie jest jednoznaczna z takim działaniem. Skoro potencjalny odbiorca nie jest w stanie ustalić kontekstu, do którego odnosi się publikacja i na który powołuje się pozwany, to przyjąć trzeba, że nie ma podstaw do uznania, że sporny wpis powstał w obronie interesu społecznego i że miał zapobiec szerzeniu mowy nienawiści – napisała w uzasadnieniu wyrok sędzia Ewa Kaniok (wyrok SA w Warszawie z 11.10.2021 r., V ACa 493/21).

Zobacz również: Pracownik może krytykować pracodawcę i szefa

Tym, Urban, Wojewódzki i inni

Za zniesławienie można odpowiedzieć z art. 212 kodeksu karnego, który już wielokrotnie próbowano – jak na razie bezskutecznie – wykreślić. I politycy często z kodeksu karnego korzystają. M. Hodak przytacza wiele przykładów przekroczenia satyry wziętych z orzecznictwa sądowego. Stanisław Tym w swoim felietonie nazwał jednego z prokuratorów „przypadkowym” i „zezowatym umysłowo”, a także uznał, że „ma osobowość nieskomplikowaną, prostolinijną i czystą”. Wyrok – przekroczenie granic satyry, ale znikoma szkodliwość społeczna, więc przestępstwa nie było. Natomiast Jerzy Urban – który stworzył domniemany wulgarny dialog pomiędzy Donaldem Tuskiem, Lechem Wałęsą i Jolantą Kwaśniewską – przegrał i musiał przepraszać. Sąd uznał, że przekroczył granice, choć był to żart primaaprilisowy. Podobnie było z żartami Kuby Wojewódzkiego i Michała Figurskiego, którzy po meczu piłkarskim z Ukrainą śmiali się, że nie zapłacą „swoim Ukrainkom” za sprzątanie, a być może nawet wykorzystają je seksualnie.

Obaj celebryci nie zostali natomiast ukarani za rasistowski żart z mającego hinduskie korzenie polityka Alvina Gajadhura. Sąd uznał, że wypowiedź mogła zostać odebrana za obraźliwą, ale padła w programie satyrycznym, więc do przestępstwa nie doszło. Sądowego finału nie miała też, a tylko zakończyła się próbą ścigania, sprawa jednego z emerytów, który wyśmiewał się z braci Kaczyńskich i rozpowszechniał w internecie mem z dwoma kaczkami pływającymi po jeziorze i napisem „pocałujcie nas w kupry”.

Czytaj w LEX: Publikacja medialna a granice swobody wypowiedzi >

 

Ostrym piórem w celebrytę

Satyra – z powyżej opisanymi ograniczeniami – może też być skierowana przeciwko osobom znanym publicznie, ale nie pełniących funkcji publicznych. To sportowcy, gwiazdy kina, artyści, celebryci, znani dziennikarze, influencerzy. Jak zaznacza Edyta Oleszczuk-Romańska, radca prawny z Kancelarii Prawnej Chałas i Wspólnicy, ostrze satyry może być skierowane przeciwko nim „jeżeli dotyczy ona prezentowanych publicznie przez tę osobę poglądów i postaw, mających wpływ na społeczeństwo, z wyłączeniem jej spraw ze sfery prywatnej, chyba że osoba ta sama zabiegała o zainteresowanie nimi opinii publicznej, wyrażając w ten sposób domniemana zgodę do pozbawienia się części swojej prywatności”. Celebryci w sposób świadomy i dobrowolny, wystawiają się na kontrolę i reakcję ze strony opinii publicznej. Taką wykładnię potwierdza zarówno Europejski Trybunał Praw Człowieka, jak i polska Temida (por. wyrok SN z 24 stycznia 2008 r., I CSK 341/07). Gwiazdy muszą więc być bardziej  odporne, nawet wobec brutalnych medialnych ataków przeciwko nim, o czym przekonuje się ostatnio m.in. w setkach memów Anna Lewandowska tańcząca bachatę.  

 

Krystian Markiewicz, Marta Szczocarz-Krysiak

Sprawdź