W ostatnich miesiącach głośno było o kilku sprawach, w których rodzice, przebywający na stałe za granicą domagali się przekazania im przebywających w Polsce dzieci. Jedna z ostatnich dotyczy 4-letniej dziewczynki, a stronami konfliktu jest obecnie babcia z Polski (matka zmarła) i mieszkający w Belgii ojciec. On też ma przyznane przez sąd w Brukseli prawa rodzicielskie.

Sąd Rejonowy Katowice-Zachód, na podstawie Konwencji Haskiej już w styczniu 2018 r. zdecydował o wydaniu dziewczynki, ale mimo powtarzających się prób nie udało się jednak jej odebrać. W sprawę zaangażował się m.in. Rzecznik Praw Dziecka, domagając się natychmiastowego wstrzymania orzeczenia - ze względu na dobro 4-latki, ale sąd się do tego nie przychylił. Sprawę na Twitterze skomentował zresztą wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik, pytając: "ile razy jeszcze sąd w Katowicach będzie testował psychikę dziecka!?".

Zobacz procedurę w LEX: Przymusowe odebranie osoby podlegającej władzy rodzicielskiej w wypadkach nagłych >

A o tym, że problem narasta świadczą też statystyki Ministerstwa Sprawiedliwości, poprzez które (lub bezpośrednio do sądu) można składać wnioski o wydanie dziecka. W 2019 r. takich spraw był 179 - trzykrotnie więcej niż w 2014 r. i o 46 więcej niż w 2018. 

 

Cena promocyjna: 79.2 zł

|

Cena regularna: 99 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 99 zł


Konwencja Haska obowiązuje i... zobowiązuje 

Mówiąc o takich sprawach - jak podkreślają prawnicy - trzeba pamiętać, że bezpośrednie zastosowanie ma w nich Konwencja Haska. A zgodnie z jej art. 12 rozpatrując takie sprawy trzeba przyjmować generalną zasadę niezwłocznego powrotu dziecka do państwa miejsca jego stałego pobytu. Ochrona taka dotyczy zarówno dzieci, które zostały przywiezione wbrew orzeczeniu zagranicznego sądu do Polski, jak i dzieci bezprawnie wywiezionych z Polski za granicę i ma być respektowana przez sądy państw sygnatariuszy Konwencji.

Czytaj w LEX: Stosowanie przez sądy rodzinne konwencji haskiej dotyczącej cywilnych aspektów uprowadzenia dziecka za granicę >

Na to zresztą, w sprawie 4-latki powołuje się katowicki sąd. W stanowisku dla mediów podkreślono, że punktem wyjścia jest ustalenie jurysdykcji krajowej, a w tej sprawie reguluje ją rozporządzenie Rady Unii Europejskiej z listopada 2003 r., które dotyczy uznawania i wykonywania orzeczeń w sprawach małżeńskich i rodzicielskich. Zgodnie z art. 10 w przypadku bezprawnego uprowadzenia lub zatrzymania dziecka zostaje utrzymana jurysdykcja sądu w państwie członkowskim, w którym miało miejsce "zwykłego pobytu". Innymi słowy w tym przypadku chodzi o sąd w Brukseli, który prawomocnym wyrokiem z 21 listopada 2017 r. nakazał matce natychmiastowe przewiezienie dziewczynki z powrotem do Belgii i powierzenie jej ojcu.  

Czytaj w LEX: Kubicka-Grupa Zofia, Zmiana prawomocnego orzeczenia zarządzającego powrót dziecka wydanego na podstawie postanowienia konwencji haskiej o cywilnych aspektach uprowadzenia dziecka za granicę. Glosa do uchwały SN z dnia 22 listopada 2017 r., III CZP 78/17 >

Czytaj: Transgraniczne uprowadzenia dzieci - przepisy są, realizacja trudna>>

Od sierpnia 2018 roku obowiązuje w Polsce ustawa o wykonywaniu niektórych czynności organu centralnego w sprawach rodzinnych z zakresu obrotu prawnego na podstawie prawa Unii Europejskiej i umów międzynarodowych. Jej główne założenia to specjalizacja sędziów - sprawy, które wcześniej rozpatrywali głównie sędziowie rejonowi trafiły do przeszkolonych sędziów w 11 sądach okręgowych. Apelacjami zajmuje się wydział przy Sądzie Apelacyjnym w Warszawie. Wyroki mają zapadać - w poszczególnych instancjach -  z założenia w 6 tygodni, a dziecko do czasu uprawomocnienia ma pozostawać w Polsce. Nowością jest możliwość wniesienia kasacji i przymus adwokacki.  

Czytaj w LEX: Sokołowski Marcin, Wzmocniona współpraca jako metoda tworzenia unijnych norm kolizyjnych prawa rodzinnego. Perspektywy dla Polski >

Podobnie jest zresztą w innych krajach - np. w Niemczech. - Ta koncentracja właściwości jeśli chodzi o sądy zajmujące się sprawami z zakresu Konwencji Haskiej obowiązywała u nas już wcześniej. I to jest oczywiście bardzo ważne, ponieważ te sprawy trafiają do specjalistów, którym mechanizmy stosowania Konwencji nie są obce. A chodzi m.in. o to by nie sprawdzać prawa materialnie ale ograniczać się tylko do wyjątków z Konwencji - mówi sędzia Joanna Guttzeit z okręgu berlińskiego. I dodaje, że co do zasady powinna ona być stosowana bardzo restrykcyjnie, by nie dawać rodzicowi, który uprowadza dziecko przywileju pierwszeństwa. 

Zobacz procedurę w LEX: Przymusowe odebranie osoby podlegającej władzy rodzicielskiej w wypadkach nagłych >>

Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie

Sędzia nie ukrywa, że różne podejście sądów w różnych krajach może być dużym problemem. - Stosowanie tych przepisów w sposób nierestrykcyjny będzie bowiem prowadziło do swoistego wyścigu, kto pierwszy uprowadzi dziecko. A już teraz zdarzają się w praktyce, także wśród rodziców w Polsce, przypadki wielokrotnego uprowadzenia, co przecież uderza w dobro i interes dzieci - mówi.

Czytaj w LEX: Skutki majątkowe separacji i rozwodu >

Wskazuje, że dziecko, które zostało uprowadzone, powinno w pierwszej kolejności wrócić do kraju swojego stałego pobytu, czyli skąd je wywieziono. - Ja jestem sędzią w okręgu berlińskim i mogę powiedzieć, że nierestrykcyjne podejście jednego państwa może powodować, że drugie również będzie się zastanawiać czy dzieci zwracać. Problemem jest zawsze nastawienie rodziców, myślą zazwyczaj o sobie, chcą wyjechać, przeprowadzić się, ale muszą pamiętać, że ich dzieci wyrastały w określonym środowisku i nie można tego od tak zmieniać, trzeba rozważyć wszystko za i przeciw - mówi.

Czytaj: Transgraniczne sprawy rodzinne - wyroki szybciej, nadal problemy z biegłymi>>

Prawnicy także nie mają wątpliwości, że rozstrzygnięcie w przedmiocie władzy rodzicielskiej wydane przez sąd danego państwa powinno być respektowane przez sąd w kraju, do którego dziecko wywieziono - na zasadzie „mirror order". Ale - jak dodają - w polskich realiach nadal zdarza się, że mimo ugody zawartej w innym kraju i uprowadzenia dziecka do Polski, polski sąd bada sprawę, po wniosku dotyczącym zmian rozstrzygnięcia co do władzy rodzicielskiej. Tymczasem w takiej sytuacji - uprowadzenia dziecka czy jego bezprawnego zatrzymania - przepisy Konwencji blokują wszystkie inne postępowania. - Skrajna sytuacja? Pamiętam rodziców, którzy tak zaciekle walczyli o dzieci, porywając je, uniemożliwiając im normalne życie, że skończyło się to ich odebraniem - mówi jeden z mecenasów.  

Zobacz procedurę w LEX: Stwierdzenie wykonalności orzeczenia sądu/organu państwa obcego w przedmiocie przymusowego odebrania osoby podlegającej władzy rodzicielskiej lub pozostającej pod opieką >

Szybko? Bo dla dobra dziecka

Adwokat Marcin Białecki analizował akta takich spraw. W rozmowie z Prawo.pl podkreśla m.in. iż wymóg rozstrzygnięcia w sześć tygodni narzuca sygnatariuszom sama Konwencja. - Badałem wszystkie takie sprawy od wejście w życie polskiej ustawy i w rzadko którym przypadku, sprawy kończyły się w ciągu sześciu tygodniu. Analizowałem to pod kątem naukowym, do mojej pracy badawczej. Kończyły się wcześniej jedynie wtedy, kiedy było cofnięcie wniosku lub umorzenie postępowania - mówi.

Ministerstwo Sprawiedliwości zapewnia jednak, że wprowadzone sądownictwa specjalistycznego w tym zakresie spełnia swoją rolę. - Do przeszłości należą sprawy, gdzie na rozstrzygnięcie strony czekały dwa, trzy lata. Prowadzony jest tzw. monitoring spraw haskich mający na celu m.in. analizę długości ich rozpoznawania. Średni czas rozpoznawania wniosków jest coraz krótszy. Udało nam się zaobserwować szereg spraw, w których rozstrzygniecie zapadło w ciągu 6 tygodni - informuje. Wskazuje również, że "przekroczenia" tego czasu są skutkiem "troski o interes małoletnich stanowiący wartość najwyższą w tego typu sprawach".

Czytaj w LEX: Przekazanie sprawy dotyczącej odpowiedzialności rodzicielskiej przez właściwy polski sąd sądowi innego państwa UE lepiej umiejscowionemu dla osądzenia sprawy - uwagi praktyczne >

Sędzia Guttzeit również zwraca uwagę na istotę dotrzymywania terminów przy rozpatrywaniu takich spraw. - W praktyce, gdy sprawa do mnie wpłynie do 6 tygodni wydaję orzeczenie, sąd apelacyjny też się tego trzyma. Więc te postępowania trwają maksymalnie - trzy, cztery miesiące. Jeżeli trwają za długo to dla dziecka jest to bardzo złe, bo ono się integruje z ludźmi, miejscem w którym mieszka, a potem ponownie zostają zerwane te więzi - mówi.

Sędziowie orzekający w Polsce zapewniają, że takie sprawy zawsze były priorytetem. - Na długość postępowania wpływ mają jednak problemy z doręczeniami dokumentów za granicę, zarzuty i wnioski dowodowe składane przez uczestników postępowania, a także okres oczekiwania na opinie biegłych - mówiła niedawno w rozmowie z portalem sędzia Ewa Ważny, wiceprezes Stowarzyszenia Sędziów Rodzinnych. 

Czytaj: Rodzice utrudniają sobie kontakty z dziećmi "na koronowirusa" - MS grozi im palcem>>

Jak "nie przejmiesz", długo nie odzyskasz

I prawnicy i sędziowie podkreślają jednak, że prawdziwe "polskie piekło" zaczyna się już po decyzji sądu, bo nadal podstawowym i nierozwiązanym problemem jest egzekucja tych postanowień. - Nasz aparat wykonawczy jest niedoskonały i dochodzi do tego, że nawet jeśli ktoś wygrywa sprawę i jest nakaz powrotu, to dziecko i tak jest ukrywane na terenie Polski – mówi adwokat Białecki.

Swoistą tajemnicą poliszynela staje się więc - jak wskazują prawnicy - "przejmowanie dzieci" przez rodziców, do których decyzją sądów powinny wrócić. - Mogę tylko powiedzieć, że miałam klienta, który w ten sposób po latach batalii załatwił sprawę. Miał rozstrzygnięcia sądów, ale była partnerka nie chciała mu oddać syna - mówi jedna z adwokatek.  

Problemy z wykonaniem decyzji sądów potwierdzają też kuratorzy. - Ogromnym problemem z perspektywy dobra dziecka, jest brak regulacji związanych z szybkością postępowania wobec rodzica, który nie realizuje wyroku sądu. Owszem, kurator może powiadomić prokuraturę, tyle że postępowania w tym przedmiocie trwają miesiącami, a traci na tym definitywnie dziecko – staje się kartą przetargową konfliktu dorosłych osób - mówi kurator Magdalena Huzar. Dodaje, że rodzice z reguły lekceważą wydane orzeczenia, ukrywają dzieci i uciekają wraz z nimi.

- Dlatego wydaje się koniecznym wprowadzenie tych  przepisów, które były proponowane w projekcie nowelizacji kodeksu rodzinnego, a dotyczyły penalizacji  zachowań osób,  które utrudniają lub uniemożliwiają wykonanie  orzeczenia sądowego (projekt z ubiegłej kadencji, dotknęła go dyskontynuacja prac, zakładał karę grzywny lub ograniczenia wolności). Przecież w ten sposób działają na szkodę dziecka - dodaje kurator.  

Polskie przepisy przewidują sytuacje, w których dziecko jest np. ukrywane. Art. 598[11a] Kpc daje możliwość przeprowadzenie przez policję przeszukania, ale na podstawie postanowienia sądu, po wniosku kuratora sądowego. - To oczywiście wydłuża całą procedurę i być może powinno być przewidziane już przy decyzji o przymusowym odebraniu dziecka - mówią kuratorzy. Teoretycznie za uprowadzenie dziecka - na podstawie art. 211 Kodeksu karnego może grozić nawet do pięć lat więzienia. Przy czy w ubiegłym roku Sąd Najwyższy przyjął uchwałę, zgodnie z którą "dopóki rodzice mają pełnię praw rodzicielskich, nie mogą zostać pociągnięci do odpowiedzialności z art. 211 kodeksu karnego, tj. za uprowadzenie dziecka". 

Czytaj w LEX: Stefańska Blanka Julita, Przestępstwo uprowadzenia małoletniego w hiszpańskim prawie karnym >

Ważne kontakty 

W ocenie kuratorów dobrym rozwiązaniem było też rozstrzygnięcie przez sądy i to na początku taki spraw - kwestii kontaktów ze starającym się o powrót dziecka rodzicem. - To mogłoby być wzmocnienie skuteczności i sprawności przebiegu tych postępowań. Zanim bowiem zostanie wydane orzeczenie, jedno z rodziców może całkowicie blokować kontakty z dzieckiem, a to może przynieść szkodę przede wszystkim właśnie dzieciom. Umożliwienie rodzicowi takiego kontaktu sprzyjałoby nawiązaniu ponownej więzi. Ułatwiłoby również ewentualne przekazanie dziecka przy przymusowym odebraniu. Byłoby to wprowadzenie swoistego okresu przejściowego - mówi Huzar.

Czytaj w LEX: Nieodpłatna pomoc prawna online w czasach epidemii >

Taka praktyka jest zresztą stosowana w Niemczech. - Konwencja Haska to przewiduje. Można to zrobić w trakcie postępowania lub po, my to generalnie robimy z automatu, na początku. Chyba że dochodziło do przemocy fizycznej czy seksualnej. Jeśli nie ma takich przesłanek, to na pierwszej rozprawie ustalamy czy strony są gotowe podejść do mediacji, jeśli tak ustalamy mediatorów, w większości przypadków za darmo. Muszą to być zawsze dwie osoby kobieta i mężczyzna, mówiące w językach skonfliktowanych rodziców. Ustalamy też kontakty, bo uprowadzone dziecko często nie widziało rodzica kilka miesięcy, pół roku - mówi sędzia Guttzeit. 

I podkreśla, że rodzice zresztą powinni być świadomi, iż zerwanie więzi dziecka z drugim rodzicem uderza w samo dziecko. - Jeśli nie zachodzą wyjątkowe przesłanki nie ma to żadnego uzasadnienia i – z mojego doświadczenia zawodowego mogę powiedzieć - że mści się rodzicach. Bo te dzieci później szukają kontaktu z rodzicem, od którego je odcięto - dodaje. 

 

i ... mediacja 

To, że mediacja mogłaby pomóc. mówią też polscy prawnicy. Problem w tym, że w przypadku skonfliktowanych rodziców chęci do niej są bliskie zeru, a i w polskich realiach - choć z powodu koronawirusa częściej - to i tak korzysta się z niej nader rzadko. Brakuje też wyspecjalizowanych pełnomocników - adwokatów i radców prawnych, którzy z jednej strony mają odpowiednią wiedzę, z drugiej chcą podjąć się niełatwego zadania i to zachęcając do rozmów. 

- Nadal mało takich spraw kończy się w Polsce mediacją. Ale to chyba problem ogólny. Zdania rodziców są na tyle rozbieżne i obserwuje się tak wysoką eskalację emocji, że ciężko zapanować nad tym mediatorowi, nie wspominając o sądzie, czy pełnomocnikach. Dlatego sąd musi podejmować arbitralnie decyzje, kierując się dobrem dziecka, czyli wartością totalnie abstrakcyjną - mówi adwokat Białecki. 

Czytaj w LEX: Mediacja w erze Covid-19 (koronawirusa) >

W Niemczech model takiej mediacji wypracowano w Międzynarodowym Centrum Mediacyjnym (MiKK). - Do tej pory - co warto zaznaczyć - trudno było w systemie Konwencji Haskiej, w tym jej automatyzmie, ująć model mediacji w sposób prawny. Ułatwi to jednak zmiana rozporządzenia Bruksela II Bis. Będzie można uzgadniać właściwość sądu też już na etapie prowadzonego postępowania, a to umożliwi rozpoczęcie mediacji w sprawach toczących się przed sądem właściwym do Konwencji Haskiej i co zrozumiałe, taka mediacja może mieć szerszy zakres - wskazuje sędzia Guttzeit.