Z ciekawością przeczytałem wywiad z panem profesorem Tadeuszem Tomaszewskim, pełnomocnikiem ministra sprawiedliwości ds. biegłych sądowych oraz przewodniczącym zespołu roboczego do spraw przygotowania założeń ustawy o biegłych. Ceniąc niezmiernie wiedzę i doświadczenie pana profesora, z których sam nieraz korzystałem, nie mogę jednak zgodzić się z niektórymi jego zapatrywaniami. A ponieważ w rozmowie zostałem wywołany do tablicy, to chciałbym ustosunkować się do spornych kwestii.

Czytaj: Prof. Tomaszewski: Ustawa o biegłych bardzo potrzebna>>

Idealne założenia są brutalnie weryfikowane przez życie

Pan profesor rysuje harmonijny obraz funkcjonowania przyszłej Komisji Certyfikacyjnej Biegłych Sądowych i Instytucji Opiniujących, twierdząc, że będzie ona „działała rzetelnie i niezależnie” bez zakłócenia swobodnego wykonywania funkcji biegłego. Z nauki o zarządzaniu i doświadczenia życiowego wynika natomiast, że władza w każdej organizacji opiera się na sprawowaniu kontroli i stosowaniu jakiś „środków przymusu”. Kenneth J. Arrow, wybitny ekonomista i laureat Nagrody Nobla, pisał, że organizacja to system władzy i odpowiedzialności, a sprawowanie władzy opiera się na charakterystycznej dla danej organizacji strukturze „nagród” i „kar”. Świetnie pokazuje to sytuacja opisana, nomen omen w raporcie Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, na który często powołuje się pan profesor. Otóż, jeden z klientów Fundacji „poszukiwał eksperta do sporządzenia opinii prywatnej. Wszyscy biegli, którzy zgadzali się wydać taką opinię rozmyślali się zawsze wtedy, gdy dowiadywali się, że pierwotną opinię w jego sprawie wydał prezes jednego ze stowarzyszeń skupiających biegłych”. Właśnie powstanie takich sytuacji dotyczą moje obawy, wad systemu „samooczyszczania się” ekspertów, oceniana pracy jednej grupy biegłych przez inne osoby także będące biegłymi, pracownikami lub kierownikami opiniujących instytucji naukowych i specjalistycznych. Funkcjonowanie Komisji kreowałoby między ekspertami zależności prawne i faktyczne, a więc generowało zarzuty o promowanie tylko niektórych osób, niszczenie konkurencji, kierowania się osobistymi uprzedzeniami przez egzaminatorów itp. Biegli sądowi nie mogą być uwikłani w taki system; zakładam, że niejednokrotnie narażałby on ekspertów na utratę dobrze pojętej swobody w realizowaniu ekspertyzy, a w odbiorze społecznym wywoływał podejrzenia o brak obiektywizmu w opiniowaniu. Pan profesor powiedział, że zostanie stworzony „niezależny podmiot, komisja certyfikacyjna, który będzie niezależny zarówno od prezesów sądów, jak i od ministra sprawiedliwości” – ale to jest abstrakcja. Komisja musi być od kogoś zależna, bo taka jest istota funkcjonowania organizacji. I będzie podporządkowana swoim władzą oraz osobom, którym przyzna się określone dominium weryfikowania ekspertów. Nadzór prezesów sądów nad biegłymi niweluje takie zagrożenia, gdyż wywodzą się oni spoza środowiska badaczy, a natura ich zawodu bazuje na niezależności.

Jest bardzo znamienne, że argumenty za utworzeniem Komisji przypominają dyskusję, jaka toczyła się kilkanaście lat temu przy likwidacji monopolu korporacji na aplikacje prawnicze. Przeciwnicy deregulacji trąbili na alarm, że reforma „obniży wymagania kwalifikacyjne przyjmowania do zawodów prawniczych”, a klienci otrzymają niedouczonych prawników i poniosą z tego tytułu poważne szkody. Okazało się wręcz przeciwnie, co stwierdziła m.in. Komisja Europejska, że otwarcie przyczyniło się do rozwoju całego rynku oraz urealnienia dostępu do pomocy prawnej z powodu obniżenia wygórowanych cen za usługi. Orędownicy reformy biegłych dążą w przeciwnym kierunku chcąc stworzyć zamkniętą, objętą ścisłą kontrolą jej członków, prywatną korporację dysponującą „środkami przymusu” łącznie z pozbawieniem sprawowanej funkcji biegłego.

 

Wątpliwa rzetelność niektórych przesłanek reformy

W moim przekonaniu skala i źródła przypadków niewłaściwego opiniowania biegłych nie zostały należycie zbadane i potwierdzone. Ogólne sformułowania, że „jest bardzo źle” nie wystarczą. Doświadczenia współpracy z biegłymi nie potwierdzają takiego założenia, a jego autor nie dysponuje konkretnymi wynikami badań, które pokazywałyby np. ilość spraw „zawalonych” z powodu niekompetencji biegłego w stosunku do ogólnej liczby postępowań prowadzonych w określonym przedziale czasu. Fakt, że zmniejszyła się liczba osób wpisanych na listę nie przekłada się automatycznie na brak ekspertów. To raczej duża konkurencja na rynku mogła spowodować, że czasami nie opłaca się zabiegać o wpis. W przeciwnym razie prokuratury nie byłyby zalewane ofertami współpracy nadsyłanymi przez biegłych oraz instytucje specjalistyczne i naukowe. Narrację o niewydolnych postępowaniach z powodu braku ekspertów burzy także fakt, że prokurator może zawsze powołać w charakterze biegłego osobę z poza listy.

Organy ścigania wyznaczają każdego dnia setki biegłych do przeprowadzenia ekspertyzy, a zdecydowana większość opinii dotyczy m.in. kwestii zdrowia psychicznego, badania narkotyków, pisma ręcznego, śladów linii papilarnych czy cząsteczek DNA. Opinie w takich sprawach otrzymuje się do miesiąca, a nawet szybciej. Tylko niewielka liczba procesów opiniowania trwa długie miesiące i niekoniecznie musi to być spowodowane niekompetencją prokuratora czy biegłego, ale np. obiektywną koniecznością analizy wielu stron dokumentów czy trudnym i czasochłonnym opiniowaniem w zakresie błędów medycznych. Mam wrażenie, że profesor Tomaszewski z tych kilku procent „spraw trudnych” czyni regułę i pisze o „znaczącym przedłużaniu postępowań i długim oczekiwaniu stron, pokrzywdzonych itp. na opinię, która posunie sprawę do przodu” tak, jakby stanowiło to normę i wynikało wyłącznie z „defektów” biegłego.

Kolejne, mylne założenie głosi, że prokurator i sędzia nie są w stanie ocenić kompetencji biegłego i powołują go, gdyż „sami nie znają się na danej problematyce”. To nieprawdziwy zarzut czyniący z organów procesowych rzekomych dyletantów. Niewątpliwie, istnieje zjawisko nazywane „dyktatem biegłego”, ale nauka prawa i kryminalistyki, m.in. w dorobku profesora Jana Widackiego, wypracowała standardy weryfikacji przez sędziego czy prokuratora poprawności opinii. Chodzi m.in. o sprawdzenie, czy dokument posiada niezbędne elementy, jaką metodę zastosował biegły, czy instytucja jest akredytowana. W czasie aplikacji prawnicy uczą się, a następnie przez lata doskonalą praktyczne umiejętności weryfikacji, jak przebiegała ekspertyza i jaka jest wartość procesowa i kryminalistyczna wydanej opinii. Zobligowani są do tego na podstawie art. 200 par. 2 k.p.k. i 201 k.p.k. oraz par. 156 pkt 1 i 2 Regulaminu prokuratorskiego. Regulamin stanowi, że prokurator ocenia, czy opinia jest pełna i jasna oraz sporządzona w sposób rzetelny, a ponadto czy oparta jest na prawidłowych przesłankach i czy jest zgodna z zasadami logicznego rozumowania; prokurator obniża wynagrodzenie biegłego jeśli opinia została złożona ze znacznym nieusprawiedliwionym opóźnieniem. Można ponadto zażądać od eksperta przedstawienia dokumentów potwierdzających jego wykształcenie, doświadczenie i umiejętności. Dlatego nie warto robić z sędziów i prokuratorów „ślepych” akceptantów opinii.

Czytaj: Rewolucja instytucji biegłego niepotrzebna i niebezpieczna>>

Ponownie o raportach

Zdaniem profesora Tomaszewskiego bez znaczenia jest, że raporty NIK i HFPCz dotyczące biegłych pochodzą sprzed dekady, gdyż przygotowały je „poważne instytucje” i raporty „bardzo solidnie analizują” problematyczne zagadnienie. Zaryzykuje tezę, że pan profesor nie zaakceptowałby jednak pracy doktorskiej pretendującej do rozwiązania aktualnego problemu badawczego na podstawie rozpoznania wykonanego 10 lat temu. Ale raporty mają jeszcze inną wadę: nie opierają się na badaniach akt postępowań, a „materiał badawczy” do ich napisania stanowiły sprawy, którymi zajmował się ETPC „szeroko omawiane w piśmiennictwie specjalistycznym, czy też środkach masowego przekazu”, dane pochodzące z sądów i prokuratury stanowiące informację publiczną czy rozmowy z biegłymi, prezesami sądów i przedstawicielami Ministerstwa Sprawiedliwości. Zabrakło szczegółowego badania akt postępowań w których wykorzystano opinie biegłych; w raporcie NIK wprost wskazano, że „w kontroli pominięty został aspekt procesowego korzystania z opinii biegłych np. zasadności powoływania biegłych w konkretnych sprawach, czy rzetelności wydawanych w jednostkowych sprawach opinii”. Tylko szczegółowa analiza miarodajnego materiału badawczego w postaci akt mogłaby odpowiedzieć na kluczowe pytania: czy były błędy w opiniowaniu; jeśli tak, to ile ich było, z czego wynikały i jaki był ich skutek. Próba badawcza takich spraw powinna kierować się odpowiednio przygotowaną metodologią i stanowić reprezentatywną ilość spraw np. dwa tysiące, jeśli chodzi tylko o postępowanie karne. Pozwoliłoby to na zweryfikowanie hipotezy, że błędy w opiniowaniu są rezultatem niekompetencji biegłych wynikających z niewłaściwego systemu ich rekrutacji. A może okazałoby się wręcz przeciwnie, że np. przewlekłość postępowania spowodowana była przez organ procesowy lub wynikała z obiektywnych okoliczności śledztwa. Twierdzę, że błędy w procesie opiniowania, które oczywiście zdarzają się, ale mieszczą się w pewnej racjonalnej normie, nie wynikają tylko ze sposobu rekrutacji ekspertów ale stanowią wypadkową kilku czynników. W raporcie HFPCz wskazano np., że przyczyną przewlekłości opiniowania „był m.in. brak nadzoru lub nieprawidłowy nadzór nad terminowością sporządzania opinii przez biegłych, co zależało od konkretnego prokuratura”. A skoro tak jest, to należy opracować kompleksowy plan ulepszenia systemu, a nie rewolucję.

Jak zatem ulepszyć system?

Odpowiedź na tak postawione pytanie wymagałaby, jak wspomniałem, szczegółowego i aktualnego zdiagnozowania szeroko rozumianego procesu opiniowania. Niemniej, już teraz widać, że konieczne jest wzmocnienie mechanizmu wpisu na listę tak, żeby prezesi sądów faktycznie badali kompetencje biegłych na podstawie rzetelnych dokumentów. W proces rekrutacji i podnoszenia kwalifikacji ekspertów powinny włączyć się organizacje pozarządowe takie, jak Polskiego Towarzystwo Kryminalistyczne ale na zasadzie soft power tj. partnerstwa publiczno-prywatnego realizowanego w kooperacji z Ministerstwem Sprawiedliwości i Prokuraturą Krajową. Należy podnosić kwalifikacje sędziów i prokuratorów w zakresie procesu opiniowania. Kolejna rzecz, to właściwe ustalenie kosztów opinii z uwzględnieniem interesów ekspertów przy zapewnieniu prokuraturze odpowiednich środków finansowych na biegłych.