Sądy nadal zmagają się z zaległościami po kolejnych falach koronawirusa kiedy to część wydziałów była zamykana z powodu choroby sędziów i pracowników czy kwarantanny, a sprawy "spadały" z wokand. Skutek? Terminy rozpraw wyznaczane są obecnie na jesień, a bywa że i na kolejny rok. Szybciej wyznaczane są rozprawy online, ale i na nie w dużych sądach trzeba czekać po kilka miesięcy. A czas oczekiwania na opinie biegłego - np. z Opiniodawczych Zespołów Sądowych Specjalistów - sięga w niektórych miejscach nawet półtora roku. W dodatku w niektórych kategoriach do sądów wpływa zdecydowanie więcej spraw, m.in. w zakresie prawa gospodarczego, pracy czy rodzinnego.

Tymczasem Senat pracuje właśnie nad nowelizacją kodeksu postępowania cywilnego, która ma pomóc sędziom w okresie epidemii, zagrożenia epidemicznego i rok po nich. Przypomnijmy, że wprowadza ona zasadę, zgodnie z którą stacjonarne rozprawy lub posiedzenia jawne mają być wyjątkiem. W sytuacji gdyby nie było to możliwe, przewodniczący mógłby zarządzić przeprowadzenie posiedzenia niejawnego. Stacjonarne rozprawy lub posiedzenia jawne miałyby się odbywać jedynie wtedy, gdy nie wywoła to nadmiernego zagrożenia dla zdrowia osób w nim uczestniczących. Zakłada też, że w pierwszej i drugiej instancji sąd będzie rozpoznawał sprawy w składzie jednoosobowym. Jest jednak furtka dla sędziów - prezes sądu mógłby zarządzić rozpoznanie sprawy w składzie trzech sędziów, jeżeli uzna to za wskazane ze względu na szczególną zawiłość lub precedensowy charakter sprawy. 

Zobacz procedurę w LEX: Wydanie wyroku na posiedzeniu niejawnym >

Czytaj: Sądy jak fabryki - spraw przybywa, sędziów - nie>>

Każdy sobie rzepkę skrobie - różne sądy, różne rozwiązania

Tak jak w przypadku ubiegłorocznego lockdownu, czy też pracy w czasie tzw. drugiej i trzeciej fali pandemii, sytuacja w sądach wygląda różnie. Widać to choćby na przykładzie organizacji czasu pracy pracowników. W wielu sądach mieli się oni wymieniać tak, by jak najmniej osób pracowało razem. W efekcie część przychodziła wcześnie rano, inni później. 

- Pracownicy sądów są już zmęczeni i nie chcą pracować w trybie zmianowym, wydłużonych godzinach pracy. Przypomnijmy, że w wielu sądach tak próbowano zabezpieczać ich przed ryzykiem zarażania. Teraz coraz częściej wraca to do normy. Przy czym organizacja pracy w sądach zależała i zależy od sytuacji covidowej w województwie i nastawienia pracowników. Widzimy, że każdy chce normalnie pracować i wrócić do sądu. Problem był jeszcze z rodzicami dzieci w wieku przedszkolnym i w klasach 1-3. W sądach pracuje przecież dużo kobiet, matek, ale teraz kiedy rusza szkoła, a przedszkola są otwarte - to też przestaje być problemem - mówi Prawo.pl Justyna Przybylska, przewodnicząca związku zawodowego pracowników sądów Ad Rem.

Czytaj w LEX: Elektronizacja pism procesowych, doręczeń i posiedzeń jawnych w postępowaniu cywilnym w okresie pandemii COVID-19 >

Podobnie jest u kuratorów sądowych. W czasie pandemii ministerstwo rekomendowało w ich przypadku prace głównie przy biurku. Kuratorzy podkreślali jednak, że jest to praktycznie niemożliwe, bo ich praca to przede wszystkim praca w terenie. Z tego też powodu apelowali, by umożliwić im jak najszybsze szczepienia - te jednak nie doszły do skutku. 

- Praca kuratorów wygląda w miarę normalnie, obowiązują nas restrykcje, ale chodzimy w teren. Mamy zlecane wywiady w różnych sprawach i nie są to sprawy jedynie pilne. Zwiększyła się też - co jest widoczne - liczba nadzorów w sprawach dotyczących przemocy w rodzinie. W części sądów istnieją jeszcze podziały kuratorów na grupy i dni dyżurów, by ograniczyć liczbę osób w sądzie. Ale to zależy od sądu i rejonu. W skali kraju - jest różnie - mówi Aleksandra Szewera-Nalewajek, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Kuratorów.

Czytaj w LEX: Realizacja procedury przeciwdziałania przemocy w rodzinie w czasie epidemii >

 

Epidemia usprawiedliwi wszystko?

W niektórych sądach zmiany - np. dotyczące godzin pracy, nie zostały jeszcze zniesione - nadal są wydłużone. Nieoficjalnie pracownicy mówią, że próbuje się w ten sposób rozwiązać problem zwiększonej liczby interesantów.

Dariusz Kadulski, wiceprzewodniczący NSZZ Solidarność Pracowników Sądownictwa i Prokuratury, zwraca uwagę na fakt, że w związku z brakiem pracy zdalnej wiele osób w sądach przechorowało COVD-19. - Z informacji, które spływają do nas z sądów wynika, że robi się spokojniej. Rozprawy nie są jakoś powszechnie odwoływane, ze względu na sytuację epidemiczną. Obowiązują obostrzenia sanitarne. Z pewnością w sądach wzrosły zaległości – tak wynika z naszych informacji. Z rozmów z pracodawcami odnosimy wrażenie, że czasami epidemią chcą usprawiedliwić wprowadzanie zmian w czasie pracy po to, by nadrabiać zaległości, mimo braków kadrowych. warto zauważyć, że mamy teraz taką sytuację, że niemal wszystko próbuje się usprawiedliwiać epidemią. To bardzo niebezpieczne - wskazuje. 

Dodaje, że wciąż część prokuratur pracuje na tzw. „dwie zmiany”. - Co nie wydaje nam się uzasadniono, a nawet mamy wątpliwości co do zgodności z prawem wprowadzenia takiego rozwiązania. Teraz jeszcze wyraźniej wychodzą niedomagania systemowe związane z brakami kadrowymi, ignorowaniem nawet naturalnego ryzyka absencji pracowników, a co dopiero przy absencji w tak nadzwyczajnej sytuacji. Niestety – z próżnego i Salomon nie naleje – choć spodziewamy się, że będzie próbował - podkreśla Kadulski. 

Czytaj: Sądy zmagają się z covid - mają pomóc e-rozprawy i e-doręczenia>>

Do koronawirusa można się przyzwyczaić 

Prawnicy podkreślają, że widać, iż sądy i ich pracownicy przystosowali się już do warunków epidemicznych. 
- Praca sądów i organów ścigania normalizuje się. Kiedy zaczynała się epidemia miałam bardzo wiele spraw odwoływanych, nie wiedzieliśmy kiedy będą kolejne terminy, czynności - co było bardzo trudne dla moich klientów, którzy są po doświadczeniach urazowych. Przedłużenie procesów ma bardzo negatywny wpływ na ich stan psychiczny i sposób funkcjonowania. Teraz obserwuję, że wymiar sprawiedliwości i organy ścigania stały się bardziej dostępne pod kątem komunikacji e-mailowej czy telefonicznej. Pracownicy sądów, prokuratur np. terminy czynności ustalają poprzez takie formy kontaktu, potwierdzają czy na pewno będę obecna z klientami, czy nikt nie zachorował - mówi adwokat Monika Horna-Cieślak, specjalizująca się w sprawach dzieci pokrzywdzonych przestępstwem. 

Zobacz w LEX: Szanse i ryzyka dla kancelarii obsługujących przedsiębiorstwa w dobie koronawirusa- nagranie z webinarium >

Kolejną dobrą praktyką jest - w jej ocenie - fakt, że usprawiedliwienie nieobecności odbywa się poprzez przekazanie zaświadczenia lekarskiego, a nie zaświadczenia od lekarza sądowego. - W przypadku zarażenia COVID, to bardzo ułatwia i usprawnia procedowanie. Natomiast spotykam się z sytuacjami, które utrudniają reprezentowanie klientów, np. jako pełnomocnicy mamy określone trudności z dostępem do akt prowadzonych spraw - mam limitowy czas na zapoznanie się z aktami, co np. w przypadku akt wielotomowych powoduje, że trzeba kilka razy stawić się w czytelni akt. Kiedy zgłasza się klient z pilną czynnością i chcemy dokonać wglądu w akta, to okazuje się, że wszystkie terminy są zarezerwowane - np. cały najbliższy tydzień. To bardzo utrudnia prowadzenie postępowań, reprezentowanie klientów - dodaje mec. Horna - Cieślak.  

Czytaj: E-rozprawy tak - najczęściej w sądach penitencjarnych>>

Sądy toną w zaległościach 

Sędziowie, ale też pełnomocnicy i obrońcy pytani, czy zdarzają się sprawy wyznaczane na jesień, odpowiadają z przekąsem: ale, którego roku? To, co brzmi jak żart, stało się jednak w wielu sądach faktem. I tak, przykładowo, w sądach warszawskich - część terminów jest już wyznaczana na 2022 rok. 

Na problem wskazują też zresztą pracownicy sądów. Przybylska podkreśla, że mówiąc o częściowym powrocie do normalności, ma na myśli sam system pracy. - Czym innym jest zapaść w sądownictwie, którą odczuwamy i która pogłębia się od dłuższego czasu. W tym przypadku nie chodzi tylko o koronawirusa. Problem wiąże się z brakami kadrowymi i sztywnym, archaicznym zarządzeniem w sprawie biurowości. A widać to choćby na przykładzie zarządzeń, którymi pracownicy sądów są wręcz zarzucani. Jeżeli otrzymujemy je od różnych sędziów, w dużej ilości, w tym samym czasie, to nie ma szans by w jednym dniu je wszystkie załatwić - czyli terminy, które nas obowiązują, są zagrożone. A jeśli robi się codziennie po trochu, to ileś tych spraw nie ma szans na prawidłowe rozpisanie, na odbiór zwrotek przed sesją. Koniecznie jest zmiana podejścia, przepisów, odpowiednia liczba pracowników, ale przede wszystkim i systematyka pracy - wskazuje.

Zastanawiam się czy sądy są w stanie wyjść z zaległości, które obecnie mają, a które powstały w wyniku pandemii. Wiele oczywiście zależy od tego czy chodzi o duży sąd, czy mniejszy. Mniejsze lepiej sobie radzą z uwagi na mniejszą liczbę wpływających spraw, a w dużych ośrodkach - np. w Warszawie, sytuacja jest zdecydowanie gorsza. W jednym z sądów warszawskich całkiem niedawno wyznaczono mi termin kolejnej rozprawy w sprawie rozwodowej na... następny rok - mówi. 

Zobacz w LEX: Rozwód w czasach epidemii koronawirusa - odpowiedzi na pytania ze szkolenia online >

Prawnicy przyznają, że sprawy online trochę ratują sytuację. Trochę - bo nadal nie wszystkie sądy z takiej możliwości korzystają i oczywiście nie we wszystkich sprawach jest to możliwe. A i tak w przypadku e-rozpraw na kolejne trzeba czekać nawet i kilka miesięcy. Plusem jest zdecydowanie mniejsze ryzyko, że taka sprawa spadnie z wokandy - z powodu czyjejś choroby czy kwarantanny. 

Koronawirus dodatkowo "dociążył" też niektóre wydziały. - Ogromny problem z wakatami oraz brakiem odpowiedniej liczby kadry występuje w sądach upadłościowych. Skutkiem tego jest, że sprawy upadłościowe i restrukturyzacyjne, gdzie czas jest na wagę złota, są rozpoznawane po kilka miesięcy. Sędziowie nie są w stanie faktycznie tych spraw prowadzić czy choćby nadzorować, bo jest ich po prostu za dużo. Z uwagi na ogromne obłożenie upadłościami konsumenckimi, cierpią duże upadłości i restrukturyzacje przedsiębiorstw, gdzie szybkie decyzje są konieczne z perspektywy powodzenia prowadzonych procesów - mówi Aleksandra Krawczyk, adwokat, partner w Kancelarii Prawnej SDZLEGAL Schindhelm.