Co raz częściej eksperci przyrównują też pandemiczne ustawodawstwo do patolegislacji i podkreślają, że po epidemii pojawi kolejny problem, bo wiele z nowych przepisów, niedopracowanych, niekonsultowanych, z lukami, w porządku prawnym już pozostanie. Zwraca na to uwagę choćby Fundacja im. Stefana Batorego w niedawnym opracowaniu "Tarcze antykryzysowe – dokończenie budowy państwa PiS-u?".

- Ingerencje w prawa i wolności obywatelskie wykraczały daleko poza granice konstytucji i ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu 
zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi. W ustawach antycovidowych państwo zadbało m.in. o przyznanie służbom publicznym ponadstandardowych narzędzi i instrumentów umożliwiających stosowanie wobec obywateli przymusu. W innych obszarach władza abdykowała, chcąc uniknąć w ten sposób odpowiedzialności - wskazano w raporcie i dodano, że sam sposób ustanawiania przepisów antycovidowych pokazuje "postępującą degenerację standardów legislacyjnych i ograniczanie praw obywateli do informacji o zmianach prawnych". 

Czytaj: Koronawirus zamyka sądy dla obywateli - na szali prawa konstytucyjne>>

Sąd jak "pacjent" tyle, że leczenie wdrożono za późno

Sądy, ale i cały wymiar sprawiedliwości już przed pandemią zmagał się z wieloletnimi zaległości m.in. w zakresie informatyzacji. To, czego wcześniej nie zrobiono nagle stało się koniecznością i szansą na funkcjonowanie mimo pandemicznych zagrożeń. Fundacja Batorego przypomina m.in., że w ostatnich latach do sądów wpływa rocznie około 15 mln spraw. Przed pandemią postępowania wymagały fizycznej obecności stron w budynkach sądów – w salach rozpraw, akta spraw w przeważającej większości prowadzone były i nadal są w formie papierowej, a narzędziami komunikacji z sądami były przede wszystkim kontakty osobiste, telefoniczne, a w mniejszym stopniu za pośrednictwem internetu. 

Czytaj w LEX: Pandemia COVID-19 a dostęp do prawa. Polska na tle wyników badania międzynarodowego >

- W okresie pierwszych tygodni pandemii nie została uruchomiona żadna centralna informacja o sposobie działania sądów, katalogu spraw kwalifikowanych jako pilne, działaniach poszczególnych apelacji, okręgów czy sądów rejonowych. Co więcej, praktyka każdego z okręgów sądowych mogła być swoista i odrębna od pozostałych. Obywatele zmuszeni byli do ustalania na własną rękę losów ich rozpraw, spraw czy wnoszonych środków odwoławczych. Uniemożliwiono osobisty, fizyczny kontakt z biurami obsługi interesanta i sekretariatami, który dla pewnej grupy osób mających sprawy w sądach jest formą nie tylko najczęściej używaną, ale i jedyną. Część pracowników sądów w sposób nieformalny kontaktowała się z pełnomocnikami czy stronami postępowań, informując np. o zmianie terminu rozprawy - wskazują autorzy opracowania, Jarosław Gwizdak i Grzegorz Wiaderek, członkowie zarządu fundacji Instytut Prawa i Społeczeństwa INPRIS. (Jarosław Gwizdek jest też członkiem Rady Ekspertów Prawnych Fundacji). 

Zobacz procedurę w LEX: Rozpoznawanie spraw w postępowaniach cywilnych w okresie stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii ogłoszonego w związku z COVID-19  >

Także inni prawnicy podkreślają, że o informatyzacji sądów mówiło się od wielu lat. - Gdyby była na takim poziomie jak zapowiadano, można by niemal automatycznie przenieść urzędowanie sądów w przestrzeń cyfrową, korzystają z rozwiązań hybrydowych - mówią. 

- Oczywiście, stanu epidemii związanego z chorobą COVID-19 nikt nie był w stanie przewidzieć, ale samo jego wystąpienie obnażyło wszystkie bolączki strukturalne wymiaru sprawiedliwości i jego otoczenia, który proceduralnie, technicznie i – niestety, niekiedy mentalnie – tkwi jeszcze w ubiegłym tysiącleciu. Gdyby władza wykonawcza i ustawodawcza we właściwym czasie opracowały i wprowadziły cyfryzację postępowań sądowych, nawet przejściowo jako formę alternatywną, nie byłoby w chwili obecnej problemów ze sprawnym ich prowadzeniem - wskazuje sędzia Zbigniew Miczek, z Sądu Rejonowego w Tarnowie. I dodaje, że "potrzeba chwili" wynikająca ze stanu epidemii spowodowała wprowadzanie "chaotycznych rozwiązań, o nieprzemyślanych skutkach". 

Czytaj w LEX: Elektronizacja pism procesowych, doręczeń i posiedzeń jawnych w postępowaniu cywilnym w okresie pandemii COVID-19 >

 

Zamiast trzech, kilkanaście przepisów - sędziowie się gubią

Prawnicy nie mają też wątpliwości, że to co teraz przy koronawirusie mocno doskwiera, po - przy nawale zaległych i nowych spraw - będzie jeszcze dotkliwsze. Tym bardziej, że w kolejce czekają kolejne zmiany przepisów - m.in. w zakresie e-doręczeń, które budzą opór adwokatów i radców prawnych. Tymczasem sędziowie - przykładowo - nadal zmagają się interpretacyjnie z przedpandemicznymi nowelami, jak choćby ze zmianą kodeksu postępowania cywilnego (z 2019 r.), która wprowadziła zażalenia poziome i jest przyczyną wielu pytań prawnych do Sądu Najwyższego.  

- Całe nieszczęście polega na tym, że w sądzie pracują sędziowie, a nie legislatorzy. Te wszystkie nowelizacje, z którymi mamy do czynienia w ostatnich latach, dotyczące np. spraw cywilnych, zmierzają do upraszczania procedur i są opracowywane z perspektywy sędziego rejonowego. A ta perspektywa polega na tym, że czym mniej spraw tym lepiej. I stąd się biorą bariery formalne - im ich więcej tym lepiej, bo będzie mniej spraw. Ale przecież z drugiej strony będzie więcej tych "numerków", bo jeśli zwrócimy pozew z powodów braków formalnych to na pewno będzie druga sprawa, czyli zamiast jednej będziemy mieć dwie - mówi jeden z warszawskich sędziów. 

Czytaj w LEX: „Pozwy zbiorowe” jako odpowiedź na czasy „niedyspozycji” wymiaru sprawiedliwości w czasach epidemii koronawirusa >

I dodaje, że jedną z bolączek legislacji jest właśnie nadmierne rozbudowywaniem przepisów. - Czy czujemy, że coś jest sprawniejsze? Nie. Mnie jako sędziemu trudno ogarnąć te wszystkie formalistyczne zmiany, które mają przyspieszyć postępowanie - dodaje i wskazuje, że nadmiar przepisów prowadzi jedynie do "papierologii stosowanej". 

Wskazuje na to zresztą też sędzia Miczek. - Może moje stanowisko u niektórych wzbudzi zdziwienie, ale uważam, że problemem nie jest szeroka kognicja sądów powszechnych, gdyż prawo do sądu gwarantuje konstytucja. Rzeczywistym problem jest niska jakość stanowionego prawa, które częstokroć nie jest dostosowane do aktualnego stanu stosunków społeczno-gospodarczych, generując tym samym znaczącą ilość postępowań sądowych - mówi.  

Czytaj: 
Kina się otwierają, sądy zamykają dla publiczności - konstytucyjne prawo zagrożone>>

Sądowy lockdown w liczbach - tysiące odwołanych spraw i wielomiesięczne opóźnienia>>
 

A po koronawirusie czas na detoks

Co po koronawirusie? W ocenie Fundacji Batorego potrzebne będzie przygotowanie ustawy "czyszczącej/deregulacyjnej", która zbierze rozwiązania z poszczególnych ustaw i rozporządzeń, te funkcjonalne i te zbędne, oraz uporządkowanie ich w jednym akcie prawnym.

- Konieczna jest głęboka analiza orzecznictwa sądowego w sprawach okołocovidowych oraz interwencja RPO w tych sprawach jako bieżącego audytu jakości prawa uchwalanego w 2020 roku. Państwo we współpracy z obywatelami powinno jak najszybciej rozpocząć działania organizacyjne, finansowe i prawne w tych dziedzinach i w tych sprawach, co do których dotychczas brak adekwatnej reakcji i działań, a które są szczególnie dotkliwe dla obywateli - wskazano w opracowaniu. Podając konkretne przykłady - dostęp do pomocy prawnej i informacji prawnej

Czytaj w LEX: Obowiązki adwokatów i radców prawnych w świetle ustawy o doręczeniach elektronicznych >

Eksperci nie mają też wątpliwości, że warto czerpać ze zmian, które koronawirus wymusił - choćby w zakresie poprawy organizacji wymiaru sprawiedliwości w zakresie wykorzystania nowych technologii, w tym sztucznej inteligencji. 

Wskazują także na braki w przepisach prawa, które są obecnie. - To co mnie mocno rozczarowuje, to też fakt, że w tak skrajnej sytuacji epidemicznej, w szczycie najwyższej zachorowalności - trzeciej fali epidemii, ustawodawca nie zabezpiecza interesów stron i pełnomocników bezpośrednio dotkniętych skutkami covidu. Jako NRA w poprzedniej kadencji przesłaliśmy na ręce komisji sejmowej projekt legislacyjny dający ochronę przed takimi skutkami, a tymczasem widzę, że w procedowanych zmianach niczego takiego nie zabezpieczono. Innymi słowy pełnomocnik, który jest chory, leży pod respiratorem, musi odbierać pocztę, bo inaczej mu terminy przepadną i klienci są narażeni na ryzyko - wskazuje adwokat Rafał Dębowski. 

Czytaj w LEX: Niekonstytucyjna nowelizacja Kodeksu karnego w związku z epidemią COVID-19 >