Premier powiedział na konferencji po posiedzeniu rządu, że nowelizacja jest konieczna w związku z niższymi dochodami, jakie Polska odnotowała w pierwszym półroczu. Wskazał, że szczególnie trudne pod tym względem były miesiące zimowe i wczesnowiosenne. W sumie brakuje około 24 mld zł. Ubytek ten będzie można pokryć poprzez oszczędności i zwiększenie deficytu.
Premier zapowiedział, że jeszcze we wtorek poszczególne resorty otrzymają informację w sprawie oczekiwanych przez niego tegorocznych oszczędności, tzn. skali oszczędności, jak i sugestii, w których miejscach jest to najprostsze. Ocenił, że uda się przeprowadzić te "operacje" skutecznie.
Według niego skutki tego, co się dzieje w całej Europie są coraz bardziej odczuwalne, dlatego rząd podejmuje decyzje, które będą antycykliczne - mają pobudzać gospodarkę w czasie najbardziej krytycznym. Zdaniem Tuska 2013 r. jest rokiem krytycznym, ale w przyszłym roku powinno nadejść ożywienie, którego – jak mówił - "pierwsze jaskółki" powinny pojawić się jeszcze pod koniec tego roku.
Premier poinformował, że rząd przyjął także korektę ustawy o finansach publicznych, dzięki której cięcia wydatków będą minimalne, co umożliwi ochronę obywateli. Zgodnie z zaproponowanymi w projekcie zmianami w 2013 i 2014 roku zawieszone byłoby działanie 50-proc. progu ostrożnościowego (określa on relację długu publicznego do PKB) i reguły wydatkowej, według której wydatki mogą rosnąć nie więcej niż inflacja plus jeden proc. Dodał, że rząd kończy prace nad dużą ustawą o nowej, stabilizującej regule wydatkowej, która powinna wejść w życie jeszcze w tym roku.
Wicepremier, minister finansów Jacek Rostowski dodał, że co prawda próg ostrożnościowy 50 proc. relacji długu publicznego do PKB zostanie zawieszony, niemniej pozostanie w ustawie o finansach publicznych. Według niego jest on bardzo ważnym elementem w nowej, docelowej regule wydatkowej. Rostowski tłumaczył, że zgodnie z antycykliczną polityką rząd będzie w większym stopniu ograniczał wydatki, kiedy koniunktura będzie dobra w przyszłych latach. Dzięki temu będzie mógł nieco mniej ograniczać wydatki i zwiększyć deficyt - co będzie miało skutek stymulacyjny - w okresie spowolnienia.
Obecny na konferencji wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński podkreślił, że "kluczowe jest pobudzanie gospodarki, chronienie inwestycji, podtrzymywanie zachęt do inwestowania, a także - co jest szczególnie ważne - chronienie najsłabszych grup społecznych, a jednocześnie podtrzymywanie konsumpcji". Jak powiedział, główny motor naszego wzrostu PKB, czyli eksport, ma ograniczone możliwości oddziaływania na całą gospodarkę, dlatego przy spowolnieniu należy szukać innych możliwości dynamizowania wzrostu.
Ekonomiści uważają, że rząd nie miał zbyt wielu możliwości manewru, a główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek oceniła nawet, że ze względu na niskie dochody podatkowe budżetu rząd miał nóż na gardle. Jej zdaniem najgorszym, co mogłoby się wydarzyć, byłoby całkowite zniesienie progu ostrożnościowego, dlatego ekonomistka ucieszyła się, że dojdzie jedynie do zawieszenia jego obowiązywania w tym i przyszłym roku.
Według dyrektora biura Polskiego Związku Funduszy Pożyczkowych Piotra Rogowieckiego zdecydowana większość analityków już na wstępnym etapie przygotowywania tegorocznego budżetu wskazywała na to, że jest on projektowany na podstawie nierealnych założeń. "Gdyby wówczas posłuchano głosu partnerów społecznych, obecne zamieszanie nie miałoby miejsca" - ocenił Rogowiecki. Jego zdaniem planowane zawieszenie stosowania pierwszego progu ostrożnościowego zawartego w ustawie o finansach publicznych jest złym sygnałem, jednak rząd nie miał innego wyjścia.
Główny ekonomista BCC prof. Stanisław Gomułka jest zdania, że zawieszenie 50-proc. progu długu publicznego do PKB zmniejsza rolę ustawy o finansach publicznych, a także wiarygodność samych progów ostrożnościowych. "Bez tego nie byłoby możliwości podniesienia deficytu budżetowego" - zaznaczył. Jego zdaniem rząd ma obecnie bardzo ograniczone możliwości obniżania wydatków, dlatego podwyższenie deficytu budżetowego w tym roku o 16 mld zł stało się konieczne.
Ekonomista Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski radzi, by zamiast zwiększać dług publiczny i zawieszać progi ostrożnościowe, dostosować wydatki budżetowe do wpływów z gospodarki. Jego zdaniem wszelkie zadłużenia mogą powodować destabilizację finansów publicznych i prowadzić "donikąd".
W ocenie głównego ekonomisty BGŻ Dariusza Winka działania rządu mogą przejściowo poprawiać kondycję polskiej gospodarki, ale też zmniejszają bariery bezpieczeństwa związane z stabilnością sektora finansów publicznych w dłuższym okresie. Winek zauważył, że informacje z rządu pozytywnie wpłynęły na rynek złotego, który się umocnił. Jego zdaniem zwiększenie deficytu to także większa emisja obligacji, co przełoży się na napływ kapitału i - krótkotrwałe - umocnienie złotego.
Także politycy komentowali wtorkowe zapowiedzi rządu, nie byli jednak nimi zaskoczeni.
Dariusz Rosati z PO uważa, że nowelizacja budżetu jest konieczna, bo dochody państwa są niższe od planowanych. Jego zdaniem zwiększenie deficytu jest uzasadnione, ponieważ gospodarka potrzebuje większych wydatków. "Próg ostrożnościowy w tej sytuacji gospodarczej jest niepotrzebnym hamulcem" - ocenił. Także szef klubu PSL Jan Bury powiedział, że zapowiedź noweli budżetu to odpowiedzialny krok rządu. Według niego rząd przyjął wariant najmniej dotkliwy dla najuboższych, dla polityki społecznej. Bury podkreślił, że nie będzie też żadnych cięć w inwestycjach.
W innym tonie wypowiada się opozycja. Zdaniem lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego sytuacja finansów jest fatalna, a rząd nieustannie oszczędza. Kaczyński mówił o "rządach bankrutów i nieudaczników". Wtórowała mu wiceszefowa partii Beata Szydło, której zdaniem w związku z projektowaną nowelą budżetu na 2013 r. rząd pozwala na przerzucanie długów na następne pokolenia. Szydło oceniła, że nowelizacja "będzie wyborem między mniejszym i większym złem".
Szef SLD Leszek Miller uważa, że wtorkowe zapowiedzi rządu świadczą o dramatycznym stanie gospodarki i finansów publicznych. Jego zdaniem cięcia w resortach rzędu 8,5 mld złotych z pewnością dotkną różne grupy społeczne.
Według przewodniczącego klubu SP Arkadiusza Mularczyka pierwotny kształt budżetu na 2013 r. był wirtualny, zatem jego nowelizacja była tylko kwestią czasu. Mularczyk uważa, że w obecnej sytuacji premier powinien ciąć wydatki administracji centralnej i wprowadzić podatek bankowy. Nowelizacji budżetu spodziewał się także poseł Ruchu Palikota Sławomir Kopyciński. Według niego budżet na 2013 r. był nierealny i został przyjęty na przekór nie tylko opiniom polityków, ale przede wszystkim wielu ekspertów.
mmu/ je/ jbr/