Po fatalnej poniedziałkowej sesji na Wall Street, trudno się dziś na europejskich parkietach spodziewać poprawy sytuacji. Niewielką nadzieję dają zwyżkujące rano po 0,4 proc. kontrakty na amerykańskie indeksy. Pochodne na DAX i CAC40 rosły po 0,3 proc. Można byłoby liczyć na uspokojenie nastrojów po wczorajszej przecenie, pod warunkiem, że europejscy politycy i agencje ratingowe przestaną straszyć inwestorów. Tymczasem po poniedziałkowych doniesieniach prasowych o możliwości obniżenia przez Fitch oceny kredytowej Francji, a być może i Niemiec, dziś przed takim posunięciem wobec tego pierwszego kraju poinformowała Moodys. To z pewnością rynkom nie będzie pomagało. Nadzieją jest też to, że natłok negatywnych informacji było ostatnio tak duży, że spowoduje uodpornienie się na nie giełdowych graczy. Gdyby rynki kierowały się chłodną analizą tego, co dzieje się w Europie, powinniśmy widzieć spadki sięgające przynajmniej wrześniowych dołków. Analitycy techniczni powodów do takiego ruchu nie widzą, ale przecież obraz rynku może zmienić się lada moment. Zwłaszcza w sytuacji, gdy kryzys zadłużeniowy na naszym kontynencie staje się widoczny w coraz ostrzejszych barwach, a perspektywy gospodarki wcale nie są lepsze. Obraz naszego rynku w poniedziałek przez długi czas zmieniać się nie chciał. Warszawskie indeksy zaskakująco długo broniły się przed pesymizmem i nie szły śladem Frankfurtu, czy Paryża. Taka bohaterska postawa wydaje się dość podejrzana, tym bardziej, że nie stały za nią fundamentalne sygnały, płynące ze spółek. Akcje KGHM mocno drożały, mimo przeceny na rynku miedzi. Równie zaskakujący był też końcowy fixing. W jego wyniku skala spadku wskaźnika naszych największych firm zmniejszyła się z ponad 1,5 proc. do 0,6 proc.

Jeszcze bardziej zastanawiające są reakcje amerykańskich inwestorów na wyniki tamtejszych firm. W większości przypadków trudno mówić o negatywnych niespodziankach. Na ogół zyski są nieco większe niż się spodziewano. Mimo to kursy akcji idą w dół, i to niekiedy bardzo zdecydowanie. To nie wróży giełdowej koniunkturze najlepiej. Niezadowolenie z wyników spółek w połączeniu z obawami o Europę przyniosło wczoraj spadki indeksów w Nowym Jorku o 2 proc.

Złe nastroje z łatwością przeniosły się na parkiety azjatyckie. Na godzinę przed końcem sesji Nikkei tracił 1,5 proc. W Szanghaju wskaźniki zniżkowały po 1,6-1,7 proc. Liderem spadków był Hong Kong, gdzie indeks szedł w dół o 3,5 proc. A sytuacja gospodarcza w tym rejonie świata wydaje się znacznie lepsza niż w Europie, czy Stanach Zjednoczonych. Co prawda dynamika PKB Chin w trzecim kwartale zmniejszyła się z 9,5 do 9,1 proc., ale wciąż jest bardzo wysoka. Lepsze niż się oczekiwano okazały się dane o produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej. To jednak nie wystarczyło do poprawy nastrojów. Trudno na nią dziś liczyć także i u nas.

Roman Przasnyski, Open Finance