Raport z amerykańskiego rynku pracy był bowiem fatalny. Zdecydowanie nie potwierdził tego, co widzieliśmy w publikowanym w środę raporcie ADP. Okazało się, że w gospodarce miejsc pracy nie przybyło. Oczekiwano, że będzie ich więcej o skromne 75 tys. W sektorze prywatnym zatrudnienie wzrosło o 17 tys. (oczekiwano 105 tys.). Mniej istotna stopa bezrobocia (nie pokazuje prawdziwej sytuacji) pozostała na poziomie 9,1 proc.
Zawsze przypominam, że ten raport uważany jest za najważniejszy, ale jego wpływ na rynek akcji jest najczęściej niewielki. Spory ma często na rynek walutowy. Tym razem wydawało się, że jest inaczej, bo indeksy mocno spadały, ale pamiętać trzeba o bardzo negatywnym wpływie Europy. Po publikacji raportu pozostawało czekać jak rynek będzie chciał go zinterpretować. Czy przerazi się tym, że nadchodzi recesja, czy ucieszy tym, że Fed będzie zmuszony do uruchomienia jakiejś formy pomocy?
Rynkowi szkodziło oprócz nastroju przeniesionego z Europy i danych makro (tu działały dwie siły, o czym napisałem wyżej) również problemy sektora bankowego. Przypomniano bowiem, że Federal Housing Finance Agency może złożyć pozew (w przyszłym tygodniu mija ostateczny termin) w sprawie udzielanych nieprawidłowo przed 2008 rokiem kredytów hipotecznych. W sumie chodzi o około 20 mld USD, a w sprawę zamieszane są m.in. Bank of America i JP Morgan Chase.
Indeksy spadły o około dwa procent i tam zaczęły się stabilizować. W poniedziałek jest w USA Święto Pracy i giełdy nie pracują, więc w drugiej połowie sesji aktywność graczy znacznie spadła. Indeksy osuwały się praktycznie bez walki, a kontra w końcówce była bardzo niemrawa. Trudno z tej sesji wyciągać jakieś wnioski oprócz technicznych: zniknęło podwójne dno, czyli sygnał kupna.
GPW rozpoczęła piątkowa sesję od niewielkiego spadku indeksów, ale po godzinie handlu, kiedy gracze zobaczyli, że indeksy na innych giełdach nadal nurkują również nasz rynek się załamał. Przed południem WIG20 tracił około dwa procent, ale po południu nadal stratę zwiększył do około 2,5 procent. Przed pobudką w USA nastroje zaczęły się powoli poprawiać, Jak zwykle liczono na Amerykanów i ich dane makro.
Przeliczono się. Dane były fatalne. Nasz rynek też, podobnie jak inne europejskie) szybko ruszył na południa, ale równie szybko sytuacja został opanowana. Po prostu gracze nie wiedzieli jak te dane zinterpretują Amerykanie. Zaniepokoją się tym, że nadchodzi recesja, czy ucieszą tym, że Fed będzie zmuszony do uruchomienia jakiejś formy pomocy? Zakończyliśmy sesję spadkiem o 2,27 proc., ale był to spadek o jeden punkt procentowy mniejszy niż we Francji i Niemczech.
Powrót WIG20 pod poziom 2.387 pkt. anulował podwójne dno. Ten sygnał kupna zniknął. Teraz wzrosło prawdopodobieństwo prospadkowej flagi. Tylko prawdopodobieństwo, bo niedługo nikt nie będzie pamiętał o złych danych i zacznie się gra pod wystąpienie Baracka Obamy i posiedzenie FOMC.
Piotr Kuczyński, Xelion.
Zawsze przypominam, że ten raport uważany jest za najważniejszy, ale jego wpływ na rynek akcji jest najczęściej niewielki. Spory ma często na rynek walutowy. Tym razem wydawało się, że jest inaczej, bo indeksy mocno spadały, ale pamiętać trzeba o bardzo negatywnym wpływie Europy. Po publikacji raportu pozostawało czekać jak rynek będzie chciał go zinterpretować. Czy przerazi się tym, że nadchodzi recesja, czy ucieszy tym, że Fed będzie zmuszony do uruchomienia jakiejś formy pomocy?
Rynkowi szkodziło oprócz nastroju przeniesionego z Europy i danych makro (tu działały dwie siły, o czym napisałem wyżej) również problemy sektora bankowego. Przypomniano bowiem, że Federal Housing Finance Agency może złożyć pozew (w przyszłym tygodniu mija ostateczny termin) w sprawie udzielanych nieprawidłowo przed 2008 rokiem kredytów hipotecznych. W sumie chodzi o około 20 mld USD, a w sprawę zamieszane są m.in. Bank of America i JP Morgan Chase.
Indeksy spadły o około dwa procent i tam zaczęły się stabilizować. W poniedziałek jest w USA Święto Pracy i giełdy nie pracują, więc w drugiej połowie sesji aktywność graczy znacznie spadła. Indeksy osuwały się praktycznie bez walki, a kontra w końcówce była bardzo niemrawa. Trudno z tej sesji wyciągać jakieś wnioski oprócz technicznych: zniknęło podwójne dno, czyli sygnał kupna.
GPW rozpoczęła piątkowa sesję od niewielkiego spadku indeksów, ale po godzinie handlu, kiedy gracze zobaczyli, że indeksy na innych giełdach nadal nurkują również nasz rynek się załamał. Przed południem WIG20 tracił około dwa procent, ale po południu nadal stratę zwiększył do około 2,5 procent. Przed pobudką w USA nastroje zaczęły się powoli poprawiać, Jak zwykle liczono na Amerykanów i ich dane makro.
Przeliczono się. Dane były fatalne. Nasz rynek też, podobnie jak inne europejskie) szybko ruszył na południa, ale równie szybko sytuacja został opanowana. Po prostu gracze nie wiedzieli jak te dane zinterpretują Amerykanie. Zaniepokoją się tym, że nadchodzi recesja, czy ucieszą tym, że Fed będzie zmuszony do uruchomienia jakiejś formy pomocy? Zakończyliśmy sesję spadkiem o 2,27 proc., ale był to spadek o jeden punkt procentowy mniejszy niż we Francji i Niemczech.
Powrót WIG20 pod poziom 2.387 pkt. anulował podwójne dno. Ten sygnał kupna zniknął. Teraz wzrosło prawdopodobieństwo prospadkowej flagi. Tylko prawdopodobieństwo, bo niedługo nikt nie będzie pamiętał o złych danych i zacznie się gra pod wystąpienie Baracka Obamy i posiedzenie FOMC.
Piotr Kuczyński, Xelion.