„Zapotrzebowanie na polskich pracowników jest duże, szczególnie u naszych zachodnich sąsiadów, gdzie brakuje rąk do pracy w wielu zawodach. Niemcy poszukują „na już” ok. 50 tys. opiekunów osób starszych, 60 tys. informatyków, 36 tys. inżynierów, 30 tys. pielęgniarek i lekarzy oraz sporą grupę rzemieślników. Resort pracy przewiduje, że w ciągu 3 lat może odpłynąć ok. 300 tys. pracowników. Jednakże nie powinniśmy obawiać się aż tak masowych wyjazdów do pracy do naszych zachodnich sąsiadów.
Niemiecki resort pracy przewiduje, że rocznie przybędzie do pracy ok. 100 tys. pracowników pochodzących ze wszystkich państw, dla których otwarto granice 1 maja br. To na pewno nie zaspokoi potrzeb niemieckiego rynku pracy, bo chodź teraz bez pracy pozostaje 3 mln Niemców, to w 2025 deficyt rąk do pracy ukształtuje się na poziomie 6,5 mln. Czy można zatem powiedzieć, że Niemcy więcej stracili niż zyskali na swojej ostrożności z 2004 roku? Prawdopodobnie tak.
Od wielu lat Polacy wyjeżdżają do pracy w Niemczech. Występują tu charakterystyczne więzi pomiędzy naszymi narodami – przed 1 maja mieszkało w Niemczech ponad 420 tys. Polaków, z czego 100 tys. było legalnie zatrudnionych; pozostali świadczyli swoje usługi nielegalnie. Po 1 maja 2011 wielu pracujących w szarej strefie zalegalizowało swoje zatrudnienie i oni także zostali włączeni do statystyk osób emigrujących w celach zarobkowych.
Jako wabik dla polskich pracowników wskazuje się wysokie wynagrodzenia. Dysproporcje nie są jednak już tak duże jak jeszcze 20 lat temu, kiedy stosunek uzyskanej kwoty za wykonywanie tych samych zawodów w Niemczech i w Polsce wynosił 6:1; teraz kształtuje się jak 3:1, przy czym koszty utrzymania są znacznie wyższe za naszą zachodnią granicą. Ale czy Polacy będą otrzymywać takie same pensje? W parlamencie niemieckim trwają prace nad wprowadzeniem zmian w regulacjach dotyczących płacy minimalnej, a także nad rozporządzeniem dotyczącym pracy tymczasowej. Z jednej strony wprowadzi to uczciwe reguły. Z drugiej zaś tempo prac legislacyjnych każe zastanowić się, czy właśnie w pracy tymczasowej Niemcy nie upatrują głównego sposobu zatrudnienia Polaków (szczególnie fizycznych) i czy najbardziej na otwarciu granicy nie zyskają polskie agencje pracy tymczasowej?
Pierwsze naprawdę wiarygodne dane dotyczące niemieckiego rynku pracy pojawią się nie wcześniej niż w sierpniu br. Dopiero wówczas, w zestawieniu tych informacji z sygnałami z polskiego rynku pracy, będziemy w stanie rzetelnie ocenić sytuację. Dowiemy się kto wyjechał a kogo w Polsce brakuje? Kto na otwarciu granicy rynkowej zyskał i czy są tacy, którzy stracili? A może będą już nawet pierwsze powroty?
Warto zauważyć, że otwarcie rynku działa w dwie strony. Dzisiaj nie mówimy o konsekwencjach dostępu Niemców do naszych firm, a przecież w Polsce też są zawody deficytowe, a fachowcy określonych branży stawiają bardzo wysokie wymagania płacowe, czasami wyższe niż nasi zachodni sąsiedzi. Niemożliwe? A jednak. Informatycy wąsko wyspecjalizowani w oprogramowaniu i administracji systemu SAP zarabiają w Polsce krocie, ponieważ jest ich naprawdę niewielu. W Niemczech, gdzie system SAP ma długą tradycję, specjalistów jest dużo więcej”.
Niemiecki resort pracy przewiduje, że rocznie przybędzie do pracy ok. 100 tys. pracowników pochodzących ze wszystkich państw, dla których otwarto granice 1 maja br. To na pewno nie zaspokoi potrzeb niemieckiego rynku pracy, bo chodź teraz bez pracy pozostaje 3 mln Niemców, to w 2025 deficyt rąk do pracy ukształtuje się na poziomie 6,5 mln. Czy można zatem powiedzieć, że Niemcy więcej stracili niż zyskali na swojej ostrożności z 2004 roku? Prawdopodobnie tak.
Od wielu lat Polacy wyjeżdżają do pracy w Niemczech. Występują tu charakterystyczne więzi pomiędzy naszymi narodami – przed 1 maja mieszkało w Niemczech ponad 420 tys. Polaków, z czego 100 tys. było legalnie zatrudnionych; pozostali świadczyli swoje usługi nielegalnie. Po 1 maja 2011 wielu pracujących w szarej strefie zalegalizowało swoje zatrudnienie i oni także zostali włączeni do statystyk osób emigrujących w celach zarobkowych.
Jako wabik dla polskich pracowników wskazuje się wysokie wynagrodzenia. Dysproporcje nie są jednak już tak duże jak jeszcze 20 lat temu, kiedy stosunek uzyskanej kwoty za wykonywanie tych samych zawodów w Niemczech i w Polsce wynosił 6:1; teraz kształtuje się jak 3:1, przy czym koszty utrzymania są znacznie wyższe za naszą zachodnią granicą. Ale czy Polacy będą otrzymywać takie same pensje? W parlamencie niemieckim trwają prace nad wprowadzeniem zmian w regulacjach dotyczących płacy minimalnej, a także nad rozporządzeniem dotyczącym pracy tymczasowej. Z jednej strony wprowadzi to uczciwe reguły. Z drugiej zaś tempo prac legislacyjnych każe zastanowić się, czy właśnie w pracy tymczasowej Niemcy nie upatrują głównego sposobu zatrudnienia Polaków (szczególnie fizycznych) i czy najbardziej na otwarciu granicy nie zyskają polskie agencje pracy tymczasowej?
Pierwsze naprawdę wiarygodne dane dotyczące niemieckiego rynku pracy pojawią się nie wcześniej niż w sierpniu br. Dopiero wówczas, w zestawieniu tych informacji z sygnałami z polskiego rynku pracy, będziemy w stanie rzetelnie ocenić sytuację. Dowiemy się kto wyjechał a kogo w Polsce brakuje? Kto na otwarciu granicy rynkowej zyskał i czy są tacy, którzy stracili? A może będą już nawet pierwsze powroty?
Warto zauważyć, że otwarcie rynku działa w dwie strony. Dzisiaj nie mówimy o konsekwencjach dostępu Niemców do naszych firm, a przecież w Polsce też są zawody deficytowe, a fachowcy określonych branży stawiają bardzo wysokie wymagania płacowe, czasami wyższe niż nasi zachodni sąsiedzi. Niemożliwe? A jednak. Informatycy wąsko wyspecjalizowani w oprogramowaniu i administracji systemu SAP zarabiają w Polsce krocie, ponieważ jest ich naprawdę niewielu. W Niemczech, gdzie system SAP ma długą tradycję, specjalistów jest dużo więcej”.