Już nie tylko sprawy frankowe "korkują" sądy, ale również kredyty konsumenckie. Pozwów przybywa - dotyczą głównie tzw. sankcji kredytu darmowego (SKD). Skorzystanie z SKD oznacza, że kredytobiorca spłaca wyłącznie kapitał. Nie musi regulować odsetek i innych kosztów z chwilą korzystnego dla siebie wyroku. Dodatkowo może liczyć na zwrot tego, co zapłacił. Średnio jest to kwota 18 tys. zł, ale są i tacy, którym bank zwraca po 100 tys. złotych. 

Zdaniem wielu prawników oraz Związku Banków Polskich problem roszczeń SKD "sztucznie" wykreowały kancelarie odszkodowawcze, żeby mieć z czego żyć. Takie firmy oraz prawnicy, którzy zajmują się tego typu roszczeniami - zaprzeczają. Według nich problem absolutnie nie jest wydumany, a banki celowo tak mówią. Robią bowiem wszystko, by nie doszło do efektu kuli śnieżnej i roszczenia nie zalały sądów. Bo wtedy nie tylko kredyty frankowe będą dla nich problemem.

Czytaj też: Nie trzeba spłacać zadłużenia, żeby skorzystać z sankcji kredytu darmowego

 

Na samochód i na remont, czyli na każdy kredyt konsumencki

Sankcja kredytu darmowego dotyczy kredytów, do których stosuje się ustawę o kredycie konsumenckim, czyli np. na zakup samochodu, paneli słonecznych, na wakacje, remont, zakup sprzętu RTV, AGD, ale nie tylko. Mogą to być równie dobrze kredyty  zaciągnięte bez wskazania konkretnego celu. Warunek jest tylko jeden. Nie może to być kredyt na prowadzenie działalności gospodarczej. W przepisach jest również limit takiego kredytu. Może on wynieść maksymalnie 255 550 zł.

- Są to więc w praktyce w większości pożyczki i kredyty gotówkowe, krótko- i średnioterminowe, nie zabezpieczone hipoteką, jak również pożyczki związane z zakupami na raty. W żargonie bankowym te produkty zwane są “gotówką”, a to dlatego, że chodzi o umowy, które często nie określają celu kredytowania, albo wskazują ogólny cel konsumpcyjny - tłumaczy Wojciech Wandzel, adwokat, lider Praktyki Banking & Finance w Kubas Kos Gałkowski. 

Dowiedz się więcej ze szkolenia w LEX: Sankcja kredytu darmowego >

SKD  może dotyczyć naruszeń wskazanych w ustawie o kredycie konsumenckim. Najczęstsze z nich dotyczą sposobu rozliczania i kredytowania prowizji, błędnego wyliczania RRSO czy obecności innych, niewskazywanych wprost w treści umowy kredytowej kosztów.

 


Sprawiedliwość "geograficzna" króluje w sądach

Kancelarie odszkodowawcze skupują głównie roszczenia od konsumentów, a po wygranej sprawie rozliczają się z nim, wypłacając zazwyczaj ok. 50 proc. wygranej kwoty. Są jednak i takie, które każdą sprawę prowadzą indywidualnie. Przybywa też prawników, którzy specjalizują się w SKD. To, że konsument zdecyduje się skorzystać z SKD nie oznacza zaraz, że wygraną ma w kieszeni. Sądy orzekają różnie. Nie ma jednolitej linii orzeczniczej. 

- Prowadzę obecnie tego rodzaju sprawy dla wielu konsumentów, praktycznie na terenie całego kraju. W naszej praktyce przeciętna kwota wartości przedmiotu sporu to ok. 18 tys. zł., ale są i takie osoby, którym banki zwracają nawet 100 tys. złotych. Orzeczenia sądów są różne - wciąż rządzi niestety "sprawiedliwość geograficzna". Inaczej orzeka w kwestii przedawnienia roszczeń np. sąd w Zamościu, a inaczej w Gdańsku czy Krakowie - mówi Piotr Fojtik, adwokat, mediator prowadzący własną kancelarię.

Czytaj też w LEX: Sankcja kredytu darmowego w ustawie o kredycie konsumenckim >

 

Czy SKD to sztuczny problem?

Wielu prawników, nie tylko bankowych uważa, że SKD to "wykreowany" problem. W grę nie wchodzą wprawdzie tak wysokie kwoty, jak w wypadku kredytów frankowych, ale gdy takich spraw prowadzi się kilka tysięcy - można zarobić. Ostrzegają też konsumentów, by dwa razy zastanowili się, czy chcą wejść na wojenną ścieżkę z bankiem. 

- Zarzuty podnoszone przez kancelarie odszkodowawcze są błahe, ale najczęściej również absurdalne, przez co całkowicie wypaczają sens regulacji, która miała chronić konsumentów. Ponadto pozwy pisane  są masowo. Dlatego pojawiają się w nich nierzadko  zarzuty kompletnie nie związane z zawartą umową kredytową, np. braku informacji o wysokości dziennych odsetek w przypadku odstąpienia od umowy. Tymczasem umowa kredytowa mówi w rzeczywistości, że bank nie pobiera odsetek w przypadku odstąpienia od umowy. W pozwach pojawia się też zarzut nieprawidłowego oznaczenia ubezpieczenia kredytu, chociaż w danej sprawie kredytobiorca nie poniósł żadnego kosztu z tytułu ubezpieczenia, co wyraźnie wynika z umowy  - wyjaśnia Agnieszka Wachnicka, wiceprezes ZBP. 

Nie ma on wątpliwości, że to nie klienci banków zgłaszają masowo roszczenia, powołując się na SKD.  Robią to firmy odszkodowawcze, prowadząc aktywną, agresywną politykę akwizycyjną i poszukując klientów, którzy mają lub mieli kredyt.  - Kierują się przy tym zasadą: daj nam umowę, a my w niej coś znajdziemy. I nie ma przy tym znaczenia czy klient był z kredytu niezadowolony, czy sam zgłaszał jakieś roszczenia albo czy „znalezione” przez firmę naruszenia miały jakikolwiek negatywny wpływ na jego sytuację ekonomiczną - podkreśla. 

Czytaj też w LEX: Aneksy do umów kredytowych a obowiązki informacyjne względem klienta >

Wtóruje mu mec. Wojciech Wandzel. - Sprawy sądowe dotyczące SKD, których toczą się obecnie tysiące, są wytaczane w zdecydowanej większości nie przez samych konsumentów, a przez firmy skupujące od nich wierzytelności, w celu ich dochodzenia przed sądem. Problem polega na tym, że przedsiębiorcy ci teoretycznie występują w interesie konsumentów, gdy tymczasem w istocie sami rażąco naruszają ich prawa, zwłaszcza poprzez stosowanie umów cesji, które zawierają liczne klauzule abuzywne. Zauważyły to już sądy i w związku z tym skierowane zostało pytanie prejudycjalne do TSUE - tłumaczy.  

Czytaj też w LEX: Nowe zasady reklamowania produktów usług finansowych w postanowieniach dyrektywy CCD2 >

 

Czarny PR banków

Wielu prawników uważa jednak, że roszczenia SKD nie są wydumane. 

- To są realne problemy ludzi, którzy mają uzasadnione racje, o czym świadczą korzystne orzeczenia dla konsumentów oraz to, że banki uznają także roszczenia konsumentów w postępowaniu reklamacyjnym. Gdyby nie było wadliwych umów, nie byłoby też spraw "o SKD”. Mamy skrajną nierównowagę sił. Z jednej strony mamy banki, czyli profesjonalne podmioty zatrudniające sztaby prawników, a z drugiej konsumenta, którego często nie stać na opłacenie kosztów procesowych. Banki bronią też swojej pozycji. Nie widzę żadnego rozsądnego argumentu, dlaczego konsumenci nie mieliby dochodzić swoich praw i sprawdzać zawartych umów, przecież chodzi w praktyce o zagwarantowanie dla każdego klienta ochrony na poziomie wyznaczanym przez standardy europejskie – tłumaczy mec. Piotr Fojtik.

- Do naszej kancelarii coraz częściej zgłaszają się kredytobiorcy, którzy mają wątpliwości czy bank w sposób należyty wywiązał się z obowiązków wynikających z umowy kredytowej. Stoję na stanowisku, że SKD nie jest martwym przepisem. Sądy  przyznają w wyrokach rację kredytobiorcom i uznają, że składane przez nich oświadczenia o  skorzystaniu z SKD było prawidłowe i należała im się ochrona. Według mnie kluczowa jest dokładna analiza umowy pod kątem spełnienia przez bank obowiązków wynikających z ustawy o kredycie konsumenckim - uważa Marcin Szołajski, radca prawny z Szołajski Legal Group

Zobacz też szkolenie online w LEX: Przejrzystość wzorców umów bankowych w zakresie zasad oprocentowania kredytów i pożyczek >

 

To nie franki, ale TSUE też może namieszać

Nikt nie ma też wątpliwości, że dużo zależy od TSUE, a konkretnie jego wyroków  dotyczących pytań prawych sądów z Krakowa i Warszawy.  Chodzi o udzielenie odpowiedzi na pytania dotyczące oprocentowywania prowizji oraz sposobu wskazania RRSO.

- Prokonsumencki charakter dotychczasowego orzecznictwa Trybunału pozwala sądzić, że i w tym przypadku przyzna on rację kredytobiorcom. Taka decyzja, wraz ze spodziewanym orzecznictwem SN, powinna doprowadzić do jednoznacznego rozstrzygnięcia spraw kredytów konsumenckich na korzyść kredytobiorców - twierdzi mec. Piotr Fojtik. 

Czy korzystne dla konsumentów orzeczenia TSUE spowoduje efekt kostek domina i doprowadzi do fali roszczeń porównywalnej do tych w sprawach frankowych? W opinii prawników frankowych tak nie będzie.  

- Sprawy na tle sankcji kredytu darmowego są już w sądach i ich liczba, w mojej ocenie, stale rośnie, jednak nie sądzę by osiągnęła rozmiary porównywalne do tzw. procesów frankowych. Są to przede wszystkim procesy o mniejszej wartości przedmiotu sporu (zwykle daleko im do 100 tys. złotych) - komentuje Tomasz Konieczny, radca prawny i partner w kancelarii prawnej Konieczny, Polak Partnerzy. 

Barierą mogą być również koszty usług prawnych. - Jeśli na sankcji kredytu darmowego pożyczkobiorca zyska np. 20 tys. zł (a nie 200-300 tys. zł jak w przypadku średniego kredytu frankowego), to raczej nie wyłoży np. 10 tys. zł na profesjonalne zastępstwo prawne. Usługi prawne muszą więc być relatywnie tanie, aby takie sprawy konsumentom się opłacały, a to z kolei wpływa na mniejszą atrakcyjność tego typu spraw dla kancelarii prawnych. Dlatego też spodziewam się, że oferta kancelarii dla konsumentów w przedmiocie sankcji kredytu darmowego nie będzie aż tak bogata i różnorodna, jak ta skierowana do tzw. frankowiczów - kwituje mec. Tomasz Konieczny. 

Czytaj też w LEX: Przedkontraktowe obowiązki informacyjne kredytodawcy i pośrednika kredytowego w ustawie o kredycie konsumenckim >