- Mimo wszystkich problemów, które są, mimo różnych także i potknięć, które nieraz występują, bo to jest życie, wydaje się, że od strony gospodarczej sytuacja w Polsce nie wygląda źle, że na tle innych krajów poradziliśmy sobie jak do tej pory z tym wielkim wyzwaniem, jakim jest pandemia koronawirusa i jej skutki gospodarcze – powiedział prezydent Andrzej Duda, otwierając w środę spotkanie Rady Przedsiębiorczości. Zostało zwołane na wniosek Marka Goliszewskiego, szefa Business Centre Club. To on w imieniu organizacji pracodawców apelował o możliwość przedstawienia uwag odnośnie do sytuacji i środków zaradczych, jakie są podejmowane w związku z pandemią. Bo wbrew temu, co powiedział prezydent sytuacja jest zła, a wielu przedsiębiorców czuje się oszukanych. Bo ile w marcu rząd mógł się czuć zaskoczony, to w październiku powinien być przygotowany i mieć plan działania. Tego wciąż nie ma, co więcej nie ma pomocy finansowej.
Czytaj również: Czerwone i żółte strefy jak rosyjska ruletka - typowanie bez zasad i solidnych podstaw >>
Obostrzenia wprowadzane z dnia na dzień bez analiz
Wiktor Wesołowski, adwokat i partner w kancelarii LWW Łyszyk Wesołowski i Wspólnicy, zapytał m.in. Kancelarię Prezesa Rady Ministrów i Główny Inspektorat Sanitarny, czy wprowadzenie czasowych ograniczeń prowadzenia przez przedsiębiorców działalności poprzedzone było sporządzeniem analiz dotyczących zasadności wydania rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, w szczególności, czy przeprowadzono analizę adekwatności, proporcjonalności, o których mówi rozumieniu prawa przedsiębiorców.
Główny Inspektorat Sanitarny, odpisał, że decyzje o wprowadzeniu poszczególnych ograniczeń, zakazów i nakazów, podejmuje Rada Ministrów, po konsultacji z funkcjonującą przy Radzie Ministrów Radą Medyczną. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów w odpowiedzi napisała, z kolei że nie posiada wnioskowanych informacji oraz poinformowała, że organem odpowiedzialnym za opracowywanie rozporządzeń „w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii” jest Ministerstwo Zdrowia. Urzędnicy KPRM zasugerowali zwrócenie się więc bezpośrednio do Ministra Zdrowia.
Mec. Wesołowski zwrócił się do Ministerstwa Zdrowia z pytaniem 20 stycznia br. MZ osiem dni później odpisał mu, że z uwagi na konieczność zgromadzenia dodatkowych informacji, nie ma możliwości udostępnienie informacji w terminie 14 dni, a odpowiedź zostanie udzielona niezwłocznie po uzyskaniu stosownych informacji. – Można zatem wnioskować, że decyzje rządu były podejmowane bez żadnych analiz Co więcej, jeśli to Rada Ministrów wydaje rozporządzenia, to ona ma obowiązek posiadania analiz. Powinna więc je udostępnić, a nie odsyłać do kogoś innego – podkreśla adwokat. Przedstawiciele organizacji pracodawców niestety też obawiają, się, że rząd działa z zaskoczenia. – Rząd patrzy, co robią inne kraje, zamiast przenalizować dane dotyczące Polski – mówi Arkadiusz Pączka, wiceprzewodniczący Federacja Przedsiębiorców Polskich. – Tymczasem analiz brakuje, także dotyczących gospodarczych skutków pandemii i podjętych działań.- I o ile w marcu było to zrozumiałe, to po niemal roku życia w pandemii jest niedopuszczalne – mówi Pączka.
Czytaj w LEX: Odpowiedzialność Skarbu Państwa za szkody w trakcie pandemii >
Rząd bazuje na starych danych przeprowadzonych przez USA
Jeszcze 2 lutego br. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów na oficjalnym profilu na Facebooku i Twitterze zamieściła grafika okazująca ryzyko zarażeń koronawirsuem zależnie od lokalizacji. Wynika z niej, że największe jest w restauracjach z obsługą kelnerską, centrach fitness, kawiarniach i hotelach, miejscach kultu religijnego, najmniejsze w sklepach. Jako źródło podano badania opublikowane w Nature oparte na danych od amerykańskich operatorów sieci komórkowych z marca i kwietnia 2020 roku. Nie dość, że rząd bazuje na cudzych i starych danych, to jeszcze fałszuje ich przekaz. Jak zauważa dr Tomasz Lasocki z Uniwersytetu Warszawskiego z badań przeprowadzonych w czterech największych miastach USA wynika, że najlepszą metodą jest zmniejszenie obłożenia a nie zamykanie, bowiem radykalnie zmniejsza ryzyko, a nie dewastuje gospodarki. Ponadto wbrew temu, co napisała KPRM wykres nie pokazuje ryzyka, ale liczbę dodatkowych zakażeń po otwarciu danego rodzaju miejsc. Z kolei przykładowo branża hotelarska czy fitness odsyła do raportów publikowanych przez rząd brytyjski, a przygotowanych przez Agencję Ochrony Zdrowia (Public Health England), w których podawane są precyzyjne dane o zakażeniach, testach i źródłach transmisji. Przykładowo w raporcie z okresu od 5 do 11 października 2020 roku wynika, że do największej transmisji wirusa dochodzi w supermarketach, barach, restauracjach i szkołach. Dopiero potem są siłownie czy hotele. W Polsce na bieżącą są dostępne tylko dzienne dane o zakażeniach, a 25 listopada ur. Ministerstwo zmieniło zasady raportowania, tym samym ograniczając dostęp do informacji - czytaj więcej w artykule pt. Ministerstwo Zdrowia ocenzurowało dane o zakażeniach koronawirusem >> Rada Przedsiębiorczości, którą tworzy dziewięć organizacji pracodawców, apeluje, aby decyzje o ewentualnych ograniczeniach były podejmowane z odpowiednim wyprzedzeniem w ramach przedstawionej wcześniej "mapy drogowej dotyczącej gospodarki w czasie pandemii". Eksperci zwracają uwagę, że nadzieję dawał pomysł z wprowadzeniem zielonych, żółtych i czerwonych stref, choć i wówczas nie było wiadomo, jakimi kryteriami kieruje się rząd. Te jednak bardzo szybko zniknęły. Wprowadzono je od 8 sierpnia 2020 r., a od 24 października 2020 r. cała Polska stała się czerwoną strefą, i tak jest do dziś.
Czytaj w LEX: „Pozwy zbiorowe” jako odpowiedź na czasy „niedyspozycji” wymiaru sprawiedliwości w czasach epidemii koronawirusa >
Dla niektórych lockdown trwa już siedem miesięcy
Pierwszy lockdown wprowadzono 14 marca 2020 roku, i od tej pory przedsiębiorcy żyją w niepewności. To już blisko rok. Nie wiedzą, kiedy rząd im zakaże prowadzenia działalności, kiedy odmrozi. To powoduje, że nie są np. w stanie odstąpić od pewnych umów. Gdyby branża hotelarska i gastronomiczna wiedziała, że będzie zamknięta co najmniej trzy miesiące, mogłaby odwołać część dostaw, zrezygnować z niektórych usługi, itp. - Bez stabilnego prawa, racjonalności w stanowieniu przepisów i odpowiednich okresów dostosowawczych, nie da się prowadzić działalności gospodarczej – dodaje Agata Plichta-Trzonkowska, adwokat w kancelarii Dubois i Wspólnicy. - Ktoś, kto nigdy nie pracował na własny rachunek, nigdy nie zrozumie z czym tak naprawdę wiąże się prowadzenie biznesu. Nawet tego na mikro skalę. Rada Ministrów, podejmując tak chaotyczne i niekonsekwentne działania, jedynie potwierdza słuszność tej tezy, choć można i należy oczekiwać od niej więcej – dodaje.
Co więcej prawnicy wskazują, że rozumieją czym są podyktowane działania rządu, ale… nie rozumieją dlaczego firmy pozbawia się pomocy. - Rozumiem, że ochrona zdrowia jest dobrem wyższym niż upadek jakiegoś biznesu, ale nie może być tak, że tylko przedsiębiorcy ponoszą koszty jego ochrony - podkreśla Krzysztof Łyszyk, wspólnik w kancelarii LWW Łyszyk Wesołowski i Wspólnicy. - W celu ochrony społeczeństwa przed pandemią państwo zamknęło już na siedem miesięcy (3,5 miesiąca wiosną i już ponad 3 miesiące teraz) siłownie, nie dając im ani wsparcia, ani odszkodowań – dodaje.
Dziurawe i spóźnione tarcze
O tym, jak dziurawa jest pomoc, najbardziej przekonała się branża gastronomiczna. Sławomir Grzyb, sekretarz Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej mówi Prawo.pl, że na 75 tys. firm gastronomicznych rząd pozbawił wsparcia blisko 20 tysięcy. Wszystko przez dominujące kody PKD. O tym, że sprawią one problem alarmowaliśmy jako pierwsi już w październiku. - Tych pominiętych jest całe mnóstwo, choćby popularne pierogarnie, które z reguły produkują pierogi i mają wpisaną produkcję, jako wiodące PKD – mówi Sławomir Grzyb. I ci pominięci otwierają się. - Trzeba tu podkreślić, że działalność wznowiły te lokale, które zostały wykluczone lub pominięte w Tarczy 6.0 - tzw. branżowej i Tarczy PFR 2.0. – mówi Sławomir Grzyb. Na Facebooku powstała grupa "Tarcza 6.0 wykluczeni przedsiębiorcy", liczy 2,3 tysiąca członków. Kody PKD decydują też o wsparciu z PFR, ale co gorsze, nie są jedynym problemem. Warunki uzyskania subwencji sprawiają, że otrzymywane kwoty są niskie. - Wprowadzenie limitu łącznej pomocy PFR 1.0 + 2.0 w kwocie 144 tys. zł na pracownika według stanu zatrudnienia na 30 września 2019 roku spowodowało, że z pomocy praktycznie całkowicie zostały wykluczone firmy z branży organizacji imprez turystycznych, eventowej i spotkań – mówi Alina Dybaś-Grabowska, prezes TOO. - Pomimo, że tarcza 2.0 ma na celu finansowanie kosztów stałych, to pomoc do najbardziej poszkodowanych firm nie trafia. Dlatego apelujemy o zniesienie limitu pomocy sumarycznej dla obu tarcz PFR. Limit pomocy 72 tys. na pracownika w tarczy 2.0 jest zrozumiały i apelujemy o zastosowanie tego limitu – dodaje Dybaś.
Rada Przedsiębiorczości zwraca zaś uwagę, że zakaz transferów subwencji przez firmy MŚP na rzecz osób powiązanych z beneficjentem uniemożliwia sfinansowanie z niej np. wypłaty wynagrodzenia dla zatrudnionego członka rodziny.
Rada Przemysłu Spotkań i Wydarzeń TUgether o pomoc zwraca się do Komisji Europejskiej. Przygotowała petycję o przygotowanie wspólnych, europejskich rozwiązań dla branży. Walczy też w Polsce, bo wiele firm organizujących imprezy widowiskowe, targowe, firmowe, kulturalne boi się bankructwa. - Za chwilę minie rok od zamrożenia naszego przemysłu spotkań i wydarzeń. 95 proc. odwołanych projektów, wydarzeń, spotkań lub targów w okresie marzec – grudzień 2020, redukcje pracowników dochodzące do 50 proc. oraz spadek obrotów w przedziale 60-95 proc. – przekonuje Mikołaj Ziółkowski ze Stowarzyszenia Organizatorów Imprez Artystycznych i Rozrywkowych – SOIA, członka TUgether. – Nadal nie możemy prowadzić firm i pracować. Dlatego wnosimy o odmrożenie w reżimie sanitarnym, ale także przyjęcie ustawy odszkodowawczej – dodaje Ziółkowski. Bo firmy z tej branży też nie mogą liczyć na adekwatną pomoc. Ta dla MŚP jest uzależniona nie tylko od spadku obrotów, ale i kosztów stałych. Wszyscy zgodnie też podkreślają, że pomoc jest spóźniona. O ile wiosną tarcze uchwalano uruchamiano błyskawicznie - finansowa ruszyła już pod koniec kwietnia, to jesienią wszystkie działania wstrzymywano. Tarcza branżowa do Sejmu trafiła 27 października ur. ale uchwalono ją dopiero 9 grudnia ur., w Dzienniku Ustaw została opublikowana dopiero 15 grudnia br. Tarcza finansowa 2.0 ruszyła dopiero 15 stycznia. - Widać, że rząd nie jest przygotowany do pomocy przedsiębiorcom, a słowa prezydenta Andrzeja Dudy mogą tylko bardziej podburzyć przedsiębiorców. Już w listopadzie ostrzegałem, że potrzebne są pilne działanie, by nie wyszli na ulice. Teraz otwierają się, bo chcą przetrwać - podsumowuje Arkadiusz Pączka.
Senat wyciąga pomocną dłoń
Szansą dla nich byłaby inicjatywa senatora Krzysztofa Kwiatkowskiego, szefa senackiej Komisji Ustawodawczej. Przygotował on projekt ustawy o wyrównywaniu strat majątkowych wynikających z ograniczenia wolności i praw człowieka i obywatela w czasie stanu epidemii. - Projekt przyznaje odszkodowania dla branż zamkniętych pomimo niewprowadzenia stanu wyjątkowego - wyjaśnia mec. Łyszyk. - Jest o tyle warta większej uwagi, że jest próbą kompromisu pomiędzy interesem zdrowotnym społeczeństwa wyrażanym w postaci kolejnych rządowych zakazów działalności, a interesem branż zamkniętych, które muszą brać na siebie praktycznie cały ciężar polityki rządu. Jest też próbą znalezienia wyjścia dla rządu, aby uniknąć procesów dotyczących bezprawności kolejnych lockdownów - dodaje.
Arkadiusz Pączka nie wierzy jednak, że ten projekt zyska poparcie w Sejmie. W efekcie przedsiębiorcy, zwłaszcza z sektora usług, mówią: dość. Dane GUS wskazują, że właśnie małe firmy usługowe w przypadku utrzymywania ograniczeń wskazują, że przetrwają najwyżej trzy miesiące.
Czytaj w LEX: Bieg terminu przedawnienia roszczeń w dobie epidemii >