Józef Kielar: Przez wiele lat był pan dyrektorem dużego szpitala specjalistycznego. Jak z tej perspektywy ocenia pan system ochrony zdrowia w Polsce?
Mariusz Jędrzejczak: Przede wszystkim musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, jakie są cele jego funkcjonowania? Czy chodzi m. in. o to, żeby zmniejszała się umieralność Polaków, wydłużało się ich życie, rosła samoświadomość zdrowotna, wydłużał się okres aktywności zawodowej? Odpowiedź nie musi być taka oczywista. Zmusza do dokonywania wyborów. Żeby jednak realizować te cele niezbędne są pieniądze, a nam właściwie brak realnej wiedzy o tym, ile nasz system ochrony zdrowia rzeczywiście ich potrzebuje. Przyczyny są przynajmniej trzy. Po pierwsze, brakuje rzeczywistego koszyka świadczeń gwarantowanych i refundowanych w ramach powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego. To co mamy obecnie jest swoistym workiem bez dna, do którego także z powodów politycznych, wrzucono co się da. Czyli praktycznie wpisano do niego wszelkie możliwe świadczenia zdrowotne udzielane w publicznych placówkach. Być może nie byłoby to najgorszym rozwiązaniem gdyby ustawodawca wiedział, ile poszczególnych rodzajów świadczeń tak naprawdę jest potrzebnych.
Czytaj także:
Ultimatum: dziewięć miesięcy na restrukturyzację szpitali, których nie stać na podwyżki>>
Kraszewski: Szpitalom potrzebna restrukturyzacja i wprowadzenie zadaniowego systemu pracy>>
Mamy przecież mapy potrzeb zdrowotnych
Mapy sobie, a życie sobie. I to kolejny powód kłopotów. O tym, że nie zadziałały one wystarczająco skutecznie świadczą ciągle problemy z dostępnością do wielu świadczeń. W tym przypadku mamy do czynienia z wyjątkowo niekorzystną zbieżnością wielu różnych zjawisk. Można bowiem postawić pytanie, czy brak dostatecznej wiedzy o potrzebach pacjentów, skutkuje niedostatkiem środków finansowych, czy to właśnie jednak brak pieniędzy, ogranicza dostępność do niezbędnych świadczeń? Kwestią, jak sądzę najistotniejszą jest brak wiedzy o tym, ile i co w systemie ochrony zdrowia faktycznie kosztuje? Wycena świadczeń dokonywana przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji jest najczęściej mocno spóźniona i nieodpowiednia w stosunku do realiów funkcjonowania placówek opieki medycznej. Trudno ją zatem traktować jako realną wskazówkę do oceny kosztów funkcjonowania systemu, a tym samym w konsekwencji m. in. zapewnienia niezbędnych w nim środków. Ten stan rzeczy powoduje, iż fakt że decydujemy się przeznaczać na ochronę zdrowia 5 proc., 6,5 proc. czy docelowo 7 proc. PKB, nie wynika bynajmniej z rzeczywistego rachunku kosztów odzwierciedlającego faktyczne potrzeby systemu, a jest tylko wypadkową nacisków środowisk medycznych i woli politycznej aktualnie rządzących.
Czytaj też: Rola zarządzania personelem w kształtowaniu wizerunku podmiotu leczniczego >>>
Cena promocyjna: 51.6 zł
|Cena regularna: 129 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 129 zł
Z moich obserwacji wynika, że w Polsce próbuje się reformować ochronę zdrowia od jednych do drugich wyborów. Nie da się jednak tego zrobić w tak krótkim czasie.
Zgadzam się z tą opinią. Właśnie tą drugą i niezwykle istotną kwestią jest problem braku perspektywy. A właściwie nawet dwóch przestrzeni, w których programy naprawcze ochrony zdrowia powinny być rozpatrywane. Uważam, że warunkiem skutecznej naprawy całego systemu jest m. in. postrzeganie tej sfery usług publicznych jako elementu szerszego systemu opieki zdrowotnej i socjalnej obywateli. To nie tylko leczenie skutków chorób w szpitalach czy w przychodniach. Również w dużym stopniu profilaktyka, polityka prozdrowotna, edukacja, ochrona środowiska, wspieranie obywateli, także w ramach polityki fiskalnej w działaniach prozdrowotnych itp. tworzą całość systemu opieki zdrowotnej. Działania te mają na celu zachowanie prozdrowotne obywateli po to, żeby jak najdłużej nie potrzebowali pomocy typowo medycznej. Właśnie w tej przestrzeni jest właściwe miejsce na sformułowanie odpowiedzi na fundamentalne pytanie jakim celom projektowany system ma służyć, po co go reformujemy? Z tej perspektywy rozstrzyganie ważnych problemów jak np. liczby niezbędnych łóżek szpitalnych w systemie, struktury placówek leczniczych, rozwój psychiatrii itp. stanowi jedynie niezbędny środek do celu, a nie cel sam w sobie. Nie da się niestety poprawić wydolności sfery opieki zdrowotnej próbując usprawnić osobno jej poszczególne elementy. To system naczyń połączonych i na tym polega główna trudność do rozwiązania dla potencjalnych projektodawców zmian.
Czytaj też: Motywowanie pracownika do pracy w warunkach ograniczonych zasobów finansowych w podmiocie leczniczym >>>
W jakim okresie można skutecznie zreformować ochronę zdrowia?
Proces taki może trwać nawet kilkanaście lat. Jak uczy nasze doświadczenie niczego sensownego nie da się zrobić szybko, nawet w czteroletnim interwale wyborczym. Natomiast popsuć można wiele. Niezwykle istotnym kontekstem jest więc czas. Potrzebowały go takie kraje jak Niderlandy, Dania, czy Czechy, które skutecznie przeprowadziły reformy systemowe. Generalnie problem separacji bieżącej polityki i polityków od koniecznych działań reformatorskich, to problem sam w sobie.
Czytaj także:
Projekt o modernizacji i poprawie efektywności szpitalnictwa to pomysł chybiony>>
Bukiel: Pomysł centralnego zarządzania szpitalami jest dużym błędem>>
Jak temu zapobiec?
Oczekiwana poprawa w ochronie zdrowia nie dokona się w wyniku kolejnych okrągłych stołów, czy innych marketingowych przedsięwzięć. Te lekcje odrabialiśmy już kilkakrotnie z wiadomym skutkiem. Rozwiązania, które nawet sprawdzają się w kwestiach politycznych nie muszą być i z reguły nie są skuteczne przy rozstrzyganiu kwestii zasad funkcjonowania mechanizmów gospodarczych. Tym bardziej, że są dobre i sprawdzone w praktyce przykłady zagraniczne, z których pewnie moglibyśmy skorzystać. Wspomnę tylko o holenderskim rozwiązaniu, czyli o komitecie Wissa Dekkera. Prace relatywnie niedużego zespołu ekspertów trwały około 12 lat i zakończyły się bodajże w 1987 roku. Zakończył je tzw. Raport Dekkera - dokument przedstawiający kompleksowo zasady finansowania i organizacji systemu opieki zdrowotnej w ówczesnej Holandii. Na jego podstawie przeprowadzona została ostatnia duża reforma w 2006 roku I jeszcze jedna ważna uwaga. Holendrzy powierzyli to ważne zadanie nie lekarzowi, profesorowi medycyny, politykowi, tylko topowemu menedżerowi gospodarczemu znającemu się na zarządzaniu. Bo w istocie taki problem zarządczy był do rozwiązania. Wiss Dekker pracował w koncernie Philipsa. Z tego przykładu wynikają przynajmniej dwa wnioski. Po pierwsze, przy rozwiązywaniu naprawdę trudnych problemów warto myśleć nieszablonowo i sięgać po rozwiązania na pierwszy rzut oka niekoniecznie oczywiste. I po drugie, nie trzeba ponownie wymyślać koła skoro inni zrobili to już przed nami z dobrym skutkiem.
Czytaj też: Zastosowanie narzędzi jakościowych w zarządzaniu szpitalem >>>