Odsetek zagranicznych lekarzy zatrudnionych na stanowiskach asystentów znacznie wzrósł - powiedział we wtorek w Berlinie prezes stowarzyszenia Josef Duellings.
Jak podkreślił, w wielu szpitalach już ponad połowa lekarzy pochodzi z zagranicy. Zdaniem Duellingsa wiedza fachowa zagranicznych kolegów jest najczęściej dobra, jednak dyrekcje szpitali zatrudniają ich często przed uzyskaniem koniecznych kompetencji językowych.
"Ten problem ma wpływ na bezpieczeństwo pacjentów" - podkreślił Duellings, wyjaśniając, że możliwość porozumienia się jest istotnym warunkiem postawienia diagnozy i wyboru właściwego leczenia.
Związek zawodowy lekarzy Marburger Bund postulował na swoim zjeździe w lecie wprowadzenie obowiązkowych egzaminów dla zagranicznych lekarzy. "Lekarz z zagranicy musi potrafić coś więcej niż tylko zamówić pizzę na nocnym dyżurze" - powiedział szef związku Rudolf Henke.
W niemieckich szpitalach, szczególnie mniejszych, od dawna brakuje lekarzy, dlatego służba zdrowia chętnie zatrudnia obcokrajowców, również z krajów pozaeuropejskich - Syrii i Egiptu. Z kolei wielu niemieckich lekarzy podejmuje pracę za granicą - w Wielkiej Brytanii, Szwajcarii i krajach skandynawskich, tłumacząc to lepszymi warunkami pracy poza Niemcami.
Niemal połowa niemieckich szpitali z liczbą łóżek nie przekraczających 250 ma problemy z obsadzeniem wakatów. Tylko kliniki uniwersyteckie nie mają problemów ze znalezieniem personelu.
Z danych niemieckiej Federalnej Izby Lekarskiej wynika, że liczba zagranicznych lekarzy wzrosła o ponad 3 tys. (12 proc.) w porównaniu z 2010 rokiem i wynosiła 28 tys. zatrudnionych. Wzrost ten widoczny był szczególnie w szpitalach (16 proc.). Najwięcej zagranicznych lekarzy przyjechało z krajów UE: Rumunii (610), Węgier, (239), Grecji (208) i Austrii (190).
Wśród zagranicznych lekarzy pracujących w Niemczech najliczniejszą grupę stanowili pod koniec 2011 roku Austriacy (2 363), Grecy (2 224), Rumuni (2 105) i Polacy (1 636).