Józef Kielar: Według prognoz Ministerstwa Zdrowia do 2028 r. w Polsce będzie brakować 795 chirurgów ogólnych. Na niemal 500 oddziałach w Polsce dyżurują prawie 60-latkowie. Młodzi lekarze nie chcą wybierać tej specjalizacji. Dlaczego tak się dzieje?

Ryszard Kijak: Chirurgia ogólna należy do dziedziny specjalności zabiegowych, które wymagają dodatkowego talentu, czyli zdolności manualnych, a nie każdy je posiada. Również torakochirurgia, neurochirurgia, ortopedia, radiologia zabiegowa i inne. Potrzebna tu jest też pewna gotowość psychiczna do działania inwazyjnego w ludzkim organizmie. Jest to często ciężka praca fizyczna, wymagająca dużego wysiłku. Zabiegi mogą trwać wiele godzin i nie da się zrobić przerwy. Są operacje planowe, ale też nagłe, dyżurowe, o różnych porach dnia i nocy. Po skończeniu kolejnej operacji zrywasz się z drzemki o pierwszej nocy, badasz pacjenta, a potem operujesz go do rana i później. Nie każdemu odpowiada taki tryb pracy. Istnieje także ciągła presja czasu: konieczność podejmowania szybkich decyzji. Operować, czy nie? A gdy zabieg już się zacznie, trzeba brnąć dalej aż do zakończenia go, nawet gdy zadanie przerasta operatora. Pozostaje stres związany z pytaniem, czy wszystko zostało wykonane należycie. Tutaj chodzi nie tylko o zdrowie i życie pacjenta, ale także o swój własny los. Chodzi o odpowiedzialność przed sądem powszechnym w razie zarzutów prokuratorskich lub oskarżeń ze strony pacjentów i ich rodzin. I świadomość, że każdy, komu się zdaje że jest coś nie tak, salowy, wózkowy, ktokolwiek, może napisać na ciebie donos, nie wiedząc nawet, czy postępujesz zgodnie z procedurą, czy nie. No i wynagrodzenia. Zasadnicze oraz dyżurowe. Też nie zachęcają do podjęcia ryzyka decydowania się na wykonywanie specjalizacji obarczonych takimi obciążeniami. Finansowa motywacja jest zbyt mała i nie umożliwia stworzenia odpowiedniej rezerwy pozwalającej na sprostanie ewentualnym roszczeniom przy utrzymaniu siebie oraz rodziny. Według mnie zatem, wielu adeptów wydziałów lekarskich idzie na łatwiznę, wybierając inne specjalizacje, które pozwalają na wykonywanie zawodu lekarza przy mniejszym nakładzie sił i przy mniejszym ryzyku narażenia pacjentów oraz siebie na efekty niepożądane.

 

Według statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości w ostatnich dwóch latach prokuratura wszczęła 5630 spraw o błędy medyczne, do sądu skierowano i zakończono skazaniem 255 spraw. Jakie są główne przyczyny tej sytuacji szczególnie w specjalizacjach zabiegowych?

Nad głową lekarza zabiegowego (i nie tylko zabiegowego) ciągle wisi miecz Damoklesa w postaci zagrożenia zarzutami prokuratorskimi o popełnienie błędu w sztuce, czy też roszczeniami pacjentów i ich rodzin. Nikomu nie uśmiecha się kara więzienia i płacenie kilkumilionowego odszkodowania. Nie zwiększa też komfortu pracy rozwinięcie instytucji sygnalistów, gdyż z każdego drobiazgu można zrobić wielki problem i doprowadzić kogoś do ponoszenia niezasłużonych konsekwencji. Albo do tłumaczenia, że nie jest się tzw. wielbłądem. Z przytoczonej statystyki wynika, że tylko 5 proc. zarzutów okazało się uzasadnionych, a 95 procent lekarzy było bezpodstawnie nękanych przez pacjentów i prokuraturę. Powoduje to w pracy atmosferę ciągłego zagrożenia, co nie ułatwia podejmowania bardziej zdecydowanych decyzji terapeutycznych. Jest to zgubne dla pacjenta, bo unika się pewnych procedur, które mogłyby być skuteczne, ale nie gwarantują sukcesu w stu procentach. A pacjent i jego rodzina oczekują od lekarza cudów, choć przecież nie jest Panem Bogiem. I stąd roszczenia.

Czytaj w LEX: Błędy w sztuce lekarskiej w praktyce lekarza medycyny rodzinnej - aspekty prawnokarne i prawnomedyczne > >

 

Co Pana zdaniem należałoby zmienić w kształceniu przyszłych lekarzy zabiegowych, żeby nie rezygnowali z tych specjalizacji?

Na pewno potrzebne jest zmodernizowanie systemu i programu kształcenia studentów w kierunku wzbudzenia więzi emocjonalnej studenta z potencjalną specjalizacją zabiegową. Można to osiągnąć m.in. poprzez zapewnienie większego udziału studentów i stażystów w procesie przygotowania pacjentów do zabiegu, umożliwienie im bezpośredniej obserwacji zabiegów na bloku operacyjnym, a nie tylko na monitorze, włączanie do procesu opieki nad pacjentem po operacji i do dalszego postępowania. Na pewno wymaga to poszerzenia bazy dydaktycznej i klinicznej, ale tylko w ośrodkach dysponujących dużym potencjałem i zapleczem gwarantującym prowadzenie prawidłowego procesu kształcenia studentów. Nie mówię o „uczelniach” kształcących „lekarzy” metodą głównie zdalną.

 

Cena promocyjna: 42.4 zł

|

Cena regularna: 212 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 212 zł


Jakie warunki finansowe proponują młodym chirurgom dyrektorzy szpitali i czy są one zadowalające?

W ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba chirurgów zmalała o 15 proc. Specjalistów ubywa, nowych nie przybywa. Średnia wieku chirurgów w Polsce wynosi około 58 lat. Zaś 15 proc. z nich jest już w wieku emerytalnym. Z kolei, w całej Polsce, jest ok. 500 wolnych chirurgicznych miejsc rezydenckich. Niedobór specjalistów w pewnym stopniu uzupełniają lekarze z Ukrainy i Białorusi. Dyrektorzy szpitali, tłumacząc się niską wyceną procedur chirurgicznych przez NFZ, często płacą chirurgom mniej, niż innym niektórym specjalistom. Wynagrodzenie chirurga na dyżurze może wynosić 50-70 procent lekarza z SOR. To na pewno nikogo ze specjalistów nie satysfakcjonuje.

Zobacz w LEX: Powikłanie po ciężkiej operacji to nie błąd medyczny > >

 

W Polsce cały czas uprawia się chirurgię klasyczną, a na świecie standardem jest chirurgia z technikami małoinwazyjnymi, np. laparoskopia. Modna stała się też chirurgia wykonywana za pomocą robotów. Czy nadążamy za tymi tendencjami?

Moje obserwacje i doświadczenie zdobyte podczas 45 lat pracy w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku nie wskazują, abyśmy nie nadążali za światowymi osiągnięciami współczesnej medycyny, wręcz przeciwnie. Wiele polskich szpitali dysponuje nowoczesnym sprzętem, a jeśli nie mają stałej obsady lekarskiej do jego wykorzystania, to często doraźnie przyjeżdżają specjaliści z większego ośrodka. Natomiast kwalifikacja do określonej procedury chirurgicznej zależy od wielu czynników, a przede wszystkim od stanu miejscowego i ogólnego pacjenta. Czasem okazuje się, że rozpoczęta metodą laparoskopową operacja wymaga konwersji na klasyczną. Jednak jeśli nie pojawią się następcy, osiągnięty poziom dziedzin zabiegowych zacznie szwankować i nastąpi regres. I wtedy teza zawarta w pana pytaniu stanie się rzeczywistością.

Czytaj również: Kempisty: Inwestycja w chirurgię robotyczną się zwraca

 

Obowiązkowe OC lekarza pracującego na umowie cywilnoprawnej stanowi ochronę w wysokości 75 tys. euro na jedno zdarzenie i 350 tys. euro na wszystkie zdarzenia. Tymczasem najwyższe odszkodowanie, jakie w Polsce zasądzono w 2014 roku za błędy medyczne wyniosło 5 milionów złotych. Czy w związku z tym nie należałoby podwyższyć sumy ubezpieczenia, żeby np. chirurg miał lepszą ochronę i pewność, że nie straci np. osobistego majątku?

Obowiązkowe OC faktycznie w dzisiejszych czasach jest zbyt niskie. Jednak o ile wiem, lekarz podlegający obowiązkowemu OC podmiotów wykonujących działalność leczniczą, może wykupić sobie dobrowolne ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej dające ochronę powyżej sumy gwarancyjnej, która wynika z jego umowy obowiązkowego ubezpieczenia OC. Jest to tzw. ubezpieczenie nadwyżkowe. I każdy przezorny, rozsądny lekarz powinien się w ten sposób "doubezpieczyć".

Sprawdź w LEX: Odpowiedzialność karna lekarza dentysty za błąd medyczny > >