Ekspert jest też członkiem zespołu DELab UW oraz laureatem stypendium START Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej.  

Patrycja Rojek-Socha: Jak bardzo zmieniły się sposoby ściągania filmów i muzyki, w porównaniu z tym, z czym mieliśmy do czynienia w Polsce na świecie choćby na początku lat 90.? 

Wojciech Hardy: Mamy tak dynamiczny rozwój technologii, że w ciągu 20 lat - w zasadzie w sposób ciągły – nieautoryzowany obrót treści przechodzi ewolucję. Pod koniec XX wieku kopie częściej zapisywaliśmy na różnego rodzaju nośnikach. A tak mniej więcej na przełomie XX i XXI wieku pojawiły się - wraz z rozwojem internetu - pierwsze oprogramowania do wymiany tzw. peer to peer, pozwalające na bezpośrednią wymianę między użytkownikami. Przykład? Na początku choćby słynny Napster  - umożliwiający wymianę plików z muzyką pomiędzy internautami. 

 


Można powiedzieć, że to był moment przełomowy? 

Tak, bo właśnie temu etapowi przypisuje się spadek przychodów w branży muzycznej, po wielu latach wzrostu. Bo płyty były dość drogie i zawierały cały pakiet piosenek, a nagle pojawiła się alternatywa ściągania za darmo wybranych piosenek i trzymania ich na urządzeniach, nie na płytach. Oczywiście reakcja przemysłu muzycznego była bardzo silna. Starano się to zastopować.  Głośne było choćby pozwanie Napstera przez Metallicę za utwór "I Disappear”. Sprawa przerodziła się w ogólnoświatową debatę na temat legalności ściągania muzyki z internetu. Przy czym Napster był tylko jedną twarzą całej zmiany, która zachodziła w świecie cyfrowym. Pojawiły się pierwsze z legalnych źródeł plików - na początku na największą skalę iTunes. Serwisów takich jak Napster pojawiło się więcej, wymiana plików stała się bardzo popularna. W Polsce popularność zdobył np. umożliwiający dzielenie się plikami serwis chomikuj.pl. 

Podobny trend był też na świecie? 

Na świecie szło to nieco odmienną ścieżką – o ile w Polsce długo królował przedtem wspomniany Chomikuj.pl, na który wgrywa się pliki, o tyle w reszcie świata popularniejsza stała się raczej sieć BitTorrent i serwisy takie jak The Pirate Bay. Różnica jest taka, że w tym przypadku serwisy jedynie pomagają połączyć użytkowników, a sama wymiana zachodzi już bezpośrednio między nimi.  Ostatecznie jednak i u nas i w innych krajach europejskich czy w USA nastąpiła kolejna istotna zmiana - z możliwości ściągania pojedynczych plików do usługi w formie streamingu, i to zarówno jeśli chodzi o legalną alternatywę jak i piractwo. W ostatnich czasach popularny stał się też stream ripping - dający możliwość zapisywania streamów na dysku w formacie plików. Np. z Youtube gdzie są wrzucane teledyski w sposób autoryzowany, a specjalne aplikacje umożliwiają wyciągnięcie z tego teledysku ścieżki dźwiękowej i zapisanie jej na dysku. 

Wracając do współczesności - jak wygląda legalność ściągania muzyki, filmów w Polsce? 

W Polsce samo ściąganie jest legalne i w ramach tzw. dozwolonego użytku można z tych treści korzystać. Nie można ich natomiast udostępniać. 

Czytaj: Prof. Markiewicz: Prawo autorskie surowsze dla portali, łagodniejsze dla internautów >>

Polacy są tego świadomi? 

Nie bardzo. Był taki raport Centrum Cyfrowego, w którym przedstawiono ludziom różne sytuacje do oceny, czy to jest legalne czy nie, większość się w tych ocenach myliła - twierdząc, że wszystko jest nielegalne. Z drugiej strony to wcale nie oznacza, że tak myśląc unikamy nieautoryzowanych źródeł. Korzystanie z nielegalnych źródeł jest w Polsce bardzo popularne, a ok. 50 proc. internautów jeszcze rok, czy dwa lata temu przyznawało, że coś ściągnęło. Nie jest to też traktowane jako coś szczególnie nieetycznego, chyba, że w naszej świadomości wiąże się z bezpośrednią szkodą dla właścicieli praw autorskich. 

No dobrze, a kim jest statystyczny "pirat"?  

Młody człowiek, którego nie stać, by inwestować i płacić za treści – lub przynajmniej tak twierdzi. Dlatego tego nie robi i woli muzykę czy filmy pozyskiwać z darmowych źródeł. Jak się spojrzy na badania dotyczące wpływu na sprzedaż ogółem, to znakomita większość z nich pokazuje, że ten wpływ jest negatywny. Co ważne, efekty jednak te są znacznie mniejsze niż stosunek jeden do jednego, czyli nie jest tak, że jeden utwór z nielegalnego źródła to jeden mniej opłacony utwór. W większości przypadków jest tak, że do transakcji i tak by nie doszło, nawet gdyby nie było tzw. piractwa.

A może to pewien rodzaj inwestycji. Młodzi się wciągają, ukulturalniają i w przyszłości będą np. kupować płyty ulubionych wykonawców? 

Wątek jest na pewno ciekawy, ale nie znam badań, które mogłyby to potwierdzić. Może i tak jest. Wystawiamy ludzi na dużo kultury, pozwalając im wcześnie zacząć – często w momencie, w którym i tak nie mają własnych pieniędzy żeby płacić. Mogą się przyzwyczajać do kultury.

Czy obowiązujące przepisy wystarczająco chronią np. prawa wykonawców, czy warto byłoby coś zmienić? 

I tu jest odwieczny problem. Bo nie jest tak, żeby nie mogłoby być lepiej, ale z drugiej strony, trudno jest znaleźć takie rozwiązanie, które nie spowodowałoby wylania dziecka z kąpielą. Jakbyśmy przesadzili z kontrolowaniem to równocześnie ograniczylibyśmy ludziom, których np. nie stać na kupowanie płyt lub subskrypcje i, którzy i tak nie zapłacą, dostęp do kultury. A z drugiej strony często jest też tak, że te osoby i tak płacą - bo np. idą na koncert, albo do kina, a następnie sięgają w sieci po film czy muzykę. Ponadto większość raportów pokazuje, że osoby korzystające w najwyższym stopniu ze źródeł nielegalnych, to te same co także wydają relatywnie dużo na źródła legalne. Karząc więc tych najczęściej korzystających z nielegalnych źródeł karalibyśmy też najlepszych klientów. Niedobry jest natomiast brak świadomości co jest właściwie dozwolone, a co nie. Są organizacje, które starają się tę wiedzę poszerzyć i są związki artystów, które - można powiedzieć - nadużywają w tym kontekście słowa kradzież. 

 

Czyli co nam wolno? 

Zgodnie z przepisami, z raz udostępnionych treści możemy korzystać w ramach tzw. dozwolonego użytku, czyli możemy to obejrzeć sami, w celach edukacyjnych i z osobami najbliższymi, lub rodziną. Przy czym nie jest to ściśle zdefiniowane, więc jest częściowo uznaniowe co to znaczy być bliską osobą. 

CzytajProf. Markiewicz: za ostra sankcja za nieumyślne naruszenie praw autorskich>>
 

Ściągam film, zapraszam znajomych, oglądamy go u mnie w domu. Legalnie? 

Nie jestem prawnikiem, ale według mojej wiedzy - jak najbardziej. Chyba że robimy z tego wydarzenie otwarte, albo jeśli ten ściągnięty film wrzucamy na grupę, gdzie są setki naszych znajomych i trudno udowodnić że wszyscy są nam "bliscy". Wtedy przekraczamy granicę.  Bo na pewno nie wolno udostępniać jakichkolwiek plików publicznie, niezależnie od tego czy czerpiemy z tego korzyści, czy też nie. Przykład? Sieci peer to peer - one właśnie polegają na tym, że jak coś ściągamy, to równocześnie udostępniamy to co ściągnęliśmy. Więc nawet jeśli chodzi nam tylko o ściągnięcie filmu, to korzystając z takiej sieci, łamiemy prawo - poprzez udostępnianie.