Pierwsze czytanie odbyło się 7 marca. Projektowana zmiana zakłada, że z definicji gwałtu znikną znamiona przymusu, podstępu i groźby bezprawnej. Do czynu dojdzie, jeżeli sprawca nie uzyska zgody drugiej strony.

Zgodnie z art. 197 kodeksu karnego karze podlega sprawca, który przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego. A to sprawia, że organy ścigania i sądy rozpatrują - i każą wykazywać pokrzywdzonej - że stawiała opór i wyraźnie komunikowała sprawcy swój sprzeciw.  Stąd tak kuriozalne orzecznictwo, jak wyrok z 2020 r. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu uznał, że czternastolatka nie została zgwałcona przez swojego 26-letniego kuzyna, bo... nie krzyczała. Sąd wyrok trzech lat więzienia zamienił na rok w zawieszeniu. Problematyczne są też przypadki wykorzystania osoby, która jest pod wpływem środków odurzających albo przypadki wymuszania zgody na seks.

Czytaj: Gwałt zawsze, gdy nie było zgody - w czwartek pierwsze czytanie projektu noweli >>

Nowa definicja gwałtu - potrzebne mądre przepisy, a nie notariusz >>

Problem widzą także sędziowie

Sędzia Jakub Kościerzyński, przewodniczący Zespołu do spraw Prawa Karnego Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”, przypomina, że przy opiniowaniu, jeszcze wówczas projektu nowelizacji kodeksu karnego (nowela weszła w życie od 1 października 2023 r.) zaostrzającego odpowiedzialność m.in. za przestępstwa zgwałcenia, zespół wskazywał na potrzebę zmiany definicji zgwałcenia. - Podnosiliśmy, że jeśli ustawodawca chce rzeczywiście i mądrze  zreformować prawo w tym zakresie, to potrzebna jest inna zmiana. Wskazaliśmy, że zamiast wprowadzać nowe przepisy, dotyczące kolejnych rodzajów zgwałceń, należałoby raczej rozszerzyć pole odpowiedzialności karnej za przestępstwo zgwałcenia, albo inne wymuszania seksualne, poprzez wprowadzenie dodatkowego znamienia w postaci braku zgody na obcowanie płciowe czy na poddanie się innej czynności seksualnej albo na wykonanie takiej czynności. Zastrzegliśmy jednak, że wymagałoby to pogłębionej analizy poglądów doktryny, rzetelnej analizy prawno-porównawczej, jak to jest w innych krajach, a przede wszystkim rzetelnych badań psychologiczno-socjologicznych, w zakresie rozwoju relacji intymnych między ludźmi. Bo w praktyce orzeczniczej niejednokrotnie spotykane są takie sytuacje, że osoba pokrzywdzona zgwałceniem nie wyrażała zgody na obcowanie płciowe a jednocześnie sprawca nie działał przemocą, groźbą bezprawną ani podstępem - zaznacza sędzia.

- Nie ulega żadnej wątpliwości, że potrzebujemy zmiany, bo ta ochrona przed przemocą seksualną, która obowiązuje w naszym systemie prawnym, jest absolutnie niewystarczająca, o czym najlepiej świadczą statystyki - podkreśla natomiast dr Grzegorz Wrona, certyfikowany specjalista i superwizor z zakresu przeciwdziałania przemocy w rodzinie. - Jesteśmy jednym z nielicznych krajów w Radzie Europy, gdzie są praktycznie minimalne statystyki dotyczące przemocy seksualnej. A to dlatego, że pojęcie zgwałcenia jest bardzo wąskie, co skutkuje tym, że zgłoszeń i skazań jest niewiele. Zmiana musi więc iść w takim kierunku, by zwiększać ochronę osób pokrzywdzonych - wskazuje.

 Na możliwe problemy zwraca uwagę również sędzia Jolanta Jeżewska z Sądu Rejonowego w Gdyni.  - Zgadzam się z tym, że nie możemy naruszać zasady domniemania niewinności i przesuwać ciężaru dowodu, ale moim zdaniem zmiany na wielu płaszczyznach są potrzebne, bo obecnie zbyt często skupiamy się na rozważaniu, czy pokrzywdzona, w jakiś sposób mogła sobie na swój los zasłużyć. Roztrząsa się się, w co była ubrana ofiara, czy była trzeźwa i dlaczego wracała sama późno w nocy, skoro wiadomo, że okolica jest niebezpieczna, a ja jako karnistka i jako kobieta uważam, że z tym stereotypowym myśleniem trzeba definitywnie skończyć, bo kobieta ma prawo się upić i wyjść sama w nocy i nikt nie ma prawa jej skrzywdzić, a państwo ma obowiązek zapewnić jej bezpieczeństwo - podkreśla sędzia Jeżewska. Niestety - jak mówi - takiego stereotypowego myślenia o zgwałceniu dopuszczają się również sędziowie. - Są oni tylko ludźmi, stąd faktycznie zdarzają się orzeczenia, w których podnosi się na przykład, że kobieta wiedziała, na co się pisze albo co najmniej powinna była przewidzieć niebezpieczeństwo, skoro dała się sprawcy zaprosić do mieszkania albo spożywała z nim alkohol. Obecnie jako społeczeństwo w zbyt dużym stopniu przerzucamy ciężar odpowiedzialności na ofiarę - zaznacza.

 

Będzie potrzeba dostosowania innych przepisów  

Profesor Włodzimierz Wróbel, przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego, ocenia, że problemem w zakresie definicji zgwałcenia jest praktyka, a konkretnie definiowanie, a raczej dowodzenie przez sądy zgwałcenia związanego ze stosowaniem przemocy.

- Tę przemoc - bardziej z punktu widzenia dowodów – określa się dość wąsko, przyjmując, że zachodzi ona dopiero wtedy, gdy ofiara stawia trwały, widoczny opór. Tymczasem bezpośrednio takiego warunku nie ma w przepisie kodeksu karnego (art. 197), ale sądy, szukając dowodów, odwoływały się właśnie do takiego właśnie kryterium. Obserwując jak zmienia się ustawodawstwo w tym zakresie w innych krajach, myślę, że choćby ze względów edukacyjnych to jest ten moment, kiedy zmiana ustawy może wpłynąć na zmianę praktyki. Zasadne jest więc wyraźne wskazanie, że do zgwałcenia dochodzi nie tylko przez użycie przemocy, groźby czy podstępów, ale także wówczas, gdy sprawca w inny sposób doprowadza ofiarę do współżycia czy innej czynności seksualnej, mimo braku jej zgody - wskazuje.

Dodaje, że potem pojawi się jeszcze kwestia dostosowania do pozostałych przepisów, np. w takich sytuacjach, kiedy osoba pokrzywdzona, z różnych przyczyn, zgody nie może wyrazić. - I pewnie to powinno zostać zrównane ze zgwałceniem. Przy czym należy uważać, by przez zbyt toporne regulacje nie ograniczać autonomii seksualnej osób z różnymi ograniczeniami sprawności intelektualnej - podsumowuje.