W połowie maja Ministerstwo Sprawiedliwości poinformowało, że pracuje nad zmianami w zakresie alimentów. Powołana została nawet specjalna grupa, która ma zająć się tablicami alimentacyjnymi. Rozpatrywane są m.in. modele tablic obowiązujące we Francji, Austrii, Czechach czy Niemczech. Resort chce też wrócić - jak zapowiadał - do pomysłu alimentów natychmiastowych, których wprowadzenie obiecywał też poprzedni rząd, ale różne projekty utknęły na etapie prac parlamentarnych i rządowych. Prawnicy podkreślają jednak, że choć kierunek jest dobry, problemu nie rozwiąże bo nadal szwankuje np. egzekucja długów alimentacyjnych. Nie ma też mechanizmów pozwalających na weryfikację zarobków rodzica, który ma alimenty płacić. - Umyka systemowi, bo nie ma mechanizmów pozwalających choćby na skontrolowanie pracodawcy i tego co alimenciarz dostaje pod stołem - wskazują nasi rozmówcy.

Czytaj: Wraca sprawa alimentów natychmiastowych, w MS trwają prace >>

 

Długi alimenciarzy stale rosną

Z danych z czerwca br. - z Krajowego Rejestru Długów - wynika, że wartość nieopłaconych alimentów wynosi obecnie 15,4 mld zł i jest jedną z najwyższych kwot w historii. 

- Średni dług alimentacyjny wynosi 53 tys. zł, ale jeśli narastał przez wiele lat, a dłużnik konsekwentnie unikał obowiązku alimentacyjnego, to w praktyce może on przekroczyć nawet 10-krotność tej kwoty. A wówczas prawdopodobieństwo, że te pieniądze kiedykolwiek trafią do dziecka, jest praktycznie bliskie zeru - zaznacza Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej. W jego ocenie w Polsce brakuje systemu ustalającego odgórnie wysokość alimentów. - Kwotę każdorazowo ustala sąd, oceniając potrzeby dziecka i możliwości finansowe rodzica. W efekcie wielu dłużników w zaświadczeniu o zarobkach wykazuje wynagrodzenie minimalne, podczas gdy rzeczywiste pieniądze za pracę otrzymuje od pracodawcy "pod stołem", albo też latami ukrywa majątek przed komornikiem, by nie płacić swoich zobowiązań - dodaje.

Czytaj: Spraw o alimenty jest mniej, ale są bardziej skomplikowane >>

 

Jest źle, bez zmian będzie jeszcze gorzej   

Problem dostrzegają m.in. komornicy. Tomasz Wejman, komornik sądowy przy Sądzie Rejonowym w Jarocinie, zwraca uwagę na kilka problemów systemowych. - Spodziewam się systematycznego obniżania skuteczności egzekucji alimentów. Obowiązujące od początku 2019 roku ustawy komornicze wprowadziły rozwiązania, które poważnie utrudniają jej efektywne prowadzenie. Ich autorzy położyli nacisk na osobiste wykonywanie przez komornika czynności. Tymczasem sprawy o egzekucję alimentów prowadzone są latami i wymagają, by komornik posiadał odpowiednie zasoby osobowe i rzeczowe, które zapewnią jak najczęstsze dokonywanie czynności i sprawne kontrolowanie przebiegu postępowań - mówi.

Jak wyjaśnia, chodzi m.in. o asesorów komorniczych, którzy - według niego - stanowili profesjonalne wsparcie komorników przy egzekucji świadczeń alimentacyjnych. - Pozbawiono ich szeregu uprawnień, a nadto nałożono na nich obowiązek otwarcia w terminie 6 lat od powołania na stanowisko asesora, własnej kancelarii pod rygorem utraty prawa do wykonywania zawodu. Z jednej strony komornik traci więc wsparcie asesora, z drugiej - powstają jednoosobowe kancelarie. Obie rzeczy nie służą dobrze skuteczności egzekucji świadczeń periodycznych m.in. alimentów. Dokonano też milowego kroku wstecz w zakresie finansowania egzekucji, rezygnując z mechanizmu corocznego waloryzowania opłat  - zauważa.

Sprawdź też w LEX: Czy kobiecie przysługuje roszczenie o alimenty od rodziny zmarłego ojca jej dzieci? >

 

Na ręce Rolex, a przed sądem najniższa krajowa

Zgodnie z art. 282 par. 3 kodeksu pracy pracodawca, który wbrew obowiązkowi wypłaca wynagrodzenie wyższe niż wynikające z zawartej umowy o pracę, bez dokonania potrąceń na zaspokojenie świadczeń alimentacyjnych, pracownikowi, który jest dłużnikiem alimentacyjnym - podlega karze grzywny od 1500 zł do 45 000 złotych. Tyle, że jak podkreślają prawnicy, nie ma skutecznego mechanizmu kontroli w tym zakresie.

Mówi o tym m.in. adwokatka Danuta Wawrowska, pomysłodawczyni kampanii "Alimenty to nie prezenty" i projektu systemowych zmian w zakresie alimentów.

- Dłużnicy alimentacyjni i pracodawcy nadal kombinują z zatrudnianiem jedynie na minimalne wynagrodzenie, by resztę płacić pod tzw. stołem i pomimo dobrych przepisów w tym zakresie, nie funkcjonuje system odpowiedniej kontroli i brakuje skutecznych mechanizmów. - Nadal mam sprawy, kiedy ewidentnie wypłacane jest wynagrodzenie pod stołem, bo w zaświadczeniu o zarobkach widnieje wynagrodzenie minimalne, zaś pracodawca szukając osoby na stanowisko niższe, podległe adwersarzowi podaje w ofercie np. kwotę 7 tys. zł. W pozwie zaznaczyliśmy, że osoba pozwana zarabia co najmniej 7 tys. zł, bo dysponowaliśmy ofertami na podległe mu stanowisko, ale sąd tego nie uznał, oparł się na zaświadczeniu pracodawcy. Tymczasem w takiej sytuacji powinna być z automatu uruchamiana kontrola pracodawcy przez powołane do tego organy PIP czy urzędu skarbowego - wskazuje adwokatka.

Czytaj też w LEX: Egzekucja z wynagrodzenia za pracę oraz renty a sumowanie dochodów z kilku źródeł >

Potwierdza to Joanna Hetman-Krajewska, radca prawny w Kancelarii Prawniczej PATRIMONIUM. - Przykładowo po drugiej stronie mieliśmy pana, który twierdził, że nie może płacić alimentów w określonej wysokości, bo jest bezrobotny, chory, przedstawiał dokumentację medyczną, skarżył się, że co prawda ma samochód, ale nie stać go na benzynę, więc dojeżdża do sądu tramwajem. A potem okazało się, że do sądu przyjeżdża drogim samochodem. Wystąpiliśmy nawet, żeby sąd zwrócił się do Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierujących z pytaniem do kogo należy to auto. Adwersarz ostatecznie sam się przyznał, że do niego – mówi.

I dodaje, że obowiązujące przepisy nie pomagają. - Dłużnicy alimentacyjni cały czas umykają systemowi. Mamy dużą szarą strefę, jeśli chodzi o zatrudnienie – niby formalnie takie osoby są zatrudnione na najniższą krajową, a ich wynagrodzenie jest znacznie wyższe. I trudno udowodnić, że jest inaczej – zaznacza. Dodaje, że być może pomogłoby zwiększenie liczby kontroli ze strony PIP, ale też Urzędów Skarbowych czy ZUS. - Brakuje nieuchronności kary, poczucia, że można ponieść konsekwencje, wypłacając komuś pieniądze "pod stołem". Niestety jest duże poczucie bezkarności – podsumowuje.

Czytaj też w LEX: Zbieg zabezpieczeń i egzekucji – zmiany od 25 marca 2024 r. >

Krystian Markiewicz, Marta Szczocarz-Krysiak

Sprawdź  

Zamiast kija, zwolnienie podatkowe?  

Komornicy również mają kilka pomysłów na usprawnienie systemu. - Dobrze by było, gdyby pracodawcy zobowiązani zostali do sprawdzania w Krajowym Rejestrze Zadłużonych tego, czy nowo zatrudniony pracownik nie jest dłużnikiem alimentacyjnym. Od lat obowiązuje zasada ciągłości zajęcia wynagrodzenia za pracę. W teorii wynagrodzenie dłużnika alimentacyjnego raz zajęte przez komornika, pozostaje zajęte tak długo, jak długo toczy się egzekucja, choćby po zajęciu nawiązano z dłużnikiem nowy stosunek pracy lub zlecenia albo choćby zakład pracy przeszedł na inną osobę. Oczywiście jeżeli osoba ta o zajęciu wiedziała. Kontynuacja zajęcia wchodzi w rachubę także wtedy, gdy pomiędzy ustaniem poprzedniej, a nawiązaniem nowego stosunku pracy, zachodzi przerwa czasowa - mówi komornik Tomasz Wejman.

Dodaje, że jest to możliwe, jeśli dotychczasowy pracodawca wie, że dłużnik zawarł nowy stosunek pracy, albo nowy pracodawca wie że zatrudniona osoba jest dłużnikiem i ma zajęte wynagrodzenie. - Pozyskaniu tej informacji służą umieszczane na świadectwach pracy wzmianki o zajęciu wynagrodzenia. Również dłużnik ma obowiązek zawiadomić komornika o nowym miejscu pracy.- zaznacza Wejman. Podkreśla jednak, że absolutną rzadkością jest to, że dłużnicy informują komorników o tym, że podjęli pracę u nowego pracodawcy, nie przedstawiają też nowym pracodawcom swych świadectw pracy.

- Tymczasem na komorników nałożono obowiązek wpisywania dłużników alimentacyjnych do Krajowego Rejestru Zadłużonych. To publiczny rejestr, a dane tam zamieszczone są jawne i ogólnodostępne online. Wskazanym by było, aby pracodawca miał obowiązek sprawdzić, czy zatrudniana przez niego osoba nie jest dłużnikiem alimentacyjnym, a jeżeli tak - zawiadomić o jej zatrudnienia komornika, który prowadzi sprawę alimentacyjną. Nie są to czynności skomplikowane i pracochłonne, a mogłyby okazać się o wiele bardziej efektywne od aktualnej, dość już archaicznej konstrukcji - zauważa.

Sprawdź też w LEX: Czy matce należą się zaległe alimenty, jeśli syn zmarł? >

Z kolei Robert Damski, Komornik Sądowy przy Sądzie Rejonowym w Lipnie uważa, że rozwiązaniem byłoby wprowadzanie różnych zachęt dla pracodawców, którzy mogliby np. korzystać ze zwolnień podatkowych, jeśli zatrudnią dłużników alimentacyjnych.

- Obecnie, z punktu widzenia pracodawcy, umowa o pracę z takim pracownikiem oznacza jedynie dodatkowe obowiązki. Komornik zawiadamia zakład pracy, w którym zatrudniony jest dłużnik, o prowadzonym postępowaniu egzekucyjnym i wzywa pracodawcę, aby nie wypłacał dłużnikowi całego wynagrodzenia. Co do zasady, w przypadku egzekucji zadłużenia z umowy o pracę, komornik może zająć maksymalnie połowę pensji, z wyjątkiem kwoty wolnej od zajęcia. Inaczej jest w przypadku alimentów, gdzie zajęciu podlega do 60 procent pensji i nie uwzględnia się kwoty wolnej od zajęcia - wyjaśnia. Dodaje, że jeśli pracodawca, który zatrudnia dłużnika miałby z tego tytułu ulgę w podatku, to nie tylko więcej dłużników by pracowało, ale przede wszystkim byłoby to zatrudnienie oficjalne, bo pracodawcy nie opłacałoby się zatrudnianie „na czarno”.

Czytaj też w LEX: Procedura zatrzymania i zwrotu prawa jazdy dłużnikowi alimentacyjnemu >