Wszyscy chcemy, by przestępstw było jak najmniej, a ci, którzy je popełniają, ponosili sprawiedliwe kary. Jednak co do metody, jak taki stan osiągnąć, już tak powszechnej zgody nie ma.
Minister sprawiedliwości i cały obecny rząd uważają, że najlepszym sposobem na wszelkie zło są surowe kary dla sprawców czynów zabronionych. Swoje poglądy wprowadzają właśnie w życie zaostrzając kodeks karny. Tymczasem eksperci i praktycy wymiaru sprawiedliwości zalecają więcej umiaru w tej dziedzinie.
Autorzy opracowanego właśnie w Ministerstwie Sprawiedliwości pakietu zmian w prawie karnym chętnie powołują się na oczekiwania społeczne. Rzeczywiście, większość opinii publicznej jest za prawem surowym, wręcz drakońskim. Większość jest także za przywróceniem kary śmierci, szczególnie gdy usłyszy o jakiejś odrażającej zbrodni. O to nietrudno, bo media bez „krwi na pierwszej stronie” słabo się sprzedają.
Skomplikowaną materię prawa karnego politycy reformują podpierając się argumentami z wieców i brukowych gazet. Co innego, gdy chcą podreperować swoje zdrowie. Wyboru metody leczenia nie dokonują w trybie głosowania w kolejce na korytarzu w przychodni, tylko rozmawiają o tym z lekarzem. Podobnie, gdy zepsuje im się samochód. W sprawie usunięcia usterki nie organizują plebiscytu na ulicy, tylko idą z tym do mechanika. Co szefowie resortu sprawiedliwości usłyszeliby o planowanym zaostrzaniu kar, gdyby posłuchali ekspertów?
Nie trzeba daleko szukać, nie ma nawet potrzeby zwracać się w tej sprawie do wielokrotnie już dezawuowanych przez ministra i jego doradców naukowców, sędziów czy adwokatów. Ciekawych rzeczy o skuteczności długoterminowych kar można się dowiedzieć z „Forum penitencjarnego”, wydawanego przez podległy ministrowi sprawiedliwości Centralny Zarząd Służby Więziennej. To ciekawy periodyk, niedostępny wprawdzie szerszej opinii publicznej, ale w internecie jak najbardziej (www.sw.gov.pl) . W numerze ze stycznia tego roku artykuł Hanny Świeszczakowskiej pt. „Nie tylko odwet”, w którym możemy przeczytać m.in., że przygotowywana reforma pogłębi tylko istniejącą już praktykę, w której karanie ma na celu tylko odwet i ochronę społeczeństwa przed przestępcą, a nie jego resocjalizację.
- Nawet najdłuższa kara kiedyś się kończy – zauważa autorka – i wtedy okazuje się, że człowiek wychodzący z więzienia nie nadaje się do życia na wolności.
Cytowany w artykule Krzysztof Mazur, dyrektor Zakładu Karnego w Siedlcach twierdzi, że pobyt w więzieniu trwający dłużej niż dwa lata wywołuje trwałe zamiany w psychice. Skazani próbują racjonalizować swoją sytuację, usprawiedliwiać siebie, a jednocześnie pielęgnują poczucie krzywdy, co rodzi bunt przeciw otoczeniu. Sytuację pogarsza stopniowe ubezwłasnowolnianie skazanego w czasie odbywania kary. Po latach spędzonych w więzieniu wszystkiemu on się dziwi, ma kłopoty z załatwianiem podstawowych spraw życiowych.
Według Iwony Paudyny, psychologa z tego samego zakładu karnego, niewiele jest przykładów ułożenia sobie życia po wielu latach spędzonych w więzieniu. Regułą jest raczej szybkie popełnienie kolejnego przestępstwa i powrót za kraty. Zdaniem praktyków więziennictwa, skazani przebywający w więzieniu wiele lat nauczyli się już żyć w nim, natomiast na wolności nie potrafią sobie radzić. - Kara pozbawienia wolności nie może być za długa, bo nie można nikogo uspołecznić w więzieniu – mówi prof. Kazimierz Pospiszyl z Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie.
Według większości cytowanych w artykule ekspertów - teoretyków jak i ludzi pracujących ze skazanymi, nieporozumieniem jest sytuacja, gdy kara wymierzona za jedno przestępstwo prowadzi do kolejnych naruszeń prawa. Ich zdaniem, zwiększenie liczby skazanych na długoletnie pozbawienie wolności, a do tego zmierzają projektowane zmiany, skutkować będzie powiększaniem się grupy stałych klientów wymiaru sprawiedliwości i stałych bywalców więzień.
Poglądy zaprezentowane w cytowanym artykule to żadna sensacja. Podobnych opinii nasłuchać się można na wszystkich wydziałach prawa, w sądach, w rozmowach z adwokatami. Głos więzienników o tyle jest istotny, że to ludzie najlepiej wiedzący, kogo wypuszczają po odbyciu wyroku. Ciekawe jest też, że podobne opinie wygłaszane są pod bokiem ministra, który jak taran zmierza do znacznego zaostrzenia kar za kilkadziesiąt przestępstw, który chce ograniczyć możliwość zawieszania kar i przedterminowego zwalniania skazanych. A więc chce, by skazani po wiele lat siedzieli w odosobnieniu, podczas gdy - przypomnijmy - już po dwóch latach zachodzą istotne zmiany w ich psychice. Jeśli tylko wystarczy na to miejsc w więzieniach, hodować tam będą niebezpiecznych dla otoczenia dewiantów.
Dyrektor Krzysztof Mazur z siedleckiego zakładu karnego uważa, że każdy sędzia, który ma skazywać ludzi na kary pozbawienia wolności, powinien przyjść do więzienia i zobaczyć, do jakiego miejsca ich wysyła. Także po to, by odpowiedzieć sobie na pytanie, czy może ono pozytywnie wpłynąć na człowieka, a zwłaszcza zapobiec temu, by po wyjściu na wolność nie chciał dalej popełniać przestępstw.
Może takie ćwiczenie przydałoby się też ministrowi sprawiedliwości i jego doradcom, a także posłom i senatorom, zanim zagłosują za nowym, znacznie surowszym kodeksem karnym.