Gazeta pisze także, że duża liczba wyroków (obecnie ponad 2 tys osób odbywa je w więzieniach, a ponad 40 tys. ma wyroki w zawieszeniu), niepokoi to rowerzystów. Chcą zmiany przepisów na łagodniejsze. – Nie proponujemy zmian po to, by móc jeździć po pijanemu – mówi „Rz” Marcin Chłodnicki, prezes Stowarzyszenia MTB Kielce. I dodaje, że prawo musi być życiowe. Proponowane przez cyklistów zmiany miałyby iść generalnie w kierunku złagodzenia sankcji. Miłośnicy dwóch kółek znaleźli też sprzymierzeńców wśród posłów, z których część także uważa, że liczba procesów i skazanych "z tego paragrafu" jest nieadekwatna do skali zagrożeń.
Trudno powiedzieć, czy ta inicjatywa ustawodawcza ma szanse na finał w postaci nowelizacji Kodeksu karnego. Dyskusja na ten temat toczy się od wielu lat i doprowadziła nawet do wyrku Trybunału Konstytucyjnego. Na pytanie prawne Sądu Rejonowego we Wschowie TK odpowiedział, że karanie pijanych rowerzystów według zasad, jakie stosuje się wobec nietrzeźwych kierowców, jest zgodne z konstytucją.
Sprawa teraz wraca, ale wbrew temu, co pisze "Rzeczpospolita", problemem nie jest tylko nadmierna surowość prawa wobec cyklistów "po piwie". Zresztą angażowanie się organizacji zrzeszających rowerzystów - turystów w zwalczanie tych przepisów ma nieco dwuznaczny wymiar. Jeśli ktoś rower traktuje jako środek rekreacji, konieczność powstrzymania się w tym czasie do spożywania alkoholu nie powinna dla niego być problemem.
Co innego ci, dla których rower jest środkiem transportu do miejsca, w którym można "się napić". To właśnie ta grupa jest realnym i poważnym problemem dla wymiaru sprawiedliwości. Jeśli więc dojdzie do sejmowych prac nad projektem, ma on szanse na wsparcie - otwarte lub nieoficjalne - także ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości.
Na czym polega problem? A na tym, że w zakładach karnych przebywa ponad dwa tysiące ludzi, których tam być nie powinno. Niektórzy funkcjonariusze służby więziennej to nawet otwarcie mówią, że nonsensem jest zamykanie wioskowego pijaczka, którego policjant złapał na prowadzeniu (czasem dosłownie) roweru. Szczególnie gdy brakuje miejsc dla prawdziwych przestępców.
W praktyce odbywa się to tak, że zatrzymany na "prowadzeniu w stanie nietrzeźwości" dostaje wyrok w zawieszeniu. To jest tych 40 tys. odbywanych obecnie wyroków. Jednak spora część z tej grupy to ludzie chorzy na chorobę alkoholową, często w zaawansowanym stadium, którzy nie są w stanie dotrzymać warunków zawieszenia kary. Jeśli pojadą ponownie rowerem na piwo i zostaną złapani, są już recydywistami, których sąd musi skazywać na bezwzględną karę pozbawienia wolności. To jest ta stale utrzymująca się grupa ponad dwóch tysięcy skazanych zajmujących miejsca w zakładach karnych. Zdaniem więzienników bez sensu, ponieważ nie są oni zbyt groźni dla otoczenia, a pobyt za kratami nic już w ich życiu, mentalności i postawie nie zmieni. Szczególnie, że nie stosuje się wobec nich żadnego leczenia.
Sędziowie niechętnie skazują takie osoby, ale jeśli już "sprawca" zostaje doprowadzony, nie mają wyjścia. Pewną rolę odgrywa w tej dziedzinie aktywność policji. Z badań prowadzonych przez emerytowanego prokuratora Jana Malca wynika, że są duże różnice w wykrywalności tego typu przestępstw w różnych gminach, nawet sąsiednich. Zdaniem autora wyraźnie widać, że policjanci z niektórych posterunków wyraźnie rygorystycznie podchodzą do rowerzystów - recydywistów, i ci zaludniają więzienia, a z innych wolą ich nie zauważać, co ułatwia życie sądom i służbie więziennej.
Problem niewątpliwie jest i propozycja pewnych zmian w Kodeksie karnym zasługuje na przedyskutowanie. Czy jednak uda się znaleźć rozwiązanie, które pozwoli nie zamykać do więzień chorych pijaczków, a jednocześnie nie stworzy zachęty do większej swobody w spożywaniu alkoholu przez zdrowych użytkowników dróg? Liczby zatrzymywanych przez policję nietrzeźwych kierowców pokazują, że to jest w Polsce poważny problem społeczny.