Krzysztof Sobczak: W praktyce sądowej stosowano już różne sposoby przydzielania spraw sędziom. Czy ta niedawna zmiana, wprowadzająca zasadę losowania jako jedyną i powszechnie obowiązującą metodę, była potrzebna? Czy to dobra zmiana?

Paweł Rygiel: Przed wprowadzeniem tej reformy przepisy regulaminowe przewidywały, mniej lub bardziej skonkretyzowane, zasady przydziału spraw. Potrzeba bardziej ścisłego uregulowania tej kwestii była postulowana, tak z uwagi na zobiektywizowanie przydziału spraw i dążenie do zrównoważenia obciążenia sędziów, jak i w związku z rozwojem prawa i wykształceniem pojęcia „sędziego właściwego”, jako gwarancji o charakterze ustrojowym.

Czytaj: Losowanie spraw w sądach przechodzi chrzest bojowy>>
 

Jak należy rozumieć pojęcie sądu właściwego?

Jest to sąd należycie umocowany ustrojowo do rozpoznania sprawy, a w jego ramach mieści się także gwarancja braku zewnętrznego wpływu na dobór sędziego rozpoznającego konkretną sprawę. A więc chodzi także o pewne zobiektywizowanie kryteriów przydziału spraw poszczególnym sędziom.
 

Losowanie chyba spełnia te wymagania?

Tak, z tego punktu widzenia abstrakcyjne losowanie spełnia to kryterium. Ale przy wyznaczaniu spraw dla sędziów musi być spełnionych więcej warunków. Ma to być przydział obiektywny, ale także uwzględniający prawa stron, w tym do sprawnego i szybkiego postępowania, jak też zapewniający możliwość sprawnego funkcjonowania organizacyjnego sądów.  W konsekwencji sposób przydziału spraw sędziom musi uwzględniać wszystkie te elementy.

 

Przy tych dwóch ostatnich kryteriach losowanie nie musi już być idealnym systemem?

I nie jest. Sędzia Sądu Najwyższego Jacek Gudowski twierdzi na przykład, że nie ma na to lepszej metody niż dobry przewodniczący wydziału, który w swoich decyzjach uwzględnia wszystkie te aspekty.

 

Ale mamy teraz losowanie jako zasadniczy system.

Tak ustawodawca zdecydował, kładąc nacisk na ten pierwszy czynnik, czyli obiektywizm wyboru sędziego. Można to interpretować jako przejaw braku zaufania do osób dotąd decydujących o przydziale spraw. Jak rozumiem, według autorów zmian w ustawie o ustroju sądów powszechnych i w regulaminie sądów, losowanie przez narzędzie informatyczne ma być już całkowicie zobiektywizowane i wolne od wpływu zewnętrznego. Jednak takie założenie jest fałszywe, skoro przy konstruowaniu informatycznego narzędzia losującego, na jakimś etapie, udział musi mieć czynnik ludzki, jak też zawsze możliwa jest ingerencja człowieka w już funkcjonujący system. Z tego punktu widzenia istotne znaczenie ma przejrzystość systemu losującego. Tymczasem nie są ujawniane kryteria jego funkcjonowania, co może budzić zastrzeżenia i podejrzenia co do obiektywizmu doboru spraw sędziom.

 

Ale gdyby nawet tych zastrzeżeń nie było, to jednak jest dość duża przestrzeń pomiędzy decyzjami "dobrego przewodniczącego" i maszyną losującą. Czy dobre jest takie ortodoksyjne stawianie sprawy, że dobra jest jedna albo druga skrajność?

Można sobie wyobrazić, że samo losowanie nie byłoby złe, o ile byłoby dobrze skonfigurowane, ale to jest niezwykle trudne.

 

Trudne, czy niemożliwe?

Nie wiem, czy niemożliwe. Wszystko zależy od przyjętych parametrów dla takiego systemu losowania. Faktem jednak jest, że jest to instrument nieelastyczny. Może więc być tak, że przydział spraw będzie cały czas równy dla wszystkich sędziów, ale wystąpią wtedy kłopoty z funkcjonowaniem całego systemu, ponieważ nierówności pojawią się na innym etapie. Bo np. referaty części sędziów będą rosły szybciej niż innych.

 


Będą rosły sędziom pracującym wolniej?

Nie tylko tym, także sędziom, którym system wylosuje więcej spraw trudnych lub skomplikowanych. Zapewne w dłuższej perspektywie liczba spraw trudnych i prostych w referatach różnych sędziów wyrówna się, bo zadziałają prawa statystyki, ale w krótszych okresach to może być problem.

 

A wymagana przez system kategoryzacja spraw, przed wprowadzeniem do bazy, pomaga w niwelowaniu tego problemu?

Mam co do tego poważne wątpliwości. Kategoryzacja spraw jest próbą obiektywizowania czegoś, co z natury rzeczy nie jest obiektywne. Jest ona dokonywana na wstępnym etapie sprawy, tylko na podstawie treści pozwu, z uwagi na przedmiot sprawy. Dla każdego praktyka jest oczywiste, że nie są porównywalne sprawy nawet o tym samym przedmiocie.

 

Czy to jest wykonalne? Tak w ogóle, czy na tym etapie i na bazie tej wiedzy wynikającej tylko z pozwu?

Według mnie nie jest wykonalne, bo do tych wszystkich wspomnianych wcześniej czynników dochodzi jeszcze problem specjalizacji. Bo przecież z jednej strony z losowania do jednego sędziego mogą trafić sprawy z dziedziny, którą on dobrze zna, a do innego takie, które dla niego są trudne, albo z dziedziny, którą nigdy się nie zajmował. Stąd każdy sędzia będzie potrzebował innego czasu i innego nakładu pracy dla rozpoznania takiej samej sprawy. Nie umiem sobie wyobrazić, jak system informatyczny ma sobie z tym poradzić, a do tego nie wiemy, jak on został do takiego zadania zaprogramowany.

 

Cały czas mówimy o wyznaczaniu spraw dla konkretnych sędziów, ale sprawa chyba komplikuje się, gdy sąd ma je rozpatrywać w składzie wieloosobowym.

Owszem, a problem ten dotyczy szczególnie sądów odwoławczych, gdzie sprawy są rozpatrywane z reguły w składach trzyosobowych. Bardzo trudno tu zrealizować założenie mniej więcej równomiernego obciążenia sędziów. Pamiętać należy, że istotą rozpoznawana spraw przez sędziów w sądach odwoławczych jest to, że orzekają oni – z założenia – na takiej samej liczbie wokand, z taką samą liczbą spaw. Problem pojawia się więc wówczas, gdy na skutek losowania dochodzi do zróżnicowania wielkości referatów poszczególnych sędziów, co już ma miejsce.

 

Jeszcze jest chyba problem podobnej liczby spraw, w których sędzia występuje jako referent i jako członek składu orzekającego. Bo inne jest obciążenie pracą, w zależności od tego, którą z tych ról sędzia pełni.

To prawda. A sytuację można jeszcze bardziej skomplikować, ponieważ w sądach okręgowych, w wydziałach odwoławczych,  są też sprawy rozpatrywane w składach jednoosobowych, a więc tam obciążenie pracą wygląda jeszcze inaczej. W każdym razie w sądach odwoławczych samo losowanie "jedna sprawa dla jednego sędziego" nie rozwiązuje problemu losowania składów orzekających. Już widzimy, że to kreuje dość duży chaos organizacyjny, który prowadzi do tego, że wydziały odwoławcze przestają sprawnie funkcjonować. Bo wszystko staje się nieprzewidywalne. Jeśli dziś uczestnik postępowania zastanawia się, kiedy jego sprawa trafi na wokandę, to musi mieć świadomość, że to może zależeć od tego, do którego sędziego-referenta  zostanie ona wylosowana. Bo już jest tak, że na skutek losowania mamy różne ilości spraw w referatach. I jeśli są one wstawiane na wokandę według kolejności wpływu, to będą też różnice w oczekiwaniu na ich rozpatrzenie. Do tego dochodzi jeszcze problem, bardzo kłopotliwy z punktu widzenia sędziów, polegający na tym, że w tym systemie losowym i przy zasadzie niezmienności składów, każde odroczenie rozprawy powoduje konieczność uwzględnienia udziału w kolejnych rozprawach, poza obciążeniem wynikającym z planowych sesji. Sami musimy to zorganizować i uwzględnić w naszych planach pracy. No i tak to skoordynować, żeby było możliwe spotkanie na sali rozpraw w tym samym składzie. Im większy wydział, tym trudniej to zorganizować. 

 

Dwa porządki organizacyjne muszą funkcjonować obok siebie?

Tak właśnie jest, a na to nakłada się jeszcze to, że praca sędziego nie polega tylko na uczestnictwie w rozprawie.  Przecież przed tym trzeba zapoznać się z aktami sprawy, sięgnąć do przepisów i literatury, odbyć naradę nad orzeczeniem, a potem sporządzić uzasadnienie. Zaczyna już na to brakować czasu. Jeśli na to nałożymy losowy system doboru składów, który jest kompletnie nieprzewidywalny, to aż strach myśleć, co będzie dalej, jeżeli ten system będzie w pełni funkcjonował.

 

Co w takim razie robić? Przyjrzeć się temu systemowi jeszcze raz, coś w nim zmieniać, udoskonalać? A może wycofać się z niego?

Na to ostatnie raczej nie należy liczyć. Samo losowanie spraw referentowi ma szansę w miarę sensownie działać, być może z jakimiś poprawkami. Ale losowania składów powinno się zaprzestać. Po pierwsze dlatego, że Minister Sprawiedliwości, wprowadzając przepisami regulaminowymi losowanie składów wieloosobowych, wyszedł poza upoważnienie ustawowe. Takiej kompetencji minister, moim zdaniem, nie ma. A po drugie, z powodów tych komplikacji, o których mówiłem. Kształtowanie składów powinno pozostać w kompetencji przewodniczącego wydziału, oczywiście przy jakichś ustawowych kryteriach, które by zabezpieczały przed dowolnością i przed zewnętrznymi wpływami na te decyzje. A poza tym, przez wszystkie lata mojej pracy w sądach nie spotkałem się z sytuacją, by można było w uzasadniony sposób stwierdzić, że celowo były dobierane składy orzekające. Problem taki chyba w rzeczywistości nie istniał.

 

Intencję autorów tej zmiany rozumiałem tak, że właśnie było takie zjawisko i przy pomocy systemu losowania trzeba je wyeliminować.
To może ci, którzy o tym decydowali, wiedzą coś więcej na ten temat. A może to jest kwestia jakiejś fobii? Ale trudno jest dyskutować z czymś, o czym jest święte przekonanie w przestrzeni publicznej.

.............
Szerzej ten problem sędzia Paweł Rygiel omawia w artykule, który ukaże się w lutowym numerze miesięcznika "Przegląd Sądowy"