To, że o ławnikach zaczęto znowu mówić jest niewątpliwie zasługą obecnych władz Ministerstwa Sprawiedliwości, choć nie wszystko wyszło tak, jak resort planował. Celem akcji informacyjno-promocyjnej z paprotkami - roślinami wynoszonymi z sądów miało być odczarowanie stygmatyzującego przezwiska dla ławnika. Na resort spadły jednak gromy, a sama akcja wywołała dyskusje - także w środowisku prawniczym. Prof. Adam Bodnar, minister sprawiedliwości, zapowiadał wówczas cały pakiet zmian. M.in. poszerzenie zakresu spraw - choćby o procesy o zadośćuczynienie w sądach okręgowych, wyższe stawki, większy prestiż czy dopuszczenie przedstawicieli ławników do organów sądów z głosem doradczym - na przykład do kolegium sądu okręgowego.

Sami ławnicy podkreślają, że mają już dość bezproduktywnych debat na temat ich sytuacji i przyszłości. - Wymyśla się akcje "paprotkowe", na które wydaje się publiczne pieniądze, a nie ma pieniędzy na zwiększenie żenująco niskich diet/rekompensat. Ministerstwo zastanawia się, dlaczego większość kadry ławniczej stanowią emeryci? Otóż pomogę. Z jednej bardzo prostej przyczyny. Nikt normalny nie zaryzykuje utraty pracy i odpowiedzialności na równi z sędziami za grosze, które są żenująco niskie. Od takiej zmiany - urealnienia stawek - powinno się zacząć - mówi jeden z ławników z Małopolski.

Czytaj: Ławnik to nie "paprotka" - MS chce popularyzować ławników i wzmocnić ich pozycje >>

Covid wygumkował ze składów ławników

Jak jest źle, pokazują zresztą ministerialne statystyki. W latach 2000-2003 było 44 372 ławników, w latach 2012–2015 - 13 933, zaś obecnie na lata 2024–2027 jest ich 6075. Co więcej, na 47 sądów okręgowych, tylko w pięciu nie trzeba było organizować wyborów uzupełniających ławników. W samej Warszawie brakuje ok. 200 ławników. Tylko 3 proc. ławników to osoby, które nie ukończyły 35. roku życia, aż 70 proc. z nich zostało wybranych ponownie na kolejną kadencję, 80 proc. ławników, to kobiety. Tymczasem - jak wskazuje MS - aż 55 proc. Polaków nie ma świadomości, że ławnik w składzie sądu ma równe prawa z sędzią i asesorem.

Na sytuację z ławnikami spory wpływ miały też przepisy antycovidowe. Chodziło - co do zasady - o umożliwienie sądom sprawnego orzekania. W praktyce od 3 lipca 2021 r. obowiązywały przepisy, zgodnie z którymi w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii ogłoszonego z powodu COVID-19 oraz w ciągu roku od odwołania ostatniego z nich, w pierwszej i drugiej instancji sąd rozpoznawał sprawy w składzie jednego sędziego. Była furtka - prezes sądu mógł zarządzić rozpoznanie sprawy w składzie trzech sędziów, ale nie uwzględniono w niej ławników. Ci ostatni do składów orzekających wrócili więc... 15 kwietnia 2023 r.

Konsekwencję tych przepisów widać choćby w uchwale SN ze stycznia br. Wskazał on, że w sprawach o rozwód zarówno niezakończonych do 3 lipca 2021 r., jak i wszczętych w okresie od 3 lipca 2021 r. do 14 kwietnia 2023 r., sąd pierwszej instancji orzeka w składzie jednego sędziego, chyba że prezes sądu zarządził rozpoznanie sprawy w składzie trzech sędziów. I co ważne: w razie rozpoznania takiej sprawy w składzie jednego sędziego i dwóch ławników zachodzi nieważność postępowania.

 


Zaczęło się zresztą wcześniej. Dr Paweł Czarnecki, nauczyciel akademicki w Katedrze Postępowania Karnego WPiA UJ, uważa, że ustawodawca począwszy od 28 lipca 2007 r. w pełni świadomie ograniczył udział ławników, przyjmując, że w sprawach karnych ma być zasadą rozpoznawanie spraw przed sądem jednoosobowo (o wszystkie występki - niezależnie czy prowadzone są przed sądem rejonowym czy okręgowym). - Co więcej ustawodawca idzie jeszcze dalej, bo pozwala rozpoznawać apelacje na rozprawach także jednoosobowo (od 1 lipca 2015 r., jeśli postępowanie przygotowawcze zakończyło się w formie dochodzenia, a od 5 października 2019 r. w sprawach z oskarżenia prywatnego). Powiedzmy sobie wyraźnie: ustawodawca nie chce widzieć ławników za stołem sędziowskim - wskazuje.

 

Polska skazana na model ławniczy?

Dr Andrzej Olaś, adwokat, adiunkt w Zakładzie Postępowania Cywilnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, podkreśla, że udział obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości może przybierać różne formy i jako przykład podaje kilka modeli:

  • sędziego przysięgłego / ławy przysięgłych, która współdzieli z sędzią zawodowym proces orzekania, odpowiadając suwerennie za jego część;
  • sędziego pokoju, w ramach którego sędzia społeczny w zakresie swojej kognicji (w określonych sprawach, na ogół drobnych i prostszych) samodzielnie sprawuje wymiar sprawiedliwości, rozstrzygając spór o prawo, ale wyłącznie w I instancji z pozostawieniem niezadowolonej stronie możliwości zaskarżenia wydanego orzeczenia do sądu zawodowego)
  • model ławniczy.

- Model ławy przysięgłych uznawany jest powszechnie i słusznie za obcy rodzimej kulturze prawnej. Model sędziów pokoju nie miałby natomiast w historii polskiego prawa cechy całkowitego novum – w pewnym zakresie funkcjonował on w okresie zaborów, a także był przewidziany w prawodawstwie II Rzeczpospolitej. Tym niemniej poziom trudności legislacyjnych, organizacyjnych i finansowych związanych z jego stworzeniem, właściwym wkomponowaniem w istniejącą strukturę sądownictwa, a następnie uruchomieniem, każe uznać próbę jego efektywnego wdrożenia za mało realistyczną. Jak się zatem wydaje, wyjściem jest pozostanie przy modelu ławniczym, dążąc do jego sukcesywnej poprawy metodą "małych kroków" - mówi.

Jakie powinny być te kroki? Według mecenasa konieczny jest m.in. bodziec finansowy w postaci znacząco podwyższonych stawek diet związanych z pełnieniem obowiązków ławnika, a także wypracowanie przemyślanego (tj. wyposażającego ławników w niezbędną im wiedzę i umiejętności, konieczne do świadomego, prawidłowego i aktywnego wypełniania obowiązków) systemu wstępnego szkolenia ławników, którego pomyślne ukończenie warunkowałoby możliwość przystąpienia do wykonywania uzyskanego mandatu. - Dobrym pomysłem mogłoby być również wybieranie przez zgromadzenie ławników, w danym sądzie, swojego rzecznika spośród urzędujących w tym sądzie sędziów zawodowych. Taki rzecznik jako osoba obdarzona zaufaniem społeczności ławniczej, a zarazem będąca jednym z sędziów, mógłby pomagać w rozwiązywaniu ewentualnych problemów komunikacyjnych, w tym interweniować w razie skarg ławników wobec nierzadkich przecież zachowań sędziów służących deprecjonowaniu ich roli - podsumowuje.

Ławnik na wagę złota czy jak kula u nogi?

- Jestem zwolenniczką udziału ławników w postępowaniu, pod warunkiem jednak, że będą to osoby należycie przeszkolone i aktywne w postępowaniu, przy czym moim zdaniem nie muszą, a nawet nie powinny mieć wykształcenia prawniczego - wskazuje dr Aleksandra Kluczewska, adwokat prowadząca Kancelarię Adwokacką w Krakowie i Olkuszu. Jak przypomina mec. Kluczewska, rolą ławników jest udział w kolegialnym orzekaniu, które sprawia, że sędzia z założenia jest bardziej staranny. - Ławnicy dodatkowo obserwują jego pracę. Ponadto swoim doświadczeniem życiowym, zainteresowaniami lub wykonywaną działalnością mogą pomóc sądowi zadać właściwe pytanie, a potem zastanowić się nad wydaniem orzeczenia - dodaje mecenas.

Mówi też o tym, co działo się w czasie pandemii, przy składach bez ławników. - Prowadziłam kilkadziesiąt spraw rozwodowych, gdy sąd zamiast składów z udziałem ławników procedował jednoosobowo, a niekiedy nawet na posiedzeniu, co przyspieszało postępowanie, ale niewiele miało to wspólnego z rzetelnym orzekaniem. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ławnicy często są w praktyce uzależnieni od sędziego i bardzo rzadko zabierają głos. Zdarzyło mi się jednak wiele razy, że w sprawach rozwodowych czy dotyczących opieki nad małoletnim dzieckiem zadali cenne pytania. Chodziło o kwestie, które mogłyby umknąć sędziemu zajętego prowadzeniem postępowania - wspomina dr Kluczewska.

Dr Czarnecki przyznaje z kolei, że jest przeciwny, aby rozszerzać udział ławników w orzekaniu w sprawach karnych przynajmniej do czasu, gdy nie zmieni się system ich wyboru, szkoleń, kwalifikacji oraz wynagrodzenia. - Ławnik z reguły nie jest wsparciem w orzekaniu, lecz jedynie kulą u nogi prezesów sądów czy przewodniczących składów orzekających, aby właściwie zorganizować wokandy. Ławnik w wersji aktualnej to niestety relikt dawnego systemu orzekania – ot taki ozdobnik, dobrze wyglądający na sali sądowej - taka przykra prześmiewcza paprotka, nie zaś realna pomoc dla sędziego - podsumowuje.

- Dla osób zarządzających sądami jest kolejnym dodatkowym problemem logistycznym i finansowym (nawet jeśli ławnik otrzymuje za dany dzień w sądzie tylko 185 zł rekompensaty). Udział ławników wcale nie zwiększa prawdopodobieństwa wydania prawidłowego orzeczenia, ani też nie wzbogaca go o aksjologię i doświadczenie niedostępne dla sędziów. Z kolei przy analizie zagadnień prawnych czy kwestii dowodowych jest po prostu nieprzydatny – tutaj w przygotowaniu uzasadnienia wolałbym już wsparcie sztucznej inteligencji - kontynuuje prawnik.