To kolejna odsłona monitoringu dotyczącego m.in. jawności rozpraw i przeprowadzonego przez Fundację. Objęto nim wszystkie sądy - od Sądu Najwyższego po sądy powszechne i administracyjne (łącznie 392).

Przypomnijmy, od 18 maja sądy w całym kraju rozpoczęły etap "odmrażania" swojej pracy. Na wokandy wróciły sprawy spoza katalogu pilnych. Tarcza antykryzysowa 3, a potem tarcza antykryzysowa 4, wprowadziły możliwość prowadzenia rozpraw online - w sprawach cywilnych, i karnych, i to również z miejsca innego niż sąd. Tuż przed tym Ministerstwo Sprawiedliwości, po zasięgnięciu opinii Głównego Inspektora Sanitarnego, wydało zalecenia dla prezesów sądów dotyczące m.in. organizacji i pracy w sądach oraz sytuacji na salach sądowych.

Zarekomendowało ograniczenie liczby osób postronnych, zakazanie wstępu do budynków sądów osób innych niż wzywane do udziału w posiedzeniu lub też wykazujące niezbędną potrzebę oraz wydanie przez prezesów sądów zarządzeń uniemożliwiających lub ograniczających dostęp publiczności do sal rozpraw. Podobne stanowisko zajęło Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia, choć po fali krytyki je zmieniło. 

Czytaj: Kina się otwierają, sądy zamykają dla publiczności - konstytucyjne prawo zagrożone>>

Jak obecnie wygląda sytuacja? 

Poprzedni raport Fundacji pokazał, że aż w 88 proc. sądów ograniczono dostęp lub wręcz zakazano publiczności wstępu do sądów, a w 37,6 proc. zarządzeń prezesów znalazły się przepisy bezwzględnie wykluczające udział publiczności w jawnych rozprawach sądowych, nie pozostawiając możliwości ich zniesienia. 

Do 4 września - jak wskazano w najnowszym opracowaniu - odnotowano zmiany w zarządzeniach obowiązujących w 61 sądach (16 proc.) oraz ogłoszenie 33 nowych zarządzeń (8 proc). 

- Choć w pozostałych sądach zdecydowano się utrzymać pierwotne zapisy, od wielu otrzymaliśmy wyjaśnienia, w których wskazano, że nie są one interpretowane na niekorzyść potencjalnej publiczności. Na przykład kontrowersyjny z naszej perspektywy zapis zezwalający na wstęp do budynku sądu wyłącznie osobom wezwanym oraz „wykazującym inną niezbędną potrzebę”, uwzględniać ma według deklaracji niektórych prezesów sądów także uczestnictwo w rozprawie w charakterze publiczności - podkreślają autorzy opracowania. 

Tylko w nielicznych sądach wstęp wolny

Co ważne, tylko w 10 przypadkach (2,6 proc. wszystkich sądów) nie przewidziano żadnych ograniczeń wstępu dla publiczności. W pozostałych obowiązują ograniczenia – często stosowane w różnych konfiguracjach, jako wzajemne uzupełnienie. Obecnie najpopularniejszą praktyką - jak wskazuje Fundacja - jest uzależnienie możliwości przebywania na jawnej rozprawie sądowej od uzyskania zgody przewodniczącego składu sędziowskiego lub innej osoby (np. przewodniczącego wydziału) i przerzuceniu na tego sędziego odpowiedzialności za niedopuszczenie do udziału publiczności w jawnym posiedzeniu lub rozprawie. 

Takie rozwiązania zastosowano w 39,8 proc. zarządzeń prezesów sądów (156) - trzy miesiące temu w 38 proc. Niemal równie często, bo w 39,3 proc. sądów (154), praktykuje się wydawanie kart wstępu do sądu (po uprzednim zgłoszeniu chęci uczestnictwa w rozprawie) - w czerwcu 40,1 proc zarządzeń to przewidywało. 

 

Andrzej Marciniak, Ireneusz Kunicki, Witold Broniewicz

Sprawdź  

Cena promocyjna: 39.5 zł

|

Cena regularna: 79 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: zł


- W większości sądów, w których wprowadzono karty wstępu, wprowadzono jednocześnie dodatkowy wymóg złożenia wniosku o wydanie karty z wyprzedzeniem, najczęściej w określonej formie. Ponadto, jak wynika z badania praktyki realizacji tych wniosków, sądy nie zawsze na nie odpowiadają, a czasem rozpatrują je negatywnie nie podając przyczyny. Rozwiązanie to, pozornie zgodne z prawem, jest więc czasem wykorzystywane w praktyce do nieformalnego wyłączenia jawności rozpraw - dodają autorzy.

Do 47 sądów publiczność nie wejdzie, do 36 też raczej nie 

W przypadku 36 sądów  - 9,1 proc. co do zasady obowiązuje zakaz wstępu publiczności na salę rozpraw, lecz w szczególnych przypadkach może on zostać uchylony przez przewodniczącego składu, prezesa lub dyrektora sądu. 

- W zarządzeniach tych nie dość, że oddaje się prawo do decydowania o faktycznym wyłączeniu jawności w ręce osób nieuprawnionych – spoza składu sędziowskiego – to ponadto nie podaje się żadnych obiektywnych kryteriów decydujących, w których przypadkach zakaz miałby być utrzymany, a w których zniesiony. Całkowity zakaz wstępu publiczności na salę rozpraw, bez możliwości jego uchylenia, znalazł się w zarządzeniach dotyczących 12 proc. sądów (47). Zestawiając powyższe ustalenie z wynikami czerwcowego monitoringu widzimy, że odsetek sądów, w których wprowadzono kategoryczny zakaz wstępu publiczności na jawne rozprawy sądowe jest obecnie wyraźnie mniejszy (w czerwcu wynosił on 35,5 proc. i dotyczył 139) - wskazano w raporcie. 

Kolejnym problemem, na który zwraca uwagę Fundacja jest to, że nadal w znaczącej liczbie sądów obywatelom odmawia się prawa do jawnego rozpatrzenia sprawy i nie ogłasza się publicznie wyroków. W 17,1 proc. (67) sądów określono maksymalną liczbę osób, która może przebywać w danej sali – identycznie jak blisko trzy miesiące temu. 

- Ta praktyka także spotkała się z naszą krytyką, ponieważ ustalenie limitu dla wszystkich osób przebywających w sali nie gwarantuje, że miejsc starczy także dla przedstawicieli publiczności i mediów. Naszym zdaniem prawidłowym jest jedynie określanie maksymalnej ilości przedstawicieli publiczności, a co za tym idzie gwarantowanie chociaż kilku osobom wstępu na salę - wskazano. 

 

Sądy ograniczają, a nie informują

Kolejną kwestią jest sposób informowania o obostrzeniach. Z raportu wynika, że brak informacji o zakazie wstępu publiczności na jawną rozprawę lub posiedzenie nie zawsze przekładał się na swobodny dostęp do sądu. Niektórzy obserwatorzy weryfikowali zamieszczone informacje drogą telefoniczną, inni postanowili udać się do sądu  i w praktyce przekonać się, jak realizowana jest zasada jawnego procesu. 

I tak w części przypadków mimo, że na stronie sądu nie było jasnej informacji kto nie może wejść, wolontariusze nie zostali wpuszczeni. W części jednostek nie ma też na stronach internetowych informacji o kartach wstępu, a o tym że są wymagane można się dowiedzieć dopiero po kontakcie telefonicznych z sekretariatem. 

- Pracownik sekretariatu poinformował mnie, że muszę złożyć wniosek mailowo, co też zrobiłem — bez rozpisywania się i uzasadniania wniosku, po prostu wyraziłem chęć uczestnictwa w konkretnej rozprawie. Nie otrzymałem odpowiedzi na mojego maila, ale ochroniarz miał wydrukowany ten wniosek z adnotacją, że można mnie wpuścić - wskazuje jeden z obserwatorów, który wchodził do Sądu Rejonowego w Grajewie. 

Jawne znaczy jawne 

Bartosz Pilitowski, prezes Fundacji Court Watch Polska w rozmowie z Prawo.pl podkreśla, że jawne posiedzenia sądu muszą być publiczne, bo przewiduje to konstytucja. 

- Obowiązkiem sądu jest więc zapewnienie możliwości udziału w tych posiedzeniach, które się odbywają także online, publiczności. I tutaj są różne możliwe rozwiązania. Posiedzenie odbywa się w taki sposób, że w budynku sądu, na sali rozpraw jest publiczność, która obserwuje jak sąd łączy się z uczestnikami rozprawy online. Drugie rozwiązanie - publiczność łączy się przez internet i śledzi przebieg rozprawy przez internet. Na świecie najbardziej popularna jest taka opcja, że dane posiedzenie transmituje się na bieżąco – czyli poprzez streaming. I w niektórych krajach takie streamowanie rozpraw, nie tylko tych online, jest powszechnie stosowane - w Kanadzie, w niektórych stanach Stanów Zjednoczonych czy w Wielkiej Brytanii - mówi. 

I dodaje, że w Polsce pojawiają się wątpliwości, czy w takiej sytuacji zachowane są wszystkie walory bezpieczeństwa i, czy np. ktoś nie wykorzysta takiej możliwości w niezgodnym z prawem celu. 

- Salomonowe rozwiązanie w tym zakresie znalazł Sąd Rejonowy Łódź-Śródmieście, który umożliwia udział publiczności w rozprawach online, ale każda z tych osób dostaje indywidualny link i taka osoba jest przez sędziego weryfikowana. Uczestniczyłem w takiej rozprawie, byłem pouczony m.in., że nie mogę nagrywać rozprawy, była widoczna moja twarz dla sądu i była ona nagrana w protokole elektronicznym. To z kolei umożliwia reakcję przy ewentualnych nadużyciach. Co ważne sąd w Łodzi umieścił na swojej stronie i informacje o rozprawach online z udziałem publiczności i o warunkach jakie trzeba spełnić by w nich uczestniczyć. Inne sądy też oczywiście stosują takie rozwiązania, np. dla dziennikarzy. Tyle że nie zawsze informują o takiej możliwości obywateli - mówi.

Czytaj: Sądy się "odmroziły", ale nie dla publiczności>>

Burza w szklance wody? 

Nieco inaczej do tej kwestii podchodzą sami sędziowie. Część z nich mówi wprost, że problem jest wydumany bo i w przypadku normalnych rozpraw chętnych do ich obserwowania nie ma wielu. 

- Prawda jest taka, że zazwyczaj rozprawy nie cieszą się nie tylko dużym, ale wręcz żadnym zainteresowaniem publiczności i dostęp publiczności to nie jest masowy problem. Jeśli ktoś naprawdę chce to na rozprawy wchodzi - pod pewnymi rygorami jak wielkość sali, ale po to są wymogi aby wcześniej wystąpił o kartę wstępu abyśmy mogli przenieść w razie potrzeby rozprawę na większą salę. Do mnie dotarła w ostatnich miesiącach jedna interwencja dotycząca tego, że ktoś nie mógł wejść. Tylko zresztą z tego powodu, że zainteresowani - wprowadzeni do sądu przez stronę - wcześniej o karty wstępu nie wystąpili i nie nawiązali żadnego kontaktu z sekretariatem. Weszli w końcu, ale zamieszanie było akurat ich winą skoro zlekceważyli pewne wymogi. Dodatkowo w naszym sądzie jest możliwość streamingu rozpraw i w sprawach medialnych, np. dziennikarze, z takiej możliwości korzystają - mówi sędzia Wojciech Łukowski, prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu. 

W jego ocenie problemem są też różne podejścia do sprawy. Z jednej strony oczekiwanie by wpuszczać wszystkich, a z drugiej by było bezpiecznie. - W  marcu, kwietniu trafiały do mnie stanowiska zawodowych pełnomocników reprezentujące te dwa podejścia - z jednej strony, że mało się zamykamy, z drugiej dlaczego się zamknęliśmy i czemu utrudniamy im pracę - dodaje prezes. 

- Pierwsze zarządzenie w tym zakresie (otwieranie się sądu po lockdownie) pisałem w kwietniu i wtedy niektórzy mnie pytali dlaczego sąd nie zamyka się całkowicie przed osobami postronnymi. Tłumaczyłem (nie wszystkim oczywiście, ale niektórym), że nasze pensje nie biorą się z powietrza i skoro wymaga się np. od pracowników sklepów by pracowali, to my powinniśmy w miarę normalnie pracować. W czasie lockdownu też zresztą przecież pracowaliśmy tak jak się dało, więc należy się jak najszybciej i jak najbardziej jak się da otworzyć - dodaje sędzia.

Sędziowie podkreślają, że to też bezpiecznik, dla osób z zewnątrz. Bo skoro są obostrzenia, to jest również poczucie, że ktoś sytuację kontroluje, dba o bezpieczeństwo.