W styczniu tego roku zasiadający od ponad 14 lat (od 2009 r.) w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej prof. Marek Safjan uzyskał zgodę na odejście ze stanowiska. Jego kadencja upłynęła jesienią 2021 r., ale wciąż pozostawał on w składzie Trybunału, gdyż tak się dzieje dopóki nie zostanie wyłoniony jego następca. Obowiązuje bowiem zasada, że skład TSUE powinien zawsze być pełny. Zdaniem prawników brak „krajowego” sędziego może być przez jakiś czas tolerowany, ale straty z tego powodu dotyczą bardziej tego państwa niż UE, bo jego punkty widzenia i kultura prawna nie są w Trybunale reprezentowane. – Trybunał może funkcjonować bez sędziego z jakiegoś państwa, to nie ma wpływu na wydawanie orzeczeń, ale lepiej mieć swojego przedstawiciela w tym ważnym organie Unii – mówi prof. Mirosław Wyrzykowski, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, były członek Komitetu 255, opiniującego kandydatów do TSUE i Sądu UE.

Czytaj: Są kandydaci na polskiego sędziego ETPC – decyzja w lipcu >>

„Nasz” kandydat, albo nikt

Rząd PiS nie był w stanie doprowadzić do skutecznego wyłonienia nowego sędziego, bo - jak wskazują prawnicy - uparcie lansował „swoich” kandydatów. Rząd już w 2021 r. zorganizował konkurs na następcę prof. Safjana i wygrał go Rafał Wojciechowski, ale ostatecznie zrezygnował on z objęcia funkcji w luksemburskim Trybunale. Powodów tej decyzji nigdy nie upubliczniono. To profesor nadzwyczajny na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego, od 2014 r. był kierownikiem Pracowni Europejskiej Kultury Prawnej. Nie wiadomo, czy kandydat zostałby zaakceptowany przez pozostałe państwa członkowskie UE (a taki jest wymóg), bo to wybrany 20 grudnia 2019 r. przez ówczesną większość sejmową sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Ostatnią próbę rząd PiS podjął w listopadzie 2023 r., kiedy to rząd zatwierdził kandydaturę dr hab. Dobrochny Bach-Goleckiej, prawniczki i teolożki z Uniwersytetu Warszawskiego. Jednak pod koniec grudnia nowy rząd wycofał tę kandydaturę. Powodem decyzji miały być nieprawidłowości w procedurze konkursowej – wyjaśniła Kancelaria Prezesa Rady Ministrów.

- Myślę, że prawdziwą przyczyną dziwnego wycofania kandydatury Rafała Wojciechowskiego i odrzucania kolejnych list do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, były wątpliwości co do niezależności tych kandydatów. Bo raczej ich kwalifikacji formalnych nie można generalnie podważać. Doktorzy habilitowani prawa, wykładowcy uniwersyteccy, pod tym względem było w porządku. Ale dla Zgromadzenia Parlamentarnego RE i organów UE istotny jest też kontekst. Tak Rada Europy, jak i Unia Europejska, są włączone w kontrowersje wokół polskich "reform" sądownictwa, a jednym z głównych zarzutów jest polityzacja procesu powoływania sędziów oraz - wynikające z niej - wątpliwości co do bezstronności i niezawisłości niektórych nowych sędziów – komentował w Prawo.pl prof. Lech Garlicki, były sędzia ETPCz.

Artykuł 253 Traktatu o funkcjonowaniu UE oraz artykuł 19 Traktatu o UE stanowią, że sędziowie TSUE powinni mieć kwalifikacje wymagane na najwyższe stanowiska sądowe w swoich krajach lub być uznanymi specjalistami prawa. Nie może być wątpliwości co do ich niezależności.

Są kandydaci do ETPCz, w sprawie TSUE nic się nie dzieje

Problemy z wyłonieniem kandydatów do ETPCz i TSUE trwały równolegle przez ponad trzy lata, ale w tym pierwszym przypadku procedura dobiega już końca, bo pod koniec maja powołany przez Ministra Spraw Zagranicznych (bo to jego kompetencja) zespół wyłonił trójkę kandydatów i troje rezerwowych. Nazwisk jeszcze nie ujawniono, decyzja w Strasburgu ma zapaść w lipcu. Tymczasem odpowiedzialne za wskazanie kandydata do TSUE Ministerstwo Sprawiedliwości nie podjęło żadnych działań, a w każdym razie nie poinformowano o tym. Natomiast 24 czerwca minister Adam Bodnar w wywiadzie na antenie TVN24, wyliczając różne problemy, których nie może rozwiązać w związku z blokowaniem decyzji przez prezydenta Andrzeja Dudę, wymienił też sprawę kandydata na sędziego unijnego trybunału, wiążąc to z tzw. ustawą kompetencyjną.

Rząd pominie niekonstytucyjną ustawę?

Ustawa o współpracy władz w sprawie przewodnictwa Polski w Radzie UE, potocznie zwana ustawą kompetencyjną, która uchwalona została pod koniec rządów PiS i weszła w życie 4 października 2023 r., przewiduje m.in., że rząd ma przedkładać prezydentowi propozycje kandydatur na stanowiska: członka Komisji Europejskiej, członka Trybunału Obrachunkowego, sędziego Trybunału Sprawiedliwości UE, rzecznika generalnego TSUE, członka Komitetu Ekonomiczno-Społecznego, członka Komitetu Regionów oraz dyrektora w Europejskim Banku Inwestycyjnym. Następie prezydent ma w terminie 14 dni wyrazić zgodę bądź odmówić desygnowania danych kandydatów.

Ze wspomnianej wypowiedzi ministra Bodnara wynikało, że przewiduje on, iż prezydent nie zaakceptuje kandydata wskazanego przez obecny rząd. Czy to oznacza, że na powołanie nowego sędziego TSUE trzeba będzie czekać do końca kadencji Andrzeja Dudy? Być może, chociaż problem dotyczyć będzie także innych stanowisk w strukturach UE, a w tym kontekście ciekawy sygnał wypłynął z MSZ. - Ustawa kompetencyjna, która daje prezydentowi wpływ na obsadę części unijnych stanowisk, jest niekonstytucyjna, w związku z czym rząd planuje "pominąć jej zapisy" - powiedział na początku maja br. wiceszef MSZ Andrzej Szejna. - Z konstytucji wynika, że politykę zagraniczną realizuje rząd - podkreślił.

 


Z konkursem nie ma co czekać

Zdaniem pragnącej zachować anonimowość osoby, która kandydowała do TSUE w ubiegłorocznym konkursie i znalazła się w grupie osób zarekomendowanych rządowi (wybrana została Dobrochna Bach-Golecka), minister sprawiedliwości powinien ogłosić konkurs, wybrać kandydata, a następnie zdecydować, czy przedstawić go do akceptacji prezydentowi, zgodnie z ustawą kompetencyjną. - Ewentualna odmowa obciążałaby już prezydenta, a ministra uwalniała od zarzutu bezczynności. Albo idąc za sugestią MSZ, zignorować tę ustawę i skierować kandydaturę do Luksemburga.

Zdaniem prof. Wyrzykowskiego to, czy rząd powinien przedstawić kandydata do TSUE z pominięciem prezydenta zależy od tego, jaką przyjmie strategię reagowania na bezprawne prawo. - Bo jest oczywiste, że to ustawa sprzeczna z konstytucją. To jest takie samo pytanie, jak to, co mamy robić z wyrokami Trybunału Konstytucyjnego – ignorować, czy uznawać – powiedział Prawo.pl. Jego zdaniem ta sytuacja jest pewną analogią do słynnego „sporu o krzesła” pomiędzy prezydentem Lechem Kaczyńskim i premierem Donaldem Tuskiem, czyli kto miał reprezentować Polskę na szczytach Unii Europejskiej. On został w 2009 roku rozstrzygnięty przez Trybunał Konstytucyjny, który orzekł, że prezydent może brać udział w szczytach Unii Europejskiej, jeśli uzna to za konieczne. Powinien jednak współpracować z premierem i to szef rządu przewodzi delegacji. A prezydent może przedstawiać stanowisko, o ile uprzednio zostało ono zaakceptowane przez rząd. - Ta zasada cały czas obowiązuje. Rząd prowadzi politykę zagraniczną z udziałem prezydenta na zasadach określonych w konstytucji. A mająca tę zasadę ograniczyć tzw. ustawa kompetencyjna jest wyjściem poza konstytucję – podkreśla prof. Mirosław Wyrzykowski.