Czytaj: Posłowie PiS: niech SN rozpatruje wszystkie skargi kasacyjne>>
Krzysztof Sobczak: Czy proponowana przez posłów PiS likwidacja tzw. przedsądu i zobowiązanie Sądu Najwyższego do rozpatrywania w normalnym składzie trzech sędziów wszystkich skarg kasacyjnych to dobry pomysł?
Ziemisław Gintowt: Niedobry, bo prowadziłby do przekształcenia Sądu Najwyższego praktycznie w trzecią instancją sądową. A nie da się zrobić z Sądu Najwyższego trzeciej instancji i nie ma takiej potrzeby. Muszą być jakieś kryteria ograniczające liczbę i charakter skarg kasacyjnych. Sąd Najwyższy nie może być trzecią instancją od wszystkich wyroków, które pojawią się w przestrzeni publicznej.
Jeśli ja dobrze zrozumiałem zamiary autorów tego projektu, to ma nie być przedsądu tylko od razu rozstrzygnięcie. No chyba, że nie od razu będzie to rozstrzygnięcie merytoryczne w sprawie tylko decyzja proceduralna dotycząca tego, czy ta sprawa zasługuje na rozpatrzenie przez Sąd Najwyższy. Czyli o dopuszczeniu sprawy decydować będzie trzech sędziów, a nie jeden, jak obecnie.
Czytaj: Prof. Ereciński: rezygnacja z przedsądu radykalnie wydłuży rozpatrywanie skarg kasacyjnych>>
A więc byłby to przedsąd, tylko ważniejszy.
Można to tak określić. I to miałoby pewien sens, bo byłaby to decyzja kolegialna, a więc dająca większą pewność, że została solidniej przemyślana i przedyskutowana. No bo co trzy głowy to nie jedna. Nadal miałoby miejsce badanie, czy skarga spełnia kryteria, ale nie robiłby tego jeden sędzia tylko trzech.
To prawda, ale i tak byłaby to bardziej złożona i bardziej pracochłonna procedura niż obecnie. A wprowadzenie przedsądu miało służyć ograniczeniu liczby skarg kasacyjnych rozpatrywanych przez Sąd Najwyższy.
Taka była idea tej instytucji. I rzeczywiście, o ile jeszcze mogę sobie jakoś wyobrazić badanie przez trzech sędziów dopuszczalności każdej skargi kasacyjnej, to nie do wyobrażenia jest merytoryczne rozpatrywanie wszystkich skarg wpływających do Sądu Najwyższego. To nie jest do przerobienia. Jeśli ludzie będą mieli możliwość pisania skarg kasacyjnych to będą je pisali. A wtedy Sąd Najwyższy zostałby zalany takimi skargami i praktycznie zablokowany jako instancja mająca eliminować błędy orzecznicze i określać wykładnię prawa. Sąd Najwyższy stałby się normalną trzecią instancją odwoławczą, co nie jest jego misją. Nie do tego jest Sąd Najwyższy. Zgodnie z konstytucją w Polsce są dwie instancje sądowe, a Sąd Najwyższy ma zajmować się sprawami nadzwyczajnymi. Można zastanawiać się nad tym, że ten przedsąd jest źle zaprojektowany, ale nie wolno ot tak wyznaczać nowej roli Sądowi Najwyższemu.
Uważa pan, że obowiązujące w Sądzie Najwyższym zasady selekcji skarg kasacyjnych są złe? Można to inaczej zorganizować?
Można o tym dyskutować, na przykład że będzie to robić trzech sędziów zamiast jednego, że argumentacja towarzysząca takiej decyzji byłaby bardziej rozbudowana, ale i tak gdzieś ten kanał doprowadzający skargi kasacyjne do Sądu Najwyższego musi się zwężać. Ktoś musi je badać. Dla mnie propozycja znosząca takie ograniczenia jest niezwykle rewolucyjna. Jestem przekonany, że musiałoby to spowodować zalew Sądu Najwyższego sprawami, co oznaczałoby, że przestałby on pełnić swoją podstawową funkcję. No i rozpatrywanie spraw trwałoby bardzo długo. Na orzeczenie czekałoby się nie jak teraz dwa lata, tylko cztery czy pięć, albo i więcej.
Ze strony adwokatów składających skargi kasacyjne słyszało się czasem opinie, że ta poprzeczka w Sądzie Najwyższym była założona zbyt wysoko. Jeśli tak, to powinien pan przyklasnąć pomysłowi jej obniżenia, czy wręcz usunięcia.
Potwierdzam, że są takie opinie, że nie jest łatwo przebić się do Sądu Najwyższego ze skargą kasacyjną, ale nie popieram otwierania tych drzwi na oścież. Bo przecież skarga kasacyjna nie jest zwykłym środkiem odwoławczym i nie może mieć masowego charakteru. To przeczyłoby jej idei, więc musi być jakieś ograniczenie. Owszem, taka arbitralna, jednoosobowa decyzja typu „nie widzę podstaw i oddalam” troszkę boli. Mam nawet własny taki przykład, po którym musiałem napisać skargę do Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli więc ten przedsąd sprawowałoby trzech sędziów, to takich pomyłek mogłoby być mniej. Ale nie wyobrażam sobie, że sędziowie Sądu Najwyższego mieliby od razu merytorycznie rozstrzygać wszystkie sprawy. Tego nie da się zrobić w rozsądnych terminach i przy obecnej organizacji Sądu Najwyższego. Nie będzie to też realne przy ogranizacji tej instytucji przewidzianej przez nową ustawę.