Minister finansów na początku miesiąca zasygnalizował, że decyzję w tej sprawie podejmie po pierwszym półroczu.
– Złego planowania specjalnie wiele tutaj nie ma – minister finansów aż tak bardzo nie pomylił się w założeniach budżetowych. – mówi prof. Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC. – Gorzej, że przyjęto pewne założenia dotyczące rynku pracy czy np. struktury popytu. Wyraźnie są inne niż w rzeczywistości, to znaczy założono więcej dochodów opodatkowanych VAT-em, a mniej eksportu, czyli tego, co VAT-u nie przynosi.
W budżecie na rok 2013 rząd zaplanował, że gospodarka będzie się rozwijać w tempie 2,2 proc. PKB. Inflacja w skali roku miała nie przekroczyć 2,7 proc., a deficyt budżetowy – 35 mld złotych. W pierwszych miesiącach roku wpływy do budżetu były jednak mniejsze od zakładanych. Polacy ograniczają konsumpcję, co oznacza mniejsze wpływy z VAT. Z danych rządowych wynika, że po pierwszym kwartale 2013 roku deficyt wyniósł 24 mld 452,7 mln złotych.
– Nie potrafię powiedzieć, czy to był błąd, czy też to było w pewnym sensie działanie celowe, bo minister finansów bardzo nie chciał wypłoszyć wszystkich. Nie chciał doprowadzić do pogłębienia recesji przez to, że jeszcze silniej będzie ciął wydatki publiczne wtedy, kiedy słabną wydatki prywatne – tłumaczy profesor Orłowski.
Zdaniem ekonomisty, przyjęcie takiego scenariusza pomogło polskiej gospodarce jak dotąd uniknąć recesji. Cięcie wydatków mogłoby zdusić popyt wewnętrzny.
– Lekkie rozluźnienie budżetu nikomu się nie podoba, ale to nie jest kwestia życia i śmierci w tym momencie – podkreśla główny doradca ekonomiczny PwC.
Prognozuje, że rząd może być zmuszony zwiększyć deficyt o 10-15 mld zł.
– To jest trochę na zasadzie pewnego komfortu ministra finansów, który wie, że od tego, czy deficyt będzie o te parę miliardów większy lub mniejszy, nie zależy sytuacja gospodarcza kraju, nie zależy stabilność finansowa, natomiast myślę, że ważniejsze dla niego było to, aby nie przyłożyć ręki do tego, aby Polska przypadkiem nie wpadła w recesję – mówi prof. Orłowski.
Jego zdaniem resort finansów nie powinien mieć problemów ze sfinansowaniem zadłużenia. Nowelizacji budżetu nie powinni także odczuć obywatele.
– Jedyna rzecz, która naprawdę limituje ministra finansów, aby nie przekroczyć 55 proc. PKB długu publicznego, bo wówczas rzeczywiście trzeba by podjąć ostrzejsze działanie – zaznacza ekonomista.