Europosłanka PO, była komisarz ds. polityki regionalnej, a obecnie przewodnicząca komisji rozwoju regionalnego Parlamentu Europejskiego mówi w wywiadzie dla PAP, że obecna propozycja budżetu na lata 2014-20 nie zostałaby zaakceptowana przez PE. Wskazuje złe z punktu widzenia Polski elementy propozycji przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya oraz przewiduje, gdzie może dojść do dalszych cięć.
PAP: Czy widzi pani szansę na porozumienie ws. budżetu UE na przyszłotygodniowym szczycie?
Huebner: Warunki, w jakich się znaleźliśmy, czyli załamanie się negocjacji ws. rocznego budżetu UE na 2013 r., zmniejszają szanse na porozumienie ws. budżetu wieloletniego. Propozycja, która jest w tej chwili na stole, jest dość daleka od oczekiwań PE. Nie chodzi tylko o wielkość budżetu, ale też brak reformy systemu rabatów i dochodów własnych. PE, który nie siedzi przy stole negocjacyjnym tylko czeka na decyzję Rady, odrzuciłby w tej chwili ten budżet.
PAP: Czyli Pani widzi zagrożenie dla budżetu 2014-20 nie w wecie np. brytyjskim, tylko w wecie PE?
D.H.: Wszyscy są skupieni na tym, co się dzieje między krajami i na tym, co mogą zrobić Brytyjczycy, a zapominają, że oprócz tego jest też PE, który może nie zgodzić się na propozycję krajów i wtedy też nie będziemy mieli budżetu. W tej chwili mamy właściwie pewność, że takiego budżetu, jaki jest na stole, PE nie zaakceptuje. Zgodnie z traktatem z Lizbony opinia PE musi być pozytywna, żeby ten budżet można było uznać za przyjęty.
PAP: Zanim jednak PE będzie mógł się wypowiedzieć w tej sprawie, musi dojść do porozumienia przywódców na szczycie.
D.H.: Nie ma generalnie zgody ani ze strony tych państw, które oczekują większego budżetu, ani ze strony tych krajów, które chciałyby budżet zredukować do poziomu 1 proc. unijnego PKB. Jest powszechna obawa, że Brytyjczycy z powodów właściwie nie wiadomo, jakich nie zgodzą się na ten budżet. Przy obecnej dynamice wewnętrznej w Wielkiej Brytanii, premier David Cameron nie może wrócić do kraju mówiąc, że zgodził się na tę propozycję.
Niewykluczone, że Brytyjczycy zgodzą się na krótszy okres przyjęcia perspektywy finansowej niż obecne 7 lat. Np. przyjęcie budżetu na 3 lub 5 lat.
PAP: Mówiła pani, że prowizorium budżetowe (w przypadku braku porozumienia działania UE byłyby finansowane miesięcznie w wysokości maksymalnie 1/12 budżetu na rok poprzedni plus inflacja) jest dość niebezpieczne dla Polski. Z Warszawy płyną jednak sygnały, że to byłaby dla nas alternatywa w razie braku porozumienia.
D.H.: To jest oczywiście alternatywa, zwłaszcza jeśli chodzi o ilość pieniędzy. Ale problem polega na tym, że ten budżet na przyszły okres wymaga też dysponowania bazą prawną, czyli regulacjami i rozporządzeniami dla poszczególnych polityk, np. rolnej, czy spójności. Żeby baza prawna mogła być przyjęta, musimy zakończyć negocjacje i wpisać liczby wynikające z wieloletniego budżetu do tych regulacji prawnych. Innymi słowy jeśli nie ma budżetu, to nie mamy podstawy prawnej, która pozwala nam negocjować z państwami członkowskimi programy, zatwierdzać je itd.
PAP: Prawnicy w PE pracują nad tym, jak ten problem obejść?
D.H.: Nawet jeśli uda nam się znaleźć formułę prawną, która pozwoli nam na rozpoczęcie działań w jakiejś polityce w ramach prowizorycznego budżetu, to pozostaje duża niepewność. Chodzi o to, że zamiast stabilnego finansowania wieloletniego będą roczne transze. Przy budżecie wieloletnim ludzie, którzy otrzymują środki europejskie, wiedzą, że finansowanie będzie utrzymane na cały projekt, który może trwać 5-7 lat.
PAP: Mówiąc na przykładzie: jeśli wykonawca buduje autostradę, a UE nie ma budżetu wieloletniego...
D.H.: To ten wykonawca ma zagwarantowane środki tylko na jeden rok. Gdybyśmy rozpoczynali nową perspektywę finansową na podstawie budżetu rocznego, powielanego co roku decyzjami Rady UE, to miałoby to silny negatywny wpływ na wybór projektów.
Dla polityki spójności, która potrzebuje czasu na przygotowanie projektów i ich uruchomienie, decyzja o kształcie budżetu na 2014 r. i kolejne lata jest konieczna już teraz. Podjęcie tej decyzji w przyszłym roku oznacza opóźnienie uruchomienia programów.
Prowizorium na rok 2014 dałoby nam więcej czasu na wynegocjowanie budżetu wieloletniego. Ale im dłużej te negocjacje trwają, tym ten wieloletni budżet będzie gorszy. Dotychczas każda propozycja budżetu, a jak na razie mieliśmy ich cztery, była niższa.
PAP: To co pani sądzi o najnowszej propozycji budżetu przedstawionej przez Hermana Van Rompuya?
D.H.: Jej jedyną dobrą stroną jest to, że prawdopodobnie pozwoli posadzić wszystkich przy jednym stole i rozpocząć dyskusję. Daje coś państwom, które chciały cięć, ale też tym, które chciały większego budżetu. Mają one środki na polityki, które są dla nich ważne.
PAP: Ta propozycja mimo głębszych cięć jest dla Polski korzystniejsza niż poprzednia, bo zyskujemy w polityce spójności.
D.H.: Nasz kraj będzie nadal największym odbiorcą środków w ramach polityki spójności. Będziemy w grupie państw, które mają jeden z najwyższych poziomów funduszy na mieszkańca. Będziemy mogli inwestować, modernizować się. Dobrą stroną tej propozycji jest też to, że po raz pierwszy bardzo równomiernie rozkłada cięcia po różnych politykach. Mam nadzieję, że cięcie, które dotknęło po raz czwarty politykę spójności, jest ostatnie, i że kolejne cięcia w budżecie, które obawiam się wyniosą 10-13 mld euro, nie dotkną spójności.
PAP: Gdzie zatem będą te redukcje?
D.H.: Myślę, że w nowym funduszu infrastrukturalnym "Connecting Europe" i badaniach na rozwój, w których Polska w bardzo małym stopniu uczestniczy.
PAP: Co się pani nie podoba w propozycji budżetowej przewodniczącego Rady Europejskiej?
D.H.: Po pierwsze jest za mały. Właściwie wstyd mówić o tym, że Europa mając takie ambicje i takie potrzeby wzrostowe walczy o to, żeby jej budżet nie wynosił 1,05 PKB UE, tylko żeby to było 1 proc. PKB, czyli walczy o drugie miejsce po przecinku.
W polityce spójności zagrożenia kryją się w technicznych współczynnikach. Jest np. pomysł na radykalne obniżenie płatności zaliczkowych na projekty realizowane z funduszy spójności. Do teraz zaliczki wynosiły nawet do 10 proc. wartości projektu. Nowa propozycja zakłada, że zaliczki będą możliwe tylko przez dwa pierwsze lata i to na poziomie około 1 proc. projektu. Trzeba powalczyć, żeby ta zaliczka była większa.
Kolejną niedobrą sprawą jest zlikwidowanie kwalifikowalności podatku VAT. To jest niesłychanie ważne, bo jeśli ponad 20-procentowego podatku VAT nie będzie można sfinansować z pieniędzy europejskich, to gminy, które realizują projekty, będą miały de facto tyle pieniędzy mniej.
W tym samym kierunku poszła kolejna zmiana - obniżenie do 75 proc. udziału środków europejskich w projektach. Teraz to jest 85, a nawet 90 proc.
PAP: Trzeba będzie wyłożyć więcej z własnej kieszeni na dofinansowanie?
D.H.: Dużo więcej. To ogromnie pogarszają sytuację samorządów, jest też istotne dla małych i średnich przedsiębiorstw. Tego nie można przegapić w negocjacjach.
Rozmawiał w Brukseli Krzysztof Strzępka
stk/ icz/ kot/