Szacowane wpływy z podatku już teraz mają być w skali roku o połowę niższe od zakładanych jeszcze rok temu, a w rzeczywistości mogą okazać się jeszcze mniejsze, co w obliczu kosztownych obietnic wyborczych rządzącej partii zwiększa ryzyko wzrostu deficytu finansów publicznych. W ostatecznym rozrachunku negatywne konsekwencje podatku poniosą konsumenci płacąc drożej lub kupując w sklepach innych niż wybraliby bez ingerencji polityków.
Zawiłości procesu legislacyjnego sprawiają, że projekt ustawy w miarę upływu czasu często podlega zmianom: po opublikowaniu pierwszego projektu ustawy uwagi do niego mogą zgłaszać ministrowie, przedstawiciele urzędów centralnych czy organizacje pozarządowe. Pierwszy oficjalny projekt ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej został opublikowany 2 lutego br. Następnie przyszedł czas na uzgodnienia międzyresortowe i 16 maja br. na stronie Rządowego Centrum Legislacji pojawił się projekt zmieniony. Czym się te projekty od siebie różnią? Chociażby objętością: o ile projekt I liczył 9 stron, to projekt II zmieścił się na 4 stronach. Ministerstwo Finansów jako wnioskodawca zrezygnowało ze wszystkich kontrowersyjnych, problematycznych bądź niezrozumiałych rozwiązań, nie podejmując choćby najmniejszej próby ich obrony – z jednym wyjątkiem: nie porzuciło pomysłu wprowadzenia podatku od sprzedaży, który sam w sobie jest już dość kontrowersyjny i problematyczny, a powody jego wprowadzenia poza fiskalnymi okazują się po głębszym zbadaniu niezrozumiałe, co pokazaliśmy w Analizie FOR sprzed czterech miesięcy. Najistotniejsze zmiany omawiamy w kolejnych akapitach.
Po pierwsze, zrezygnowano z opodatkowania wyższymi stawkami handlu w niedzielę i święta. Z takim rozwiązaniem wiązałyby się dwa problemy. Po pierwsze, ustawa nie precyzowała, jak ustalić chwilę dokonania sprzedaży w przypadku umowy zawartej na odległość (np. przez Internet): czy tą chwilą miałaby być data złożenia zamówienia, czy dostawy? Po drugie, projekt I nie precyzował, czy na potrzeby ustalenia odpowiednich stawek przychody osiągane w weekendy i święta należy liczyć wraz z obrotami osiąganymi w pozostałe dni, czy od nich odrębnie.
Po drugie, zrezygnowano z opodatkowania sprzedaży przez internet, w tym dokonywanej przez podmioty mające siedzibę poza terytorium Polski. Poza wspomnianym problemem ustalenia chwili dokonania sprzedaży opodatkowanie sprzedaży internetowej rodziło jeszcze jedną trudność. Otóż w przypadku tzw. sprzedaży transgranicznej w roli poborcy podatkowego miałby występować przewoźnik: to przewoźnik miałby uzyskać od wysyłającego oświadczenie o uiszczeniu podatku, o zwolnieniu z podatku albo o niedokonaniu sprzedaży detalicznej wysyłanych przedmiotów, a w przypadku niedopełnienia tego obowiązku – pobrać podatek od wysyłającego. Projekt I nie precyzował jednak ani tego, który z przewoźników miałby odgrywać rolę poborcy w sytuacji, gdy przewoźników jest kilku, ani tego, jakim sposobem wysyłający miałby wydać oświadczenie o uiszczeniu podatku, skoro podatek uiszcza się dopiero w kolejnym miesiącu, a jego wysokość zależy od osiągniętego przychodu, ani tego, jakiej wysokości podatek przewoźnik miałby ewentualnie pobrać od wysyłającego, skoro wysyłający w chwili nadania wysyłki nie musi znać swojego miesięcznego przychodu.
Po trzecie, zrezygnowano z opodatkowania sieci franczyzowych. Projekt I przewidywał na potrzeby obliczenia podatku sumowanie przychodów osiąganych przez sklepy wchodzące w skład sieci franczyzowych, a podatek miał być płacony przez franczyzodawców. Aż nadto widoczny jest tutaj cel fiskalny takiego rozwiązania. Gdyby przychody poszczególnych sklepów liczyć osobny, to prawdopodobnie żaden z nich nie musiałby płacić podatku, gdyż nie przekroczyłby przewidywanej kwoty wolnej. Pomijając już problem opodatkowania fikcyjnych obrotów, zakwestionowanego przez Trybunał Sprawiedliwości UE w sprawie dotyczącej węgierskiego podatku od handlu, warto zwrócić uwagę na ważny ekonomiczny aspekt takiego rozwiązania. Funkcjonowanie w ramach sieci franczyzowej daje sprzedawcom wiele korzyści: przede wszystkim większą rozpoznawalność i wspólne zakupy u dostawców. Opodatkowanie sieci franczyzowych mogłoby zniechęcać do działania pod wspólną marką i tym samym osłabienia procesów konkurencji i konsolidacji (te dwa procesy nie muszą stać ze sobą w sprzeczności, o ile odbywają się na dobrowolnych warunkach rynkowych) na rynku handlu detalicznego w Polsce.
Po czwarte, zwiększono kwotę wolną przy jednoczesnym obniżeniu progu, po przekroczeniu którego stawka podatku jest najwyższa, i podniesieniu stawek podatku. Trudno jednoznacznie ocenić tę zmianę, gdyż z jednej strony większą kwotę wolną należy uznać za rzecz pozytywną, z drugiej obniżenie kolejnego progu i podniesienie stawek może dla niektórych podmiotów oznaczać konieczność zapłacenia wyższego podatku. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że ponieważ zrezygnowano z opodatkowania sieci sklepów działających pod wspólną marką handlową, to podatek nie obejmie sieci Media Markt i Saturn, których sklepy działają jako osobne spółki. Oczywiście nie ma to nic wspólnego z chęcią obejścia projektowanej ustawy, gdyż w ten sposób funkcjonują już od kilkunastu lat. Jednocześnie za rzecz pozytywną należy uznać to, że według projektu II podatek od sprzedaży detalicznej będzie stanowił koszt uzyskania przychodu na potrzeby wyliczenia wysokości podatku dochodowego.
Szkodliwość podatku od przychodów ze sprzedaży (obrotu) bierze się stąd, że uderza on przede wszystkim w podmioty stosujące niską marżę oraz dopiero wchodzące na rynek albo przeżywające chwilowe trudności (które muszą zapłacić taki podatek, nawet jeśli w danym okresie ponoszą straty, co może znacznie ograniczać ekspansję i utrudniać restrukturyzację). Niska marża to korzyść dla konsumenta, który mniej płaci za nabywane towary. Nawet jeśli – jak zapewnia nas projektodawca – podatek nie będzie przerzucany na konsumenta (co ekonomicznie jest wątpliwe), to jego wprowadzenie ograniczy konkurencję cenową na rynku handlu detalicznego (powstrzyma ewentualny spadek cen) i rozwój sieci niskomarżowych. I chociaż Ministerstwo Finansów z niektórych pomysłów zrezygnowało, to wciąż nie porzuciło samego zamiaru wprowadzenia podatku, który – jak wskazywaliśmy cztery miesiące temu – jest szkodliwy i nieuzasadniony. W tych okolicznościach omówione tutaj zmiany są marnym pocieszeniem.