Austriacki kanclerz wygłosił w Parlamencie Europejskim w Strasburgu przemówienie na temat przyszłości UE. "W kontekście perspektywy finansowej jest jeszcze wiele spraw do omówienia, ale naszym celem jest doprowadzenie do rozstrzygnięć. Ciągle czegoś żądamy od inwestorów, teraz my dajmy im zaufanie w przyszłość UE, pokażmy, że można na nas polegać" - oświadczył.
Faymann sprzeciwił się wysuwanym przez niektóre stolice (m.in. Londyn) żądaniom nowych rabatów na kolejny okres wieloletnich ram finansowych. "Skorzystajmy z okazji i przestańmy mówić o rabatach" - nawoływał. Opowiedział się jednak, by kraje jak Austria, które obecnie mają rabaty, zachowały je. W zeszłym roku, gdy pojawiła się propozycja likwidacji rabatu austriackiego, Wiedeń groził zawetowaniem nowego budżetu UE.
"Nasze dzieci, nasze wnuki z Austrii, Grecji, Hiszpanii gdy dorosną, będą oceniać politykę, którą my dzisiaj prowadzimy, i chciałbym usłyszeć od nich, że solidarność i miłość bliźniego wzięła górę nad egoizmem i chciwością" - dodał.
Europoseł Jacek Saryusz-Wolski (PO) mówił w debacie, że Austria powinna być orędownikiem krajów Europy Środkowej, które mają na celu w przyszłości wstąpić do strefy euro.
"Żałuję, że szef rządu kraju posiadającego euro, kanclerz Austrii, położonej geograficznie tak blisko nowych państw członkowskich UE z Mitteleuropy, nienależących jeszcze do strefy euro, nie powiedział ani słowa o niebezpieczeństwie rozłamu na Europę dwóch prędkości i o zagrożeniu ponownego podzielenia naszego kontynentu" - oświadczył.
Jak zaznaczył, strefa euro nie powinna być ratowana kosztem podziału i utraty jedności Unii, a także poprzez stworzenie Europy dwóch prędkości.
Debata na temat przyszłości UE z austriackim kanclerzem posłużyła większości europosłów za pretekst do skrytykowania premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona. W piątek szef brytyjskiego rządu ma wygłosić długo oczekiwane przemówienie na temat stosunków jego kraju z Unią Europejską oraz planów ich renegocjacji. Jego rzecznik zapowiedział, że będzie to "pogląd, według którego pozostanie w Unii jest w brytyjskim interesie, choć ze zmienionym charakterem więzi".
Szef liberałów Guy Verhofstadt ocenił, że nie można godzić się na żadną renegocjację członkostwa ze strony państw unijnych. Przekonywał, że potrzebna jest jedna, jednolita UE, a nie Unia z wyjątkami od reguł i rabatami. "Dziś mamy +UE a la carte+ (z której każdy wybiera, co mu się podoba)" - mówił.
Jego zdaniem renegocjacje w formie, której życzy sobie Cameron, "oznaczają koniec jednolitego rynku i koniec UE". Wytykał, że propozycje izolowania się od UE pojawiają się w kraju, który 33 proc. eksportu kieruje na Stary Kontynent.
Również szef chadeckiej frakcji Europejskiej Partii Ludowej Joseph Daul nie wymieniając żadnego państwa z nazwy mówił, że populiści chcą korzystać z jednolitego rynku UE w okresie prosperity, a gdy nadchodzi kryzys, pragną wycofywać się ze wspólnoty.
Wtórował mu przewodniczący frakcji socjalistów Hannes Swoboda, który ocenił, że przypadek Camerona pokazuje, że nie każdy szef rządu potrafi się uwolnić od populizmu.
Szef frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, brytyjski konserwatysta Martin Callanan wytykał przedmówcom, że jeszcze nie słyszeli przemówienia Camerona, a już je krytykują. Ocenił, że Europie potrzebna jest nowa wizja. Brytyjskiego konserwatywnego premiera bronił też Roger Helmer z frakcji Europa Wolności i Demokracji. Jego zdaniem wyborcy w Wielkiej Brytanii zrozumieli, że pozostawanie w UE oznacza dla nich więcej ubóstwa i powoli dociera to też do polityków.
Poprzedni szczyt budżetowy UE w listopadzie zeszłego roku zakończył się bez porozumienia. Na razie nie zapadła decyzja o tym, czy wieloletnie ramy finansowe będą tematem unijnego szczytu planowanego na 7-8 lutego; jego agenda ma być gotowa do 21 stycznia.
Ze Strasburga Krzysztof Strzępka