– Teraz trzeba pytać, czy mimo tych obniżek inflacja wreszcie spadnie do poziomu 2,5 proc. – mówi były szef NBP. Dodaje, że rząd powinien mieć plan B, polegający na zdecydowanym cięciu wydatków, na wypadek gdyby założenia do tegorocznego budżetu okazały się zbyt optymistyczne.
W środę Rada Polityki Pieniężnej obniżyła główną stopę referencyjną o 25 punktów bazowych. Decyzje o cięciach zapadły również na posiedzeniach w listopadzie i w grudniu. Po cyklu trzech obniżek główna stopa wynosi 4 proc., a wielu analityków wskazuje, że to nie koniec i że jeszcze przed wakacjami spadnie do 3,5 proc. Prof. Marek Belka, prezes NBP, mówi, że dalsze obniżki są możliwe, ale nie są przesądzone.
– Trzeba oceniać politykę pieniężną po jednym wskaźniku: po inflacji. Celem RPP jest zachowanie inflacji w Polsce na niskim poziomie. Przypomnę, cel inflacyjny to 2,5 proc. Z tego członków RPP powinny rozliczać media i eksperci. Tak sie nie dzieje i to jest bardzo poważny błąd – mówi Agencji Informacyjnej Newseria prof. Leszek Balcerowicz, przewodniczący Rady Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju.
A rozliczać byłoby z czego. Inflacja dopiero w listopadzie ub.r. spadła poniżej 3 proc. Wcześniej, od połowy 2010 roku inflacja utrzymywała się w okolicach 4 proc., a w maju 2011 roku ceny rosły w tempie pięcioprocentowym.
– Nikt Rady z tego nie rozliczał. Teraz trzeba pytać, czy mimo tych obniżek inflacja wreszcie spadnie do poziomu 2,5 proc. To, że spadnie, w myśl mam nadzieję, wiarygodnych prognoz, jest głównym uzasadnieniem decyzji o stopach procentowych. Zdecydowanie w zbyt małym stopniu członkowie RPP uzasadniają swoje decyzje poziomem inflacji – mówi były szef NBP.
W przyjętej przez Sejm i Senat ustawie budżetowej na ten rok rząd przewiduje inflację na poziomie 2,7 proc., czyli nieznacznie powyżej celu inflacyjnego.
"Nie prorokuję katastrofy budżetowej"
Według profesora Balcerowicza rząd powinien mieć awaryjny plan działania, jeśli założenia do budżetu 2013 okazałyby się zbyt optymistyczne. Według ustawy budżetowej, gospodarka powinna rozwijać się w tempie 2,2 proc.
– Wydaje się, że prawdą jest to, co podkreśla większość komentatorów, że założenia co do dochodów zależą od spełnienia się dosyć optymistycznych prognoz w zakresie wzrostu – przyznaje przewodniczący Rady FOR. – Nie prorokuję katastrofy budżetowej, natomiast dobrze, żeby rząd miał jakiś plan B. Ale nie powinien on polegać na podwyżce podatków, albo na takim posunięciu, jakim był skok na OFE.
Przekonuje, że najlepsze byłoby "porządne ograniczenie nadmiernie rozrośniętych wydatków".