W piątek między godz. 7 a 9 rano z powodu strajku ostrzegawczego, zorganizowanego przez kolejowe związki zawodowe, w całej Polsce zatrzymano ponad 380 pociągów, czyli ok. 40 proc. wszystkich, które w tym czasie wyjechały na tory. Przywracanie normalnego ruchu pociągów trwało kilka godzin. PKP Intercity była jedną ze spółek, których część załogi strajkowała.
"Frekwencja w naszych pociągach była wyraźnie niższa niż zwykle" - powiedział Malinowski. Wyjaśnił, że w przypadku pociągów najwyższej kategorii Express Intercity frekwencja była o 40 proc. mniejsza niż zwykle, a w pociągach TLK - o 30 proc. W związku z tym spółka szacuje swoje utracone korzyści na ponad 1 mln zł.
Jak poinformował PAP Michał Wrzosek z PKP Intercity, kwota ta może się jeszcze nawet podwoić, ponieważ nie są w niej uwzględnione roszczenia pasażerów. Pasażerowie mogą domagać się od przewoźnika odszkodowania w przypadku, gdy pociąg opóźni się o więcej niż 60 minut. Pasażerowie składów opóźnionych od 60 do 119 minut mogą żądać odszkodowania w wysokości 25 proc. ceny biletu nie tracąc prawa do przewozu. Powyżej 120 minut to 50 proc. ceny. Dotyczy to pociągów EIC i ekspresów.
Pasażerowie mają 30 dni na złożenie reklamacji. Dopiero po tym czasie przewoźnik będzie mógł ostatecznie podsumować, ile kosztował go dwugodzinny piątkowy przestój.
Z powodu piątkowego protestu było opóźnionych ok. 100 pociągów PKP Intercity. Spółka zapewniła wówczas, że wszystkie niewykorzystane bilety mogą być zwracane w kasach bez żadnych potrąceń.