Obecnie obowiązuje w Polsce 40-godzinny wymiar tygodniowego czasu pracy pracownika pełnoetatowego. Jest możliwość pracy na 4/5 czy 3/5 etatu, jest także możliwość realizacji etatu w 4 dni robocze trwające po 10 godzin dziennie.

Czytaj również: Szef PIP: Skrócenie czasu pracy to zmiana, która niewątpliwie nas czeka>>

Demografia

Zgodnie z prognozą ludności GUS na lata 2023-2060 liczba osób w wieku produkcyjnym w Polsce skurczy się od roku 2022 do roku 2060 z 22,17 mln do 15,1 mln w wariancie średnim i do 13,31 mln w wariancie niskim, który od opublikowania prognozy okazał się bardziej optymistyczny niż rzeczywiste dane (np. dzietność w 2023 r. spadła poniżej 1,2, co miało się stać dopiero w 2040 r.). Średnio powinniśmy spodziewać się ubytku 186-233 tys. osób w wieku produkcyjnym rocznie. W 2023 r. faktycznie ubyło 184 tys. osób w wieku produkcyjnym.

OECD ma podobną diagnozę, w scenariuszu średnim spodziewa się spadku ludności w wieku produkcyjnym w Polsce o 25 proc. do 2050 r. (United Nations, Department of Economic and Social Affairs, Population Division (2024). World Population Prospects 2024: Summary of Results. UN DESA/POP/2024). W poniższych akapitach opieram się o dane wariantu średniego według prognozy GUS.

Ubytek liczby osób w wieku produkcyjnym ma w latach 2025-2031 roku spowolnić poniżej 100 tys. osób rocznie, w 2036 r. przyspieszyć powyżej 150 tys. osób rocznie, w roku 2038 przekroczyć 200 tys. rocznie, zaś w latach 2040-49 oscylować w przedziale 286-318 tys. rocznie i przekroczyć średnio 300 tys. rocznie. To ponad 1000 osób mniej każdego dnia roboczego.

Sytuacji nie poprawia wydłużenie wieku możliwej aktywności zawodowej. Liczba osób w wieku produkcyjnym (czyli 18-59 lat dla kobiet i 18-64 lata dla mężczyzn) kurczy się w wariancie średnim o 7,07 mln. Tymczasem liczba osób w wieku 20-64 lat bez względu na płeć skurczy się w tym samym wariancie o 7,33 mln, w wieku 20-69 lat o 7,78 mln, zaś w wieku 20-74 lata o 7,63 mln. Możemy dążyć do podniesienia aktywności zawodowej seniorów, ale nie możemy liczyć na mniejszy ubytek ludności w wieku produkcyjnym dzięki wydłużaniu efektywnego wieku emerytalnego.

Jednocześnie przyrastać będzie liczba osób w wieku poprodukcyjnym: liczba osób 65+ zwiększy się o 45 proc. z niecałych 3 mln w 2022 r. do 4,3 mln, zaś liczba osób 80+ urośnie o 176 proc. z niecałych 500 tys. do 1,36 mln.

Kurcząca się o 32 proc. grupa osób w wieku produkcyjnym będzie musiała zapewnić towary i usługi dynamicznie rosnącemu pokoleniu seniorów.

Postępuje nie tylko dramatyczny ubytek liczby ludności w wieku produkcyjnym, ale także zmiana struktury wiekowej ludności w wieku produkcyjnym. Liczba osób w wieku 18-44 lata skurczy się aż o ponad 37 proc., podczas gdy liczba osób w wieku 45-59/64 lata spadnie o niecałe 24 proc. Osoby po 45, 55 czy 65 roku życia nie są fizycznie w stanie być średnio tak samo aktywne jak 35-latkowie.

Szacunki spadku podaży pracy oparte o liczbę ludności są zbyt optymistyczne, jeśli nie biorą pod uwagę czasu pracy, który należy w Polsce do średnio najwyższych w Europie, co wynika z masowej pracy Polaków na cały etat. Można oczekiwać, że zgodnie z wzorcami z krajów rozwiniętych także w Polsce, wraz ze starzeniem się społeczeństwa, nastąpi upowszechnienie się pracy w niepełnym wymiarze czasu pracy, na część etatu. To szansa z perspektywy aktywności zawodowej seniorów, osób z niepełnosprawnościami, osób przewlekle chorych oraz opiekunów (tych osób oraz dzieci), jednak spodziewajmy się istotnego spadku średniego czasu pracy osób w wieku produkcyjnym.

Według Mc Kinsey do roku 2050 wyizolowany czynnik demograficzny doprowadzi do spadku polskiego PKB o 1/3. Inne zasoby i efektywność ich wykorzystania muszą najpierw „zasypać" tę lukę, by można było mówić o wzroście gospodarczym w naszym kraju.

 

Nowość
Bestseller
Nowość
Bestseller

Kazimierz Jaśkowski

Sprawdź  

Skrócenie czasu pracy

Powyższa diagnoza nie uwzględnia skrócenia tygodniowego wymiaru czasu pracy.

Jednocześnie w gospodarce nie widać innych działań rozładowujących kryzys demograficzny: inwestycje i innowacje są na poziomie niskim nawet na standardy UE, opracowywana strategia migracyjna będzie prawdopodobnie zakładać brak możliwości rozwiązania problemu demograficznego poprzez migracje, zaś forma fizyczna młodych Polaków spada względem historycznych standardów, przez co trudno oczekiwać znacznego wydłużenia życia w zdrowiu.

Pomysł skrócenia czasu pracy do 32-35 godzin tygodniowo, czyli o 12-20 proc., to krok o ogromnej sile rażenia, odpowiednik zniknięcia w Polsce 3-4 mln osób w wieku produkcyjnym.

Realizacja tego pomysłu miałaby fatalne skutki. Pogłębiłaby efekty kryzysu demograficznego na rynku pracy. Pogłębiłaby problemy podażowe w gospodarce, gwarantując recesję w krótkim terminie i znacznie wolniejszy wzrost w długim terminie. Spowodowałaby niepokoje społeczne i wzrost poparcia dla skrajnych ugrupowań politycznych. Byłaby źródłem utraty konkurencyjności na tyle znacznej, że nawet w warunkach kryzysu demograficznego może być problem z bezrobociem, głównie młodych, którzy nie będą dość wydajni, by w 4 dni zapracować na galopującą płacę minimalną, względem średniej płacy w gospodarce wśród 3 najwyższych w UE.

Przy gwałtownie obniżonej dostępności nisko kwalifikowanej pracy mniejsze byłyby szanse na miejsca pracy o wyższej wartości dodanej i wyższych wynagrodzeniach, które powstają wokół istniejących fabryk w skojarzeniu z produkcją. Rozwój automatyzacji i R&D nie wystąpi w kraju bez produkcji, tak jak nie występuje dziś w Hiszpanii czy Grecji. Atrakcyjne miejsca pracy powstają z czasem wokół niskopłatnych miejsc pracy na zasadzie kuli śniegowej. Przerwanie tych procesów to przepustka do relokacji inwestycji z Polski.

Wyższa wartość dodana jest efektem modernizacji zapracowanych gospodarek. Nie będzie efektem skokowego wprowadzenia wolnych śród, czwartków i piątków i czekania na wysoką wartość dodaną przemysłu i usług. Ten mechanizm działa w jedną stronę, tak jak nie działa popychanie sznurka.

Czytaj również: Ważne i korzystne zmiany w prawie pracy Polacy zawdzięczają Unii>>

Błędne założenia

Minister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej i wielu przedstawicieli strony pracowników posługują się błędnym założeniem, że Polacy pracują istotnie dłużej niż średnio w UE. Tak faktycznie wynika z danych Eurostat: w 2023 r.  średni tygodniowy czas pracy w UE wyniósł 36,1 godziny, zaś dla Polski 39,3 godziny. Te dane nie mogą być analizowane powierzchownie, bo wymagają kilku korekt.

Po pierwsze, to efekt osób pracujących na część etatu, których w Polsce jest ponad 3-krotnie mniej niż średnio w UE. Jeśli wszyscy emeryci w Polsce pracowaliby od jutra średnio po 4 godziny tygodniowo, to nie stalibyśmy się przez to najmniej zapracowanym narodem, choć średni czas pracy Polaków wg Eurostat byłby najniższy w UE. Jeśli popatrzymy na czas pracy tylko pracowników pełnoetatowych, to w 2023 roku wynosił on średnio w Polsce 40,3 godziny i był nieznacznie dłuższy niż średnio w UE: 39 godzin.

Po drugie, wymagana jest korekta o przerwy w pracy, które w Polsce są wliczone do czasu pracy (minimum 15 minut dziennie) zaś np.: w Niemczech czy Francji nie są wliczane do czasu pracy. Czyli Polak pracujący 40,3 godzin tygodniowo de facto według standardów niemieckich czy francuskich pracuje 39 godzin.

Po trzecie, UE podaje tę statystykę dla wszystkich pracujących, także samozatrudnionych, którzy średnio pracują znacznie dłużej niż pracownicy etatowi. Samozatrudnionych jest w Polsce jest relatywnie dużo.

Analogicznych korekt, a nie prostego wnioskowania, wymaga statystyka liczby godzin przepracowanych w roku, która także jest źródłem mylnych poglądów o ponadprzeciętnym „zapracowaniu" Polaków.

 

Sprawdź również książkę: Meritum Prawo Pracy 2024 >>


Przykład belgijski

Często przywoływani Belgowie dostali w 2022 roku prawo, którego realizacja jest od lat możliwa w Polsce: mogą pracować 4 dni w tygodniu ale bez skrócenia tygodniowego czasu pracy, który wynosi tam 38 godzin tygodniowo i nie zawiera czasu przerw, które wynoszą minimum 15 minut dziennie. Polak pracujący tak samo długo pracowałby wg polskich standardów uwzględniających czas przerwy 39 lub 39,25 godziny. Belgia jest krajem znacznie zamożniejszym od Polski.

 

Niewłaściwe podstawy

Minister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zleciła Centralnemu Instytutowi Ochrony Pracy badania dotyczące skrócenia wymiaru tygodniowego czasu pracy na samopoczucie pracowników. Nic nie słychać o badaniu wpływu tego pomysłu na konkurencyjność gospodarki, PKB, zamożność gospodarstw domowych.

Udawanie, że dobrobyt Polaków zależy od ustaw, a nie od ilości produktów, towarów i usług, które powstają w gospodarce, to prosta analogia do czasów komunistycznych, które skończyły się niedoborami i drożyzną na czarnym rynku.

Praca jest ciężka, kosztuje wysiłek, ale zwraca produkt, który jest podstawą dobrobytu. Nie da się zjeść ciastka i mieć ciastko. Równie dobrze można uznać że negatywnie na dobrostanie Polaków odbija się płacenie podatków i przestrzeganie drogowych limitów prędkości. Takie obserwacje nie powinny logicznie prowadzić do usuwania podatków i ograniczeń prędkości. Także comiesięczne wakacje na Rodos podniosłyby większości z nas komfort życia, ale nie możemy z tego wnioskować o właściwych politykach państwa polegających na sponsorowaniu tych wakacji, czy to z budżetu państwa, czy przez pracodawców.

Czytaj również: Będziemy pracować dłużej - jak odnajdą się w tym seniorzy?>>

Czy technologia nas uratuje?

Teorie o zastąpieniu pracy ludzi przez technologię czy sztuczną inteligencję mogą być prawdziwe, jednak byłby to chyba pierwszy taki przypadek w historii: poprzednie rewolucje technologiczne, np.: rewolucja przemysłowa w początku XIX wieku czy internetowa 25 lat temu wprawdzie zlikwidowały szereg miejsc pracy odpowiednio w rzemiośle czy usługach, np.: w rzemiośle lub telefonicznym zamawianiu taksówek czy kwater, ale jednocześnie stworzyły nawet większe zapotrzebowanie na pracowników w nowych dziedzinach.

Zmniejszenie nakładu pracy w gospodarce po rewolucji technologicznej będzie się raczej wiązać z rezygnacją ze spełnienia nowo wykreowanych potrzeb i konsumpcji dopiero co powstających dóbr. Romantyczna wizja sielskiego życia z dala od zdobyczy technologii jest możliwa dla jednostek, które wybiorą życie w Bieszczadach, ale dla społeczeństw oznacza zacofanie, słabość ekonomiczną i podatność na obcą agresję.

Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP